Final Fantasy 7 Rebirth #6: Parada wojskowa

Final Fantasy 7 Rebirth blog

Trzymałem w rękach plastikową skrzynkę, w której znajdowały się ładnie złożone spodnie od munduru i kurtka. Obok nich leżały wypolerowane buty w czarnym kolorze. Przyglądałem się im przez chwilę, jak dawno niewidzianemu przyjacielowi. Potem sięgnąłem po leżący obok na półce, obok kilkunastu innych, biały hełm. Mam wrażenie, że minęły wieki, odkąd ostatni raz miałem na sobie oficjalny uniform żołnierzy korporacji Shinra.

Dowódca

Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Znałem to powiedzenie, a mimo to cały czas zastanawiałem się, ile możemy zyskać, wchodząc prosto do paszczy lwa. Trochę późno na wątpliwości, zwłaszcza, że sam zaproponowałem taki scenariusz. Byliśmy na tropie Sephirota, ale spotkanie z Rude’em i Eleną w kopalni mitrylu przypomniało nam, że jesteśmy cały czas na celowniku Shinry. To dość niewygodny bagaż podczas podróży po świecie, gdzie korporacja pociąga za tak wiele sznurków. Dobrze byłoby więc upewnić się, jaki mamy oficjalnie status i być może nakłonić nowego prezydenta do zmiany planów. Audiencja raczej nie wchodziła w grę, ale szybko skojarzyłem, że przecież po oficjalnej paradzie wyróżnieni żołnierze mają okazję na krótką rozmowę z liderem organizacji.

Tifa i Aerith zapaliły się do tego pomysłu i sam do końca nie wiem dlaczego. Może to chęć przygody, a może okazja założenia mundurów tak na nie działały? Początkowy sceptycyzm ustąpił miejsca podziwowi, kiedy władowaliśmy się w kłopoty zaraz po wyjściu z przebieralni. Wyżej postawieni oficerowie zarzucili nam brak obecności na treningu przed paradą i wzięli na szybki test z choreografii. Pamięć mnie nie zawiodła, a dziewczyny błyskawicznie podchwyciły układ i powtórzyły go niemal bezbłędnie. I w ten sposób nagle zostałem wybrany na kapitana siódmej jednostki piechoty Midgaru, która miała walczyć o wyróżnienie prezydenta. Uśmieszki na twarzach oficerów sugerowały wyraźnie, że czeka mnie spory problem do rozwiązania. Najpierw musiałem znaleźć swoich podkomendnych, którzy spędzali czas na różnych aktywnościach w mieście.

Cloud Strife Captain Midgar Seventh

Ciarki na plecach

Część przesiadywała w sklepach. Inni podziwiali widoki lub dyskutowali w barach czy salonach usługowych. Trochę mi zajęło skompletowanie wszystkich, ale przy okazji miałem okazję wczuć się w rolę kapitana. Nie pamiętam, czy wcześniej ktoś mi salutował i z taką uwagą wsłuchiwał się w każde słowo. A dodatkowo jeszcze spotkaliśmy Barreta, który w ramach kamuflażu musiał założyć jedyny uniform pasujący do jego atletycznej postury. To był największy marynarz w śnieżnobiałym stroju, jakiego kiedykolwiek widziałem. I jeszcze ten hak zamiast dłoni, maskujący ukryty pod spodem karabin. Trzeba oddać, że poradził sobie z niełatwym zadaniem bardzo dobrze.

Kiedy zameldowałem swojemu dowódcy gotowość i usłyszałem zapytanie o wybór trzech formacji pokazowych, dotarło do mnie na co się porwałem. Miałem na oczach tysięcy gapiów i milionów widzów poprowadzić kompanię w pokazie, który miał porwać publiczność i wpaść w oko Rufusowi. Bez specjalnego treningu, bez długich przygotowań. Spontanicznie. Ryzykownie.

Kiedy wcześniej przedstawiałem plan towarzyszom nie myślałem o konsekwencjach. Teraz zrozumiałem, że jeśli coś pójdzie nie tak, zostaniemy szybko zdemaskowani i skończymy w więzieniu lub nawet gorzej. Poczułem ciarki na plecach, choć przecież o śmierć ocieram się od lat regularnie. Nawet ostatnio, w samym Junon, omal nie zginęliśmy marnie, kiedy Kyrie ściągnęła na siebie i przy okazji na nas inwazję rozdrażnionych flanów. To nie są może szczególnie groźne bestie, ale w większych ilościach i swojej mocniejszej formie, zmutowanej energią Mako, potrafią sprawić mnóstwo problemów. Dawno już nie byliśmy tak zepchnięci do defensywy, jak w tej bitwie, w której ciosy fizyczne zdawały się niewiele robić, a gąbczaste monstra co i rusz próbowały nas pochłonąć i strawić.

