InFamous #5: Niegościnne Warren
Energia elektryczna stała się podstawowym narzędziem, którym bandyci wymuszali posłuszeństwo na mieszkańcach poszczególnych dzielnic Empire City. Pogrążone w ciemnościach części miasta wyglądały mrocznie i były niemal wyzute z życia. Każdy, kto próbował wyjść na ulice, mógł spokojnie zaliczać się do grona straceńców lub niemal samobójców. Co gorsza w takich warunkach sam również byłem postawiony pod ścianą.
Dust Men
Slumsy Warren powitały mnie ostrzałem z każdej strony. Jakby Dust Men wiedzieli, że nadchodzę i zamierzali w zarodku stłumić potencjalny bunt. Nie chcieli powtórzyć błędów Żniwiarzy, którzy zajmowali już tylko niewielkie tereny dzielnicy Neon. Pozbawiony źródeł mocy musiałem ostrożnie obchodzić się z zapasami energii, której i tak miałem mniej po bitwie z Sashą. To tylko utrudniało sprawę, bo śmieciarze, którym stawiałem czoła, byli całkiem wytrzymali. Bezdomność najwyraźniej uodporniła ich na ból i nieprzyjemności w rodzaju łaskotania prądem.
Potrzebowałem szybkiej pomocy i Moya nie zawiodła, wskazując kolejny transformator. Ponownie zszedłem do pogrążonych w mroku kanałów, by stawić czoła rozstawionym tam strażnikom, ale też nagimnastykować się skakaniem nad ściekami. Dobrze, że kiedyś złapałem fazę na eksplorację Empire City i pozwiedzałem także tunele pod ziemią. To trochę ułatwiło mi poruszanie się, wszak działałem często po omacku.
Przywrócenie prądu we wschodniej części Warren oznaczało, że miałem swój mały przyczółek. Zewsząd jednak czyhały niebezpieczeństwa, bo na całym obszarze wprost roiło się od Dust Menów. Nie potrzebowałem wiele czasu, by natknąć się na nowego wroga. Posiadające moc grubasy mogły posyłać w bój małe i szybkie potwory, które dotkliwie kąsały. Ni to kraby, ni psy, ni kleszcze. Tałatajstwo, które plątało się pod nogami i jeszcze bardziej utrudniało życie.
Inżynierowie na celowniku
Tym bardziej zacząłem doceniać swoje nowe zdolności. Mocniejszy pocisk eksplodujący po kontakcie z wrogiem nie był może najszybszy, ale miał destrukcyjną siłę. O wiele praktyczniejsza okazała się zdolność krótkiego utrzymywania się w powietrzu, dzięki której mogłem sprawniej poruszać się pomiędzy dachami budynków. Tam przynajmniej nie napotykałem tych małych robali.
Miałem pełne ręce roboty w Warren. Trish zadzwoniła z informacją, że bandyci porywają i zmuszają do współpracy inżynierów z różnych części miasta. Obawiała się, że coś złego może stać się przyjacielowi rodziny, Rogerowi. Miała nosa. Kiedy dotarłem we wskazane miejsca, klęczał przed własnym domem, a wokół niego kręciło się dwóch zbirów. Musiałem być bardzo dokładny i wyeliminować obu niemal w jednym momencie. W przeciwnym razie inżynier by zginął. Przydatna okazała się umiejętność, dzięki której miałem w rękach niemal snajperkę.
To nie był koniec, bo musiałem jeszcze odeskortować Rogera do mechanizmu aktywującego zwodzony most. Celem było przywrócenie ruchu pomiędzy dystryktami Neon i Warren. Mogłem się domyślić, że nie spodoba się to bandziorom. Na szczęście nacierali frontalnie, bez planu, co ułatwiło obronę. Złośliwość rzeczy martwych zrobiła swoje i most zablokował się podczas procedury opuszczania.
Mali i duzi bohaterowie
Niezbędna była pomoc kogoś po drugiej stronie. Roger uruchomił swoje kontakty, a ja pognałem do Neon, by ratować drugiego inżyniera przed niechybną śmiercią ze strony Żniwiarzy. To było popołudnie wypełnione bieganiem i walką. Zakończone sukcesem, bo most udało się opuścić. Oba dystrykty zostały połączone. Już po chwili zobaczyłem pierwsze samochody, przeprawiające się na drugą stronę. Wielu cywilów wyczekiwało na taką szansę, jakby łudzili się, że życie po drugiej stronie rzeki wygląda sielankowo.
Muszę przyznać, że Roger i jego kolega mi zaimponowali. Ryzykowali życie dla dobra społeczności. Z poczucia obowiązku i odpowiedzialności za innych. To są prawdziwi bohaterowie. O nich jednak nikt nie mówi.
