Final Fantasy 7 Remake #9: Avalanche w siedzibie Shinry

Blog FF VII Remake

Prezydent Shinra nie był głupcem. Wiedział doskonale, że swoją pozycję zawdzięcza w równym stopniu bezlitosnym posunięciom, co ostrożności. W Midgarze nikt nie mógł mu specjalnie zagrozić, a mimo to cały budynek siedziby korporacji był pilnie strzeżony. Na wszelki wypadek, gdyby Avalanche, czy inna plejada buntowników, zdecydowała się na samobójczy atak.

Barretowi niespecjalnie przeszkadzał widok kilkunastu strażników i paru pojazdów opancerzonych przed głównym wejściem. Był gotów wejść tymi frontowymi drzwiami, wywalając je razem z framugą w akompaniamencie wybuchów. Na szczęście byliśmy z nim ja i Tifa, a więc osoby nieco bardziej rozsądnie oceniające nasze siły oraz szanse. Postanowiliśmy dostać się do środka po cichu, przez garaże podziemne. Nasz wielki kompan zaakceptował ten pomysł, czego szybko zaczął żałować, gdy przyszło do skakania przez kładkę nad ulicą prosto na pakę przejeżdżającej kilka metrów niżej ciężarówki. Nie bez kłopotów, ale wylądowaliśmy w komplecie na pojeździe.

FF VII Belly of the Beast

I plan cichego przekradnięcia się do głównego lobby na parterze może by wypalił, gdyby nie nieuwaga Barreta, który spadł z pojazdu na bramkach wjazdowych. Moment dekoncentracji sprawił, że stracił równowagę, gdy kierowca ciężarówki docisnął pedał gazu, by ruszyć. Hałas był wystarczający, by zaalarmować wszystkich strażników z poziomu -1. Musieliśmy stanąć do walki, eliminując małe zgrupowania jednostek ochrony i wyszkolone do walki z intruzami psy. Wyszła z tego niezła rozgrzewka, choć Tifa słusznie zauważyła, że to dopiero początek, a już musimy mierzyć się z naprawdę solidnymi siłami wroga.

Lobby budynku Shinry

Korporacji można zarzucić wiele, ale z pewnością nie brak wyczucia stylu. Lobby ich głównej siedziby onieśmielało rozmachem i od pierwszych chwil budowało misternie wyszywany wizerunek organizacji. Promowało zaawansowanie technologiczne i miało potwierdzać lata doświadczeń oraz ciężkich prac nad urządzeniami i pojazdami, które mają służyć światu. W nocy wszystkie osiągnięcia inżynierów Shinry zyskiwały jeszcze na tajemniczości i uroku, rozświetlane światłami lamp, podkreślającymi ich kształty. Były niczym wyłaniające się z mroku cuda, które mają ratować ludzkość. Szkoda, że za tą fasadą kryły się upiory, o których żaden człowiek nie chciałby wiedzieć.

Szybko zorientowaliśmy się, że potrzebujemy dostać się do recepcji, by otworzyć sobie dalszą drogę. Energetyczna bariera skutecznie broniła jednak dostępu do interesującego nas komputera. Jedyna dostępna droga prowadziła od góry, ale to oznaczałoby ryzykowny spacer kilka metrów nad ziemią, uwzględniający skoki po żyrandolach. Takiej misji podołać mogła tylko najbardziej wysportowana z nas Tifa, której lekkość i zwinność dawały szansę na pokonanie kolejnych przeszkód.

Tifa Shinra

Nawet ona miała jednak kłopoty. W pewnym momencie źle wymierzyła jeden ze skoków, a my z Barretem zamarliśmy w bezruchu, patrząc jak leci kilka metrów w dół. Szczęśliwie tylko trochę się poobijała, lądując na skórzanej pufie dla gości. Druga próba zakończyła się już powodzeniem i wkrótce mogliśmy wyruszyć dalej w górę. Pozostało tylko wybrać odpowiednią drogę – winda lub schody.

Zawsze wolałem samemu decydować o swoim losie, dlatego wybrałem opcję forsowaną przez Tifę, a więc schody. Czekała nas długa i żmudna przebieżka po klatce aż na 60. piętro. Lepsze jednak to, niż dobrowolne wejście do niewielkiej puszki, która stanowi wprost idealną pułapkę na nieprzyjaciół. Znając możliwości Shinry, przewidywałem, że mogłoby się to skończyć wypuszczeniem na nas trującego gazu czy w ogóle wysadzeniem całej windy.

Morderczy trening na schodach

Nie wziąłem tylko pod uwagę, ile cierpienia przysporzy mięśniom wbiegnięcie po tych kilkudziesięciu piętrach na górę. Pomimo aktywnego trybu życia, już po jednej trzeciej dystansu znalazłem się u krawędzi wytrzymałości. Tifa zniknęła już dawno z naszych oczów, prezentując najlepsze tempo. W jej sporadycznie rzucanych do nas odpowiedziach również słyszałem zadyszkę. Miałem ochotę przystanąć, odpocząć choćby na jedną minutę, ale tuż za mną podążał Barret. Kląc na cały świat i rzucając do siebie motywacyjne hasła, wciągał swoje wielkie ciało metr po metrze na górę. Nie mogłem nagle okazać się od niego słabszy. Ta mała rywalizacja sprawiła, że znaleźliśmy nowe pokłady energii, by pokonać cały dystans. Mordercza wyprawa zaprowadziła nas w końcu do celu, którym były pierwsze poziomy właściwej centrali Shinry.

FF VII Remake Schody

Znaleźliśmy się jakby w zupełnie innym świecie. Luksusowe, nowoczesne biura. Wykonane z dbałością o szczegóły makiety i projekty robiące użytek z rzeczywistości rozszerzonej. Całość skąpana w kojących nutach jazzowych utworów, które przygrywają w tle. Można by pomyśleć, że ludzkość stworzyła pokojowy świat, a jej cywilizacja perfekcyjnie koegzystuje z naturą. Trudno było jednak w tę bajeczkę uwierzyć, spoglądając z tej wysokości na rozświetlone sektory Midgaru wokół siedziby i widząc na horyzoncie pracujące pełną parą reaktory. Urządzenia odbierające życie planecie i zaspokajająca krótkowzroczne potrzeby ledwie garstki istot z tego świata.

Przedarliśmy się przez sekcję muzealną i tę przybliżającą idee przyświecające przywódcom organizacji. Zbyt dobrze znaliśmy wroga, by którekolwiek z propagandowych kłamstw mogło zrobić na nas wrażenie. Jedynie w Barrecie narastała wściekłość, gdy uświadamiał sobie z jak doskonale zaprogramowaną machiną propagandową próbuje się mierzyć.

Makieta Midgar

Tajemniczy sojusznik Avalanche

Wielu w takich chwilach by zwątpiło, ale nie on. Wiedział dla kogo walczy. Wkrótce też przekonał się, że nie jest osamotniony. Avalanche mogło być niedoceniane, bo dysponowało dużo mniejszymi środkami niż przeciwnik, ale miało swoich ludzi nawet na wysokich stanowiskach w centrali wroga. Tym kimś był m.in. sam burmistrz Domino, zepchnięty przez prezydenta Shinrę i jego popleczników do roli marionetki i archiwisty. Ta pozycja zupełnie mu nie odpowiadała, a że mimo ograniczeń nadal mógł wiele, postanowił wykorzystać swoje stanowisko do wsparcia buntowników. Wreszcie zrozumiałem, jakim cudem Avalanche zdołało tak długo skutecznie wymykać się rozbiciu.

Z drobną pomocą naszego nowego sojusznika dostaliśmy się dokładnie tam, gdzie chcieliśmy. Laboratorium szalonego doktora Hojo było jedynym miejscem, gdzie mogła być przetrzymywana Aerith. Teraz pozostało ją tylko odbić, a później uciec z budynku, nim sytuacja wymknie się spod kontroli.

Długo wyczekiwany remake Final Fantasy VII przedstawia wydarzenia w mieście Midgar, odsłaniając nowe wątki dotyczące losów Clouda i spółki. Zakochany w oryginale, z radością rzuciłem się w wir przygody, z której relacje możecie czytać w Gralingradzie. Kolejne odcinki już wkrótce!

Jeśli nie chcesz przegapić następnej części lub innych opowiadań na bazie gier, odwiedzaj bloga Gralingrad. Możesz też obserwować go na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube lub wspomóc stronę na Patronite. Dzięki!

<— Final Fantasy 7 Remake #8 i rana zadana Midgarowi

Final Fantasy 7 Remake #10 i spotkanie z szalonym Hojo

<——- Początek opowiadania Clouda z Final Fantasy 7 Remake

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.