Final Fantasy 7 Rebirth #10: Królestwo rozrywki
Wagonik kolejki liniowej mozolnie wspinał się ku górze. Zostawiał za sobą szaroburą rzeczywistość Corel, miasta naznaczonego tragedią, a nas przenosił do świata przepychu i niczym nieskrępowanej zabawy. Dziewczyny były rozentuzjazmowane wizją atrakcji, które za moment będą czekać w największym parku rozrywki świata.
Powitanie przez sparing
Pognały do przodu, jak tylko otworzyły się drzwi. Starałem się trzymać blisko Barreta. Nie tylko dlatego, że daleko mi było do zabawy, ale też ze względu na chęć wsparcia druha, który przez powrót do Corel dźwigał ogromny ciężar na swych ramionach. Jak tylko dotarliśmy do głównego wejścia, mijając po drodze lądowiska dla regularnie przywożących kolejnych ważnych i zamożnych gości helikopterów, powitał nas układ taneczny, w którym odnalazły się Yuffie, Tifa i Aerith. Sekundy później muskularny mężczyzna w średni wieku, ubrany wyłącznie w obcisłe majtki i pelerynę, wskazał mnie palcem i zaproponował sparing.
Byłem zaskoczony i zdumiony, ale nim zdążyłem jakkolwiek zareagować stałem już na lewitującej nad ziemią platformie, kierując awatarem w grze o boksie. Odnalazłem się w tym wyzwaniu wystarczająco szybko, by pokonać swojego niespodziewanego oponenta. Publiczność szalała. Okazało się, że to sam właściciel parku, cieszący się