Zeke potrzebował z kolei swojego prywatnego herosa, bo chciał dobrać się do majtek siostry jednego gościa. Poprosił, żebym go odnalazł, ale jedyne na co wpadłem to zimne zwłoki mężczyzny. Znosząc jęczenie kumpla do słuchawki, zrobiłem krótkie śledztwo i dopadłem w końcu Conduita, który dokonał bezdusznego mordu. Czy było warto? Później okazało się, że nie bardzo, bo Zeke trafił na listę „przyjaciół” i na nic więcej nie mógł liczyć od swojej znajomej.
Przykro się słuchało, bo brzmiał jak zbity pies po nieudanej randce. Obawiam się, że takie sytuacje tylko namącą mu jeszcze bardziej w głowie. Za wiele razy zdążył już wspomnieć, że też potrzebowałby supermocy. Wydaje mu się, że wtedy życie jest usłane różami. Wyobraża sobie siebie otoczonego wianuszkiem kobiet i przemierzającego ulice przy wiwatującym wokół tłumie. Próbuję mu wytłumaczyć, że posiadanie nadludzkich zdolności ma dużo mniej przyjemnych konsekwencji. Szkoda, że zamiast drinków z palemką sam dostaję na razie jedynie kolejne postrzały, a zamiast kwiatów lecą w moją stronę, co najwyżej, granaty od „wielbicieli”.
Widmo masowego mordu
Oczywiście nie jest tak, że cała ta ciężka harówa nie przynosi żadnych efektów. Zeke regularnie mi przypomina, jak to zmieniła się dzielnica Neon, odkąd trochę przycisnąłem Żniwiarzy. Ludzie mogą swobodniej wyjść na ulice, zrobić zakupy, odwiedzić bliskich. W kwarantannie daję im namiastkę normalności. Ale wszystko to wisi tak naprawdę na włosku.
Zrozumiałem to, kiedy ratowałem cywilów z zacumowanych łodzi, na których pozamykali ich w klatkach Dust Meni. Chcieli wykorzystać żywe tarcze, licząc, że w ten sposób przedostaną się przez barykady utworzone przez statki straży wodnej. Moya nie pozostawiła mi wątpliwości. Wszyscy funkcjonariusze są w stanie gotowości i mają strzelać bez ostrzeżenia do każdego, kto się zbliży.
Musiałem jak najszybciej zniszczyć silniki, by uziemić poszczególne łajby. Nie mogły wypłynąć, bo jeśli znalazłyby się na wodach wokół Empire City, zostałyby zatopione. Nikt nie zamierzał liczyć się z życiem niewinnych. Władze miały tylko jeden cel – zapobiec rozprzestrzenieniu się epidemii. Kwarantanna była priorytetem. Kiedy to usłyszałem, narosła we mnie złość. Wdałem się w pyskówkę z Moyą i pierwszy raz usłyszałem wściekłość po drugiej stronie słuchawki. – Nigdy więcej nie mów do mnie tym tonem. Jeśli mnie odsuną, żadna umowa nie będzie respektowana i na nic nie będziesz mógł liczyć – słowa rąbnęły we mnie niczym młot.
Mogłem tylko zacisnąć usta i skupić się na eliminowaniu strażników, pilnujących łodzi. Czas nie był moim sprzymierzeńcem. Jeśli walki by się przeciągnęły, politycy byli gotowi nawet zamknąć temat zrzuconymi na dystrykt bombami. Tysiące cywilów? Co ich obchodzi, większe dobro wymaga wszak poświęceń. Mogłem spodziewać się, że takie widmo wymordowania całego Empire City będzie wisieć nade mną do samego końca.
—
InFamous to opracowana przez studio Sucker Punch i wydana w 2009 roku produkcja z otwartym światem, w którym możemy zostać zbawcą lub katem Empire City. Utrzymana w stylistyce łączącej elementy komiksowe i bliskie rzeczywistości przedstawiania świata, zabiera nas w intensywną podróż u boku Cole’a McGratha, który pewnego dnia przypadkowo zyskuje nadludzkie moce. Jak je spożytkuje? Towarzysz mi podczas wspólnej wyprawy przez świat InFamous i powspominaj jeden z największych hitów PlayStation 3 tamtych czasów.
Podoba Ci się moja twórczość i ten blog? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Jeśli doceniasz moją twórczość, postaw mi kawę, która pomoże mi odkopywać i przypominać kolejne klasyki z przepastnej biblioteki historii gier! Dzięki z góry!
<— Poprzedni odcinek opowieści z InFamous