Final Fantasy 7 Rebirth #4: Symbol postępu
Trudno o bardziej wyraźny symbol postępu. Kopalnie mitrylu niegdyś decydowały o pozycji społecznej i napędzały ekonomię republiki. Dzisiaj są muzealną atrakcją, gdzie nikt nawet nie zadaje sobie trudu szukania kolejnych cennych kamieni. Wyparły je sztuczne materiały i tworzywa, które choć może nie tak piękne, są dużo bardziej uniwersalne i praktyczne.
Rozdzieleni
Dzisiaj w tunelach wydrążonych z mozołem przez naturę lub przy ciężkiej pracy ludzkich mięśni próżno szukać handlarzy i górników. Stały się domem dla nieprzyjaznych bestii, które zaatakują każdego, kto podejdzie zbyt blisko. Choć warunki nakazywały ostrożność, sytuacja poniekąd zmusiła nas do podjęcia dodatkowego ryzyka. Kiedy wraz z kawałkiem skały w dół runęło dwóch zakapturzonych wędrowców, Tifa bardzo się tym przejęła. Barret nie mógł tego tak zostawić, dlatego zadeklarował, że sprawdzi, czy można coś dla nich zrobić. Zeskoczył w pogrążony w mroku dół, a jego śladem ruszył mający nos za przewodnika Red XIII. Ja tymczasem zostałem z dwiema towarzyszkami, z którymi ruszyliśmy dalej za bredzącymi od rzeczy mężczyznami, którzy wskazywali nam drogę do Sephirota.
Przemierzając kolejne metry opuszczonych tuneli, zastanawiałem się, kiedy natkniemy się na Shinrę. Od nalotu na Kalm nie musieliśmy specjalnie zawracać sobie nimi głowy, co było trochę podejrzane. Nie wierzyłem, że ot tak przestali nas ścigać.
W pewnym momencie usłyszeliśmy toczącą się niedaleko rozmowę. Przyczailiśmy się za skałami i zaczęliśmy przysłuchiwać. Okazało się, że trafiliśmy na Turksów. Dobrze znanego nam Rude’a, jednego z morderców odpowiedzialnych za wykonanie rozkazu odłączenia płyty w Midgarze. Towarzyszyła mu nowa twarz – młoda, blondwłosa dziewczyna, z której biła pewność siebie. Rozmawiali o zakapturzonych wędrowcach, nie przebierając w słowach. Tifa zapomniała się i pod wpływem emocji, głośno to skomentowała. Zostaliśmy zdemaskowani.
Potyczka z Turksami
Obie strony były gotowe i chętne do walki. Nauczony doświadczeniem z wcześniejszych pojedynków z Turksami, szykowałem się na trudną przeprawę. Być może taka by ona była, bo i Rude, i Elena, jak się nam przedstawiła, dysponowali sporym potencjałem bojowym. Coś jednak wstąpiło w Tifę, jakby chciała zrehabilitować się, ale też dać upust nagromadzonym negatywnym emocjom. Nie zapomnę tego widoku, kiedy w pewnej chwili natarła z całą siłą na próbującego utrzymać gardę Rude’a. Przełamała blok serią szybkich ataków, a potem podbiła go wysoko w powietrze mocnym podbródkowym. Zepchnięci do defensywy podwładni Shinry próbowali zastosować wytrenowaną taktykę obronną, ale przypuściliśmy tak potężny szturm z Tifą, że ich defensywa załamała się pod gradem ciosów.
Za moment pojawił się Barret z Redem XIII. Wziął wrogów na muszkę i zniechęcił do kontynuowania batalii. Tylko na moment. Obecność Tsenga zaskoczyła nas i sprawiła, że kontrolę znowu przejęli wysłannicy Shinry. Padły strzały, a potem w naszą stronę poleciał kopnięty z impetem przez Elenę odbezpieczony granat. To mogłoby się źle skończyć, ale uratował nas refleks Reda. Kopalnią wstrząsnęła eksplozja. Tego wiekowe, kamienne deptaki nie mogły przetrwać. Runęliśmy w dół.
Ktoś mógłby powiedzieć, że w czeluście piekielne. W otchłań, gdzie nie dociera naturalne światło. Ale nie sposób było się z tym zgodzić, widząc przepiękne formacje skalne rozświetlone ogromnymi złożami mitrylu. Zabarwiał otoczenie na lazurowy kolor, który miały nawet podziemne jeziora. To było z pewnością magiczne miejsce.