Zadecydowałem o rozpoczęciu od formacji Shivy, potem średniej trudności układ Ifrita i na koniec wisienka na torcie w postaci formacji Bahamuta. Podkomendni z miotaczami płomieni w pierwszym szeregu mieli być naszym wyróżnikiem.

Rufus Shinra Junon

Parada w Junon

Czekaliśmy na swoją kolei, a ja starałem się opanować stres. Za mną cała zgraja wpatrzonych w swojego kapitana żołnierzy. I niemniej ufne w moje umiejętności Tifa i Aerith w przebraniach. Usłyszeliśmy odgłosy pracującego mechanizmu. Kolosalna konstrukcja działa ustawiła się, a po chwili w stronę oceanu pofrunął ogromny pocisk. Woda po uderzeniu wzbiła się na wysokość kilkudziesięciu metrów, a falę uderzeniową poczuli wszyscy obecni na brzegu. Rufus zaczynał swoją kadencję z pompą i bez oglądania się na reakcje innych miast czy dyplomatyczne konwenanse.

Kiedy zaczęliśmy, przestałem myśleć o konsekwencjach. O tym, co było, co jest i co będzie. Po prostu odtwarzaliśmy ruchy, których kiedyś się nauczyliśmy. Karabiny kręciły się wokół rąk, podeszwy butów rytmicznie stukały o asfalt. Nie uniknęliśmy błędów, ale przez większość czasu robiliśmy wszystko równo, dostojnie, z siłą i z precyzją. To musiało podobać się zgromadzonym gapiom. Powinno też Rufusowi.

Nie wystarczyło jednak na wyróżnienie dotyczące najefektowniejszego elementu parady, bo to zgarnęła zmotoryzowana grupa Roche’a. Trudno się dziwić. Skłonni do szaleństwa motocykliści zrobili niezwykły show. Najważniejsze było jednak osobiste wyróżnienie od prezydenta. Swoją decyzję poprzedził przemową, która miała uspokajać wątpiących w jego wiek, doświadczenie i zdolności przywódcze. Trudno było nie odmówić mu charyzmy, kiedy tak przemawiał z podwyższenia.

Zamach na prezydenta

A potem wskazał nas. Podeszliśmy z Tifą i Aerith do trybuny. Byliśmy od siebie w odległości może metra. Rufus niespodziewanie zarządził przerwanie transmisji. Nakazał zdjąć hełmy. Skądś wiedział już, że nie jesteśmy funkcjonariuszami Shinry. Heidegger oniemiał, kiedy spostrzegł twarze, ale prezydent nakazał mu się wycofać. Pamiętał, że na liście celów była Aerith, potomek Cetry. Wspomniał o Avalanche, których powinna spotkać zasłużona kara. Chciał też mnie, sprawiającego kłopoty ex-SOLDIER-a. Ale, jak przyznał, nie było to dla niego najważniejsze. Miał inną wizję niż jego ojciec i zamierzał skierować wysiłki korporacji w innym kierunku.

I tu łączyły się nasze zamiary, bo on też chciał pozbyć się Sephirota. Obiecywał amnestię i spokój, jeśli tylko zajmiemy się białowłosym herosem sprzed lat. Nieufnie podeszliśmy do tej deklaracji. Czy można było mu uwierzyć na słowo? Czy ewentualny uścisk dłoni oznaczałby coś więcej niż ładny gest? Wątpiłem, że Shinra będzie zdolna dotrzymać danego słowa.

Yuffie Junon FF7 Rebirth

Od trudu podjęcia decyzji uwolniła nas Yuffie. Zakradła się na pobliskie rusztowanie i przymierzyła, po czym posłała swój duży shuriken w stronę Rufusa. Heidegger dostrzegł go wystarczająco wcześnie, by ostrzec przełożonego i osłonić go własnym ciałem. Mężczyzna został lekko ranny. – A więc tak zamierzasz pogrywasz? – zapytał mnie wyraźnie zirytowany, a z jego oczu dało się wyczytać złość. Nie uwierzyłby, choćbyśmy próbowali go godzinami przekonywać, że Yuffie działała w pojedynkę. Nasza wzajemna wrogość została w tamtym momencie scementowana.

Siódma kompania

Syreny alarmowe w Junon zawyły. Całe miasto zostało postawione w stan wysokiej gotowości. Każdy chciał dopaść domniemanego zamachowca. Postanowiłem odwrócić uwagę od kompanów, którzy podążyli w stronę portu, gdzie zmierzali też zakapturzeni wędrowcy. U mojego boku stanęło kilku członków siódmej kompanii Midgaru. Wiernych i gotowych zginąć za swojego kapitana.  

