Moja kariera w FM 2016 #102: Niekontrolowany wybuch w szatni
To był nagły i niekontrolowany wybuch złości. Niczym sir Alex Ferguson przed laty w szatni Manchesteru United, wpadłem w szał i przestałem myśleć zdroworozsądkowo. Poleciały przekleństwa, miotałem się po pomieszczeniu i retorycznie pytałem podopiecznych, czy wiedzą, na czym polega ich praca.
To nie miało prawa się udać. Takie zachowanie to oznaka bezradności szkoleniowca, która z reguły jest początkiem jego końca w danym klubie. Na pewno sygnalizuje, że coś jest nie tak w relacjach trenera z piłkarzami. W nerwach szczególnie ostro skomentowałem ostatnie występy napastników, nie kryjąc się z tym, że kolejne potyczki bez gola w wykonaniu Junga i Muratovicia mnie już wyraźnie wkurzają. W tamtym momencie byłem gotów nawet zerwać z nimi kontrakty i wywalić na podbój drugiej ligi, bo byłem przekonany, że na nic więcej się nie nadają. Na szczęście zachowałem resztki rozsądku.
Atmosfera więc jeszcze bardziej siadła i na kolejnych treningach w następnych dniach dało się odczuć ciężar niedawnej porażki z Ajaccio i następujących po niej wydarzeń. To nie był dobry prognostyk przed konfrontacją w Lidze Mistrzów z Benficą. Portugalczycy przyjeżdżali do Paryża w konkretnym celu. Chcieli wygrać i ustawić się w dobrej sytuacji w grupie H. Doskonale to znałem, bo to nie pierwsza ekipa wizytująca na Stade Chariety z zamiarem ogrania gospodarzy. Nie zamierzałem jednak klękać i oddawać pokłonu faworytom. Paris FC wypuszczałem w bój usposobione ofensywnie, z kilkoma niespodziankami w wyjściowym składzie. Odświeżyłem przede wszystkim atak. Hoda na szpicy, Zeravica na lewej i Dembele na prawej stronie boiska. Tego PFC wcześniej nie grało zbyt często.
Stanąłem przy linii bocznej i przełknąłem ślinę. Teraz przekonam się, jak głęboki dół sobie wykopałem niedawną awanturą. Każdy scenariusz był możliwy. PFC wychodzi na prowadzenie po typowej akcji skrzydłem, którą z drugiej strony zamyka z bliska Zeravica. Później w podobnym stylu dokłada dwa trafienia Hoda. Del Fabro fauluje rywala w szesnastce i Benfica odrabia na 1:3. Ale pierwsza połowa to zdecydowanie najlepszy występ mojej jedenastki od tygodni. Chwalę chłopaków w szatni, ale też nie jestem zbyt wylewny, bo to dziwnie by wyglądało po niedawnym ataku wściekłości. Druga połówka zaczyna się najgorzej jak można, bo od drugiego żółtka wyłapanego przez Gastona Silva. Urugwajczyk znowu dał się ponieść emocjom. To nie pierwszy jego wybryk w klubie. Na szczęście koledzy wspinają się na wyżyny i odpowiednio łatają dziurę. Benfica naciska mocniej, ale naraża się na kontrę, którą po indywidualnej akcji popisowo wykańcza Dembele. Gromimy Portugalczyków 4:1!
W jednym z pierwszych wywiadów po spotkaniu jeden z reporterów pyta mnie, czy Paris FC nie robi się za ciasne dla takiego futbolowego geniusza jak Dembele. Jak zwykle przesadzona opinia, ale zatrzymuję tę uwagę dla siebie i odpowiadam tylko, że Ousmane to świetny piłkarz, który na Stade Chariety ma wszystko, co potrzebne. Dobre warunki, ambitne otoczenie i szansę na regularną grę o najwyższe cele. Nie ukrywam, że w ten sposób rzucam przynętę, by wybadać teren. Wiem, że mój komentarz dotrze do zainteresowanego. O dziwo Malijczyk bardzo pozytywnie reaguje na te słowa i w swoim wywiadzie też chwali Paris FC oraz deklaruje, że jest mu tu dobrze. Zasłona dymna? Zagrywka psychologiczna? Coraz trudniej jest mi rozgryźć skrzydłowego.
Zdaję sobie sprawę, że zatrzymanie Dembele na kolejny sezon będzie wyzwaniem. Na razie jednak nie muszę sobie zaprzątać tym głowy. Ważniejsze było wyprostowanie kursu Paris FC, a cenny triumf nad Benficą zdecydowanie dawał nadzieję na powrót na właściwe tory. Nieumyślnie też zwiększyłem rywalizację w składzie, dodając zespołowi dodatkowej energii. Jak?
Z rywalami z Lizbony na prawym skrzydle zagrał Dembele. Do tej pory na tej pozycji nominalnie grywał mój kapitan, Hicham Khaloua. Marokańczyk jednak w tym sezonie był ledwie tłem samego siebie z poprzednich rozgrywek. Po znakomitym mundialu, długo się regenerował, co poskutkowało kłopotami z dyspozycją. Postanowiłem dać mu szansę w ligowym starciu z Montpellier, bo widziałem, że jest bardzo zmotywowany wyczynem konkurenta z Mali w Champions League. Przewidywania się sprawdziły. Hicham zagrał mecz, który można by pokazywać juniorom, jako materiał szkoleniowy. Praktycznie w pojedynkę rozjechał niżej notowanych przeciwników, strzelając cztery gole. Jeden z karnego, dwa z rzutów wolnych, czwartego z akcji. To były jego pierwsze trafienia od sierpnia, gdy wpisał się na listę strzelców z Nantes. Khaloua wracał do świata żywych po dwóch miesiącach marazmu. Idealnie, bo teraz jego wysoka forma będzie nam bardzo potrzebna.
Tymczasem w Ligue 1 tradycyjnie każdy potrafił wygrać z każdym. Stawce liderował rewelacyjny skład Lille, który mógł się w pewnym momencie pochwalić bilansem 10 zwycięstw, remis i porażka. Nawet Paris Saint-Germain nie było w stanie utrzymać takiego tempa. Jak to jednak bywa we Francji, tutaj faworyci potrafią potknąć się na najmniejszej przeszkodzie. Wkrótce więc tabelą wstrząsnęły takie rozstrzygnięcia, jak triumf Monaco nad PSG 2:1. Trzy dni później ten sam klub z księstwa poległ z Marsylią 1:4, a rozstrzelał go m.in. szybko aklimatyzujący się we Francji Firmino. W następnej rundzie Lille zostało zatrzymane przez Dijon, ta mocna Marsylia wyrżnęła się na Lorient, a szukający formy i pałętający się w środku stawki Lyon odebrał trzy punkty Monaco.
W takiej sytuacji nasz triumf nad Tuluzą miał szczególną wartość. Khaloua znowu trafił, pewnie zamieniając na gola jedenastkę, a wynik ustalił młody Zeravica. Serb robił sobie świetną reklamę i jeśli nagle nie spuści z tonu to prawdopodobnie powalczę o niego za kilka miesięcy. Gwiazdą wieczoru został jednak Feham, który powoli wkracza do świata poważnej piłki. Na razie daję mu szanse z co słabszymi przeciwnikami. Kilka razy nie uniósł ciężaru oczekiwań, ale z Tuluzą był fenomenalny. Świetnie rozrzucał piłki, konstruował akcje i regulował tempo. Takie potyczki nie tylko dodadzą mu pewności siebie, ale pozwolą mi też spokojniej znosić kolejne dziwne akcje Alexisa Zapaty. Następcę mam praktycznie pod ręką.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.