Final Fantasy 7 Rebirth #11: Bez rozgrzeszenia
Startowałem w wyścigu chocobo pod dużą presją. Wiedziałem, że jeśli wygram, uwolnię przetrzymywanych przez Gusa towarzyszy, ale też będę mógł w końcu odnaleźć Barreta. Konkurencja zapowiadała się na ostrą, więc skorzystałem z okazji i poświęciłem kilka minut na trening w symulatorze. Chciałem mieć pewność, że będę dobrze przygotowany na każdą ewentualność, bo na trzech okrążeniach zawodów nie było miejsca na błędy.
Walka o miejsca
Piko został wyekwipowany w akcesoria, dzięki którym był jeszcze bardziej konkurencyjny w stosunku do doświadczonych chocobo z Gold Saucer. Jeden z nałożonych elementów sprawiał, że zyskiwał dodatkową prędkość wtedy, kiedy ktoś znalazł się przed nim. Spodziewałem się, że czeka mnie sporo walki i będzie okazja z tego skorzystać. O triumfie będą raczej decydować małe detale. Szczególne baczenie musiałem mieć na dżokeja reprezentującego stadninę Sama, doświadczonego faworyta, który dysponował szybkim i wytrzymałym chocobo.
Kolorowa oprawa wyścigu była złudna. Na torze trwała zażarta walka o pozycje, a emocjonujący się przed ekranami kibice obstawiali na swoich ulubieńców wielkie sumy. Nikt nie chciał przegrać. Podczas pierwszych dwóch okrążeń skoncentrowałem się na sobie i na jak najlepszym pokonywaniu zakrętów. Taktyka sprawdzała się nieźle, bo byłem w ścisłej czołówce klasyfikacji generalnej. Na decydującym kółku przycisnąłem. Pomogłem Piko zebrać dodatkową energię i w odpowiednich chwilach wykorzystywać doładowanie, dzięki czemu pędził przed siebie jeszcze szybciej. To pozwoliło mi wyprzedzić głównego rywala, który do tej pory niezagrożony przewodził stawce. Wyraźnie zaskoczony moim nagłym pojawieniem się, działał zbyt chaotycznie, więc zdołałem utrzymać go za plecami.
Choć niektórzy mogliby powątpiewać, debiutant poradził sobie znakomicie. Przekroczyłem linię mety jako pierwszy, zapewniając Gusowi małą fortunę. Nie celebrowałem zbyt długo sukcesu i zjechałem z obstawą do Corel Prison. Lider bandziorów był zachwycony, a swoją radość okazywał tanecznie, krzycząc przy tym tak, że cała osada mogła to usłyszeć.
Wyczekiwane spotkanie
Muszę mu oddać, że pomimo bycia kryminalistą, potrafi zachować się uczciwie i honorowo. Zgodnie z umową, uwolnił przetrzymywanych zakładników i odprowadził nas do windy, która miała zabrać całą grupę poza Corel Prison. Na tym nie poprzestał. Oddelegował nam jeszcze do pomocy jednego z wytresowanych ptaków, który miał poprowadzić nas na teren dawnego złomowiska, gdzie zamknięty został autor masakry w Gold Saucer.
Wyruszyliśmy tam bez ociągania się. Pchała nas naprzód chęć jak najszybszego dotarcia do Barreta i uzyskania odpowiedzi na pytania dotyczące strzelaniny. Kiedy zbliżyliśmy się do wskazanego punktu, niespodziewanie zerwał się silny wiatr. Pustynne Corel nawiedziły trzy trąby powietrzne, jakby potwierdzając choroby trawiące planetę w tym regionie.
Zaskoczyły nas i kto wie, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie Barret, który zawołał nas z terenu pobliskiego złomowiska, gdzie pośród wielkich gór metalu mogliśmy znaleźć bezpieczniejszą przestrzeń. Był zaskoczony naszą obecnością, ale ucieszony widokiem znajomych twarzy. Dodawaliśmy mu otuchy przed spotkaniem, którego się obawiał, choć od tak dawna go wyczekiwał. Tragiczna przeszłość znów dawała o sobie znać.
Polecił nam zaczekać. Chciał porozmawiać z Dyne’em na osobności. Łączyła ich tragiczna przeszłość, której symbolicznym dowodem były amputowane przedramiona. Tifa wyrwała się do przodu, chcąc pomóc przyjacielowi. Wiedziałem, że w takiej chwili należy uszanować jego decyzję. Powstrzymałem ją i kiwnąłem w jego stronę ze zrozumieniem. Zniknął w starej i zniszczonej blaszanej szopie. Nie było go kilka minut.
