Red Dead Redemption 2 #2: Bijatyka w Valentine

Red Dead Redemption 2 fanfic

Po trzech tygodniach wegetacji, bo inaczej tego nazwać nie można, opuściliśmy górskie przełęcze i pełniącą rolę tymczasowego schronienia górniczą osadę. Przenieśliśmy się w bardziej przyjazne życiu rejony nieopodal miasteczka Valentine.

Nieciekawa to okolica, w której dominują gospodarstwa, a ludzie żyją skromnie, próbując utrzymać rodziny z hodowli trzody chlewnej. Przynajmniej w obozie mamy trochę więcej miejsca, a i można sypiać pod gołym niebem, przy normalnej temperaturze powietrza. Przed gangiem sporo pracy, bo niemal wszystkie zapasy zostały zużyte. Pearsons rozkłada ręce, bo nie ma z czego robić swoich pożywnych gulaszów. Mój wóz z amunicją, ale też ten Straussa, z medykamentami, świecą pustkami. Dutch miał wszystkie powody tego świata, by stanowczo polecić członkom grupy zabranie się do roboty. Każdy z nas ma wykorzystać swoje talenty i zarabiać dolary. Darmozjady nie będą tolerowane. W pełni go popieram. Cieszy, że zaczyna myśleć trochę bardziej klarownie i skupiać uwagę na najpilniejszych potrzebach, a nie dalekosiężnych planach i marzeniach.

Pierwsze uprzejmości w Valentine

Nie specjalnie ciągnęło mnie do kontaktów z ludźmi, więc wykorzystałem pierwszy dzień pobytu w nowym miejscu na prace na rzecz obozu. Dutch nie był zachwycony i wyraził stanowczo swoją dezaprobatę. Jako człowiek czynu powinieneś działać, a nie szwędać się między wozami z workiem ziarna na plecach – powiedział. Jakby nie zauważył tych bel siana i trucheł upolowanych zwierząt, które co rusz przenosiłem. Nie chciałem wdawać się w dyskusje.

RDR fanfic

Akurat tak się złożyło, że chwilę później namierzyłem Wujka, dyskretnie drzemiącego za jednym z wozów. Jak to zwykle bywa, nie przemęczał się. Potrzebował małej pomocy, by przypomnieć sobie, że miał podjechać do Valentine po kilka rzeczy. Skończyło się tak, że wozem do miasteczka ruszyliśmy w piątkę, bo do naszej dwójki dołączyły też trzy dziewczyny z obozu. Gdyby nie one, nie musiałbym po drodze udawać dobrodusznego dżentelmena i łapać koni, które zerwały się napotkanemu woźnicy. Ale my faceci, bywamy naiwni i podatni na urok dam.

Valentine szybko przypomniało mi, czemu wolałem ostatnio włóczyć się po lasach, zamiast przebywać wśród ludzi. Kobiety postanowiły wykorzystać swój czar i lepkie rączki, by obrobić paru wstawionych gości. Plany się im skomplikowały i potrzebna była interwencja. Przynajmniej mogłem na chwilę odpocząć od wydumanych opowieści Wujka i kolejnych rundek brandy. Spłoszyłem dawnego znajomego jednej z obozowiczek, który najwyraźniej ma jej coś do zarzucenia, a później uratowałem drugą z rąk pijaka, który w hotelowym pokoju zamierzał zbyt ostro się zabawić. Jak się okazało, była to tylko mała rozgrzewka.

Już mieliśmy się zbierać w drogę powrotną, gdy jakiś facet rozpoznał mnie z Blackwater. Na nic zdały się moje stanowcze zaprzeczenia. Gdy nagle zaczął uciekać, ruszyłem w pogoń na pierwszym koniu, który był pod ręką. Nieznajomy wpadł w taką panikę, że omal nie zwalił się ze swoim wierzchowcem z klifu. Zawisł nad przepaścią i zaczął rozpaczliwie błagać o pomoc. Biedaczysko, szkoda, że nie wytrzymał tej chwili dłużej.