Region Junon
Zostaliśmy znów rozdzieleni. Jak się okazało szczęśliwie, bo dzięki temu w drodze na górę mogliśmy sobie wzajemnie pomagać. Barret z Redem utworzyli nam drogę nad przepaścią, a my z kolei otworzyliśmy im kraty blokujące przejście. Na pewno miałem z dziewczynami trochę łatwiejszą przeprawę, bo nie musiałem aż tyle się wspinać i szukać dróg ku górze. Nie czekał też na nas golem, który stworzył sobie ze skał i mitrylu niezwykle odporną powłokę. Choć starcie toczyło się w pewnej odległości od nas, doskonale słyszałem potężne salwy Barreta. A potem niosący się kilometrami ryk Tytana, którego Red wezwał na pomoc. Jak się później dowiedziałem, o zwycięstwie przesądziło właśnie bóstwo, potężnie uderzając monstrum gigantycznym głazem. Trafiony demon z impetem roztrzaskał się na małe kawałeczki w następstwie ciosu.
W końcu znów znaleźliśmy się razem. Widzieliśmy już światło, wskazujące wyjście z kopalni. Za moment znaleźliśmy się w regonie Junon. Dużo mniej zielonym od Grasslands, gdzie ziemie nie są tak żyzne, a dużą część obszaru pokrywają piaski i skały pokryte kującymi krzewami. Zakapturzeni wędrowcy stali równo w szeregu i wpatrywali się w jeden punkt. W górujące nad całym obszarem, zbudowane z metalu i tworzyw sztucznych miasto Junon. Z gigantycznym lądowiskiem, nad którym szybował właśnie wielki statek i jeszcze okazalszym działem, które według legend potrafiło posłać pocisk aż do Wutai.
Za moment jeden z lokalnych latających stworów zanurkował, piskliwie skrzecząc i pochwycił w pazury jednego z bezradnych mężczyzn w stroju mnicha. Reszta nawet nie zareagowała, tylko za moment ruszyła ku Junon. Tam też i my skierowaliśmy nasze kroki.
Górski chocobo Bella
Po drodze natknęliśmy się na kolejne ranczo chocobosów. To było dużo mniej reprezentatywne od poprzedniego. Wpisywało się w ogólny krajobraz regionu, wyglądając biednie i smutno. Szybko odkryliśmy przyczyny takiego stanu rzeczy. Sędziwy właściciel, choć wiek dużo wyraźniej sygnalizowała życiowa postawa, niż pokryte tatuażami, pomarszczone ciało, napotkał poważny problem. Awaria powozu, którym przewoził towary i pasażerów, przytłoczyła go na tyle, że poddał się. Stracił zapał, by prowadzić interes i zaopiekować się chocobosami, nie wspominając już o zatrudnionych współpracownikach.
Mogłem się spodziewać, że Aerith wyciągnie do niego pomocną dłoń. Kiedy już zgodziła się pomóc zdobyć materiały niezbędne do naprawy, wyjaśniłem jej, że dała się wykorzystać. Stary cwaniak z pewnością dysponował środkami, by wynagrodzić nas za poświęcony czas i tylko udawał, że jest inaczej.
Znów mogę powiedzieć, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Naprawienie wózka oznaczało konieczność dostania się do samotnika żyjącego wysoko na skalistych wzgórzach. Dotrzeć tam mogliśmy tylko z pomocą górskiego chocobo. Wskazano nam sympatyczną, czarnopiórą Bellę, która odpoczywała z innymi ptakami na południu. Czekało mnie kolejne polowanie. Tym razem nie miałem naturalnych kryjówek w rodzaju wysokiej trawy i drzew. Od czego jednak inne formy kamuflażu. Pchając porzucone wagony po dawno nieużywanych torach, osłoniłem się przed wzrokiem czujnych chocobosów. Krok za krokiem, cicho i spokojnie, zbliżyłem się do Belli i dosiadłem ją. Nie walczyła zbyt długo. Tak pozyskaliśmy przydatnego pomocnika w naszych wędrówkach po regionie Junon.
Final Fantasy 7 Rebirth to druga odsłona projektu będącego remake’iem kultowej produkcji jRPG Final Fantasy 7. Gra przynosi nie tylko unowocześnią oprawę audiowizualną i rozbudowę systemu, ale również nowe spojrzenie na znaną historię. Jak wygląda podróż przed świat Rebirth? Co czeka Clouda i jego kompanów? Przeżyj przygodę jeszcze raz w formie opowiadania na bazie wrażeń z gry!
Podoba Ci się to opowiadanie? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli mi kontynuować wędrówkę przez świat Final Fantasy 7 Rebirth! Dzięki z góry!
<— Poprzedni odcinek opowiadania z Final Fantasy 7 Rebirth
Następny odcinek opowieści z Final Fantasy 7 Rebirth —>