Szaleństwo
Drzwi otworzyły się z charakterystycznym łoskotem, a potem na spalony słońcem piach wyszli obaj. Barret podtrzymywał towarzysza, który najwyraźniej jeszcze nie doszedł do siebie. Powoli zbliżyli się w naszą stronę. Nagle drugi mężczyzna zatrzymał się i gwałtownie podniósł broń, którą miał zamiast ręki. Wycelował w naszą stronę, a potem rzucił głośno – kim jest to ścierwo od Shinry?! Na nic zdały się zapewnienia. Dla Dyne’a było to jasne potwierdzenie, że jego dawny druh nadal jest na łańcuchu wielkiej korporacji.
Konfrontacja była nieunikniona. Salwa pocisków przecięła powietrze. Musieliśmy skryć się, żeby nie zostać trafionym. Barret wymierzył w mężczyznę i nakazał mu przestać. Jego dawny kompan odebrał to jako ostateczne potwierdzenie zdrady.
Było coś ściskającego serce w tym pojedynku dwóch ludzi, którzy tyle wycierpieli. Odebrano im wszystko, a okrutny los sprawił, że teraz postawiono też naprzeciw siebie. W głosie Dyne’a, kiedy nacierał, dało się łatwo wyczuć żal i ból. To one napędzały jego gniew. Gniew, któremu dał się zupełnie porwać i który stanowił już dla niego jedyny możliwy sposób życia. Po drugiej stronie tymczasem stał Barret. Nasz przyjaciel, dla którego każdy wystrzelony w obronie pocisk ważył wiele i rozdzierał jego wnętrze. Nie chciał tego kontynuować, ale musiał, bo na szali było jego życie.
Nieproszeni goście z Shinry
Setki pocisków nie wystarczyły. Wybuchy wznosiły tumany kurzu i posyłały resztki metalowych śmieci wysoko w powietrze. Było coraz mniej miejsc, za którymi obaj mężczyźni mogliby się ukryć. W pewnym momencie Dyne’a, oszalały już z gniewu, aktywował coś w rodzaju gigantycznego magnesu, który sprawił, że jego karabin stał się wielką ręką ze stali. Każdy cios byłby dla zwykłego śmiertelnika ostatnim. Barret jednak wytrzymał napór. Widziałem z daleka, jak w krytycznym momencie, przyparty do muru, sięga po X-potiona, a potem podnosi się z kolan i przygotowuje finalny atak. Rozumiał już wtedy, że następne uderzenie zdecyduje o tym, kto będzie zwycięzcą, a kto pokonanym.
Przyjął na siebie mocne ataki i odpowiedział precyzyjnym Focus Shotem. Dyne zachwiał się, a sekundę później wokół zaroiło się od żołnierzy Shinry. Odzyskał rezon, odwrócił się i zaczął pruć do nich z karabinu, odbierając kolejne życia. Nie staliśmy bezczynnie i też ruszyliśmy na funkcjonariuszy korporacji, likwidując kolejne nacierające oddziały.
Kiedy Barret powiedział Dyne’owi, że Marlene, jego córka, przeżyła i jest w Midgarze, wydawało się, że wszystko będzie już dobrze. Dyne opamięta się i zatrzyma. Barret z pewnością też w to szczerze wierzył. Ale spotkało go rozczarowanie. Umysł jego dawnego druha był już zatruty poczuciem krzywdy, za którą trzeba było wymierzyć karę. – Wiedziałeś, jak bardzo ją kocham, a mimo to ją zabrałeś! – krzyknął z wyrzutem. Złość przeplatała się z bólem, bo rozumiał, że krew na jego rękach nie pozwoliłaby mu już wrócić do ukochanej córeczki i spojrzeć jej w oczy. Decyzje, które podjął, nieświadomie, skazały go na wieczne cierpienie i potępienie.
A potem Shinra znów natarła. Tym razem skuteczniej. Dyne stanął naprzeciw, jakby był nieśmiertelny i przyjął na siebie pociski, samemu posyłając kolejnych żołnierzy do piachu. Tracąc siły, upadł na Barreta. W ostatnich słowach, przypomniał mu, że ten ciężar winy będzie jego brzemieniem po kres życia. Słyszeliśmy tylko, jak powietrze rozdziera rozpaczliwy krzyk naszego kompana.
Bojowy Palmer
Potrzebował nas, ale na drodze stanęli znowu wysłannicy Shinry. Znad Gold Saucer leciały kolejne śmigłowce, w tym ten Turksów z podczepionym u spodu sporym robotem. Za jego sterami stał wściekły Palmer, ekscentryczny dyrektor korporacji, którego rozsierdziły kolejne porażki na różnych frontach. Niewielu darzyło go szacunkiem, a on zamierzał udowodnić, że zasługuje na inne, godne jego pozycji traktowanie. My mieliśmy dać mu ku temu okazję.
W normalnych okolicznościach zapewne byłoby nam trudno. Nie byliśmy przygotowani na taką bitwę na pustynnym obszarze Corel, ale Palmer ułatwił nam zadanie. Jego wyposażony w nowoczesną sztuczną inteligencję robot nie mógł wykazać się wszystkimi umiejętnościami, bo trafił się mu wyjątkowo zły pilot. Zbyt pewny siebie, a przy tym nieudolny. Przez to też zaawansowana technologicznie konstrukcja nie potrafiła przyprzeć nas do muru.
Aerith zadbała o utrzymywanie nas przy życiu, a ja z Tifą wykorzystaliśmy wszystkie dostępne środki, by uszkodzić machinę. Resztę zrobił sam Palmer, posyłając rakiety w helikopter pilotowany przez Rude’a, co tylko skomplikowało natarcie Shinry.
Pobiegliśmy do Barreta. Był rozbity, ale przyjął do wiadomości, że czas nagli. Nie mógł teraz dać się złapać i zabić. Słowa otuchy ucieszyły go i czuję, że zmieniły trochę nasz sposób patrzenia na siebie. Byliśmy druhami z pola walki. Jakby nie patrzeć, łączyła nas już długa, wspólna droga, którą przemierzaliśmy razem od czasu zamachu na jeden z reaktorów w Midgarze.
Rude i Elena dotarli na miejsce szybciej niż się spodziewaliśmy. Ale na złomowisku pojawił się też ktoś jeszcze. Czerwone buggy wjechało z impetem przez ogrodzenie, a ze środka w stylu podkreślającym spektakularność tego wejścia wysiadł Dio. Wiedział już, że Barret jest niewinny, a coś pchnęło go do tego, by teraz przyjść nam z pomocą. Tifa chwyciła rzucone jej kluczyki i wsiedliśmy do środka.
Kiedy odjeżdżaliśmy, kątem oka spostrzegłem jeszcze, jak Dio i Rude zwarli się w starciu. Ciekawe, który z nich wyszedł z niego zwycięsko? Ruszyliśmy przed siebie, byle dalej od oddziałów Shinry, ale te były zmobilizowane, by powstrzymać zbiegów z Avalanche. Barret nie zamierzał bezczynnie czekać na rozwój wydarzeń i polecił Tifie skupić się na jeździe, a samemu rozpoczął ostrzał. Kolejne motocykle i maszyny wybuchały pod gradem pocisków. Potem pojawił się jeszcze raz Palmer, w uszkodzonym, ale wciąż groźnym robocie. Przez moment zrobiło się niebezpiecznie, kiedy zaczął ładować potężny laser, ale Barret skupił ogień na broni i uszkodził ją. Zdążył, choć nie było przecież łatwo utrzymać celownik na małym punkcie.
W końcu strzały i krzyki ustały. Nikt więcej nas nie gonił. Przez moment znów mieliśmy spokój. Pozostało wybrać kolejny cel.
Final Fantasy 7 Rebirth to druga odsłona projektu będącego remake’iem kultowej produkcji jRPG Final Fantasy 7. Gra przynosi nie tylko unowocześnią oprawę audiowizualną i rozbudowę systemu, ale również nowe spojrzenie na znaną historię. Jak wygląda podróż przed świat Rebirth? Co czeka Clouda i jego kompanów? Przeżyj przygodę jeszcze raz w formie opowiadania na bazie wrażeń z gry!
Podoba Ci się to opowiadanie? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli mi kontynuować wędrówkę przez świat Final Fantasy 7 Rebirth! Dzięki z góry!
<— Poprzedni odcinek opowiadania z Final Fantasy 7 Rebirth
Następny odcinek opowieści z Final Fantasy 7 Rebirth —>