Red Dead fanfic

Wróciłem do miasta i oddałem konia, gdy z saloonu doszły mnie krzyki Javiera Escuelli. Sprawdzenie sytuacji nie było najrozsądniejszym wyborem, bo ledwie minutę później w środku zjawił się też pijany Williamson, który wszczął burdę. Pięści poszły w ruch i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nagle z góry nie zszedł potężny mężczyzna z zamiarem zaprowadzenia porządku. Omal nie udusił Javiera, więc rzuciłem się na niego i w efekcie wyleciałem przez frontowe okno, prosto w błocko. Płaszcz, kapelusz, bielizna i twarz. Wszystko było w błocie. Osiłkowi to jednak nie wystarczyło i wyszedł dokończyć dzieła. Miał potężny lewy sierpowy, który szczęka zapamięta na długo.

Potrafiłem się jednak odwdzięczyć, a gdy sprowadził walkę do parteru, wykorzystałem spryt, by osiągnąć przewagę. Wściekły na całą sytuację, z mokrą ziemią w ustach i wszystkich innych otworach ciała, omal go nie zabiłem. Powstrzymał mnie dopiero jakiś mieszkaniec, krzycząc błagalnym głosem. Dałem spokój. Za moment przed budynkiem saloonu zjawił się Dutch, który zabrał na drinka dawnego znajomego. Przynosił informację, że Sean żyje i jest przetrzymywany dla okupu w Blackwater. Oczywiście, trzeba  go ratować. Jak zwykle, Dutch jest gotów podjąć każde ryzyko, gdy chodzi o członka grupy. Ja wówczas marzyłem jednak tylko o tym, by obmyć się i wrócić do obozu spać.

RDR opowiadanie

Wróbel w garści

Kolejny poranek nie należał do przyjemnych. Ciało boleśnie przypomniało o wydarzeniach z wczorajszego wieczora. Marzyłem o spokoju, ale nim zdołałem osiodłać konia i wyruszyć na polowanie, zagadnął mnie Strauss. Jego lichwiarska robota była zakończona, teraz potrzebował kogoś wyspecjalizowanego w odbieraniu zaległych długów. Podał mi nazwiska trzech osób i delikatnie poprosił o w miarę sprawne załatwienie sprawy. Najbliżej miałem do farmera o dziwnie brzmiącym nazwisku Wróbel. Przeprawiłem się przez płytką rzekę i stromym podjazdem oraz wąską ścieżką dotarłem do gospodarstwa. Było pusto i cicho. Miałem tylko nadzieję, że nie będę musiał wracać z pustymi rękami lub co gorsza szukać teraz Wróbla po okolicy.

Był w domu. Na tym kończyły się pozytywne aspekty tej sprawy, bo angielski znał tylko w podstawowym zakresie i próbował się tłumaczyć w swoim ojczystym języku. Zmęczony jego paplaniną, złapałem go za fraki i uspokoiłem mocnym ciosem w twarz. Uzgodniliśmy, że odbiorę należność w formie cennych przedmiotów, które miał. Jakiś pierścionek, trochę alkoholu, zegarek kieszonkowy. Oskubałem go do zera, ale sam sobie jest winien. Nie trzeba było zadawać się ze Straussem.

Wróciłem do obozu i włożyłem do skrytki na obozowe fundusze 39 dolarów i kilkanaście centów. Strauss, dziwnie usatysfakcjonowany, skomentował, że chyba nieźle mi poszło. Odparłem tylko, że dług został odebrany i poszedłem do swojego namiotu.

Red Dead Redemption 2 to utrzymany w klimatach Dzikiego Zachodu sandbox, w którym poznajemy losy gangu Dutcha van der Linde’a. Swoje wrażenia z przygody spisuję w formie notatnika głównego bohatera, Arthura Morgana. Jeśli podoba Ci się ten fanfic, odwiedzaj Gralingrad regularnie, a nie przegapisz kolejnych odcinków. Obserwuj też profile bloga 
na Facebooku/Twitterze. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.

<—- Poprzedni odcinek Następny odcinek —>

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.