To byli żołnierze wrogiej organizacji. Bezmyślni wykonawcy rozkazów Heideggera i jemu podobnych oficerów, którzy już dawno wyzbyli się sumienia. Byli to też ludzie mający swoje prywatne życia. Pozostawione gdzieś w Midgarze rodziny, własne wspomnienia i czekające na realizację marzenia. Może odezwał się we mnie SOLDIER i lekcje wyciągnięte ze szkoleń, ożywiając zażyłość, która cechuje członków armii. A może był to tylko zwyczajny ludzki odruch. W każdym razie tego dnia walczyłem z napotykanymi oddziałami i maszynami Shinry z jeszcze większą zaciekłością. Nie mogłem dopuścić, by którykolwiek z moich niespodziewanych i chwilowych towarzyszy zginął lub został ranny. Nie żałowałem potionów i hi-potionów, ciąłem szybko i celnie. Korzystałem z wyuczonej umiejętności Triple Slash, by szybko się przemieszczać i dopadać wrogów zagrażających mojemu oddziałowi.

Po niedługim marszu po wnętrzach twierdzy i kilku potyczkach dotarliśmy do swego rodzaju areny, gdzie czekał na mnie Roche i zgromadzona przez niego publika. Szalony motocyklista spragniony rewanżu po naszej bitwie przed wieloma dniami na płycie jednego z sektorów.

Pojedynek SOLDIER-ów

Był dokładnie tak samo szybki i nieobliczalny, jak go zapamiętałem. Podszedłem do pojedynku honorowo. Szybko dostrzegłem, że jest podatny na ogień, co pozwoliło mi skupić się na atakach o większej skuteczności. Z dystansu posyłałem w jego stronę ogniowe pociski, a kiedy przestał jeździć po ścianach i zbliżał się, nacierałem ostrzem skąpanym w płomieniach. Wrzucony zaraz na początku regen zapewniał mi spokój, utrzymując zdrowie na wysokim poziomie. Nie znaczy to, że nie odczuwałem jego kontr i agresywnych uderzeń z całym impetem. Mimo to jednak do samego końca naszej wymiany nie użyłem limitu i nie wezwałem na pomoc summona. To był pojedynek dwóch żołnierzy i musiał rozstrzygnąć się na równych zasadach.

Cloud vs Roche

W końcu Roche, odczuwając zmęczenie i obrażenia, zdecydował się na ostateczne natarcie. Zatrzymałem pędzący na mnie motocykl ostrzem i zwarliśmy się tak na kilka sekund, czekając na rozstrzygnięcie. Nikomu nie zabrakło sił, ale konstrukcja ukochanego motocykla Roche’a nie wytrzymała i została rozerwana przez miecz. Przepołowiłem ją do samego końca, a eksplozja rzuciła moim przeciwnikiem na metalową kratę podłogi.

– Przysięgam, zdaje się, że jesteś lepszy, silniejszy i szybszy z każdym okrążeniem – powiedział, ciężko łapiąc oddech i podnosząc się z trudem z ziemi.

Nie czuł złości przegranej. Nie był małostkowy. Podziękował i pogratulował wygranej, a potem wskazał drogę na statek. Nie wydawał się do tego zdolny, ale najwyraźniej źle go oceniłem. Pozostało jeszcze niemniej wymagające wyzwanie. Musiałem zgubić swój „ogon”.

Ścisnęło mnie w gardle, kiedy usłyszałem z ust jednego z podwładnych, że podejrzewa mnie o zdradę. Zacząłem sięgać po miecz, ale okazało się, że tylko żartował. Żaden z członków oddziału nie rozumiał, dlaczego próbuję się ich pozbyć. Domyślali się tylko, że to coś wykraczającego poza ich pozycję w hierarchii. To była wygodna wersja, którą potwierdziłem. Nie pożegnaliśmy się, a powiedzieliśmy sobie do zobaczenia. Kto wie, czy nie przyjdzie mi jeszcze kiedyś stanąć u ich boku. Choć dzisiaj trudno mi wyobrazić sobie, jakie mogłyby to spowodować okoliczności.

Na razie będziemy od siebie bardzo daleko. Oni wracają do Midgaru. My wyruszamy na nowy kontynent na pokładzie statku Shinra-8.

Final Fantasy 7 Rebirth to druga odsłona projektu będącego remake’iem kultowej produkcji jRPG Final Fantasy 7. Gra przynosi nie tylko unowocześnią oprawę audiowizualną i rozbudowę systemu, ale również nowe spojrzenie na znaną historię. Jak wygląda podróż przed świat Rebirth? Co czeka Clouda i jego kompanów? Przeżyj przygodę jeszcze raz w formie opowiadania na bazie wrażeń z gry!

Podoba Ci się to opowiadanie? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli mi kontynuować wędrówkę przez świat Final Fantasy 7 Rebirth! Dzięki z góry!

<— Poprzedni odcinek opowiadania z Final Fantasy 7 Rebirth

Następny odcinek opowieści z Final Fantasy 7 Rebirth —->

<— Początek przygody w Final Fantasy 7 Rebirth

Sprawdź audiobook z Final Fantasy 7 Remake –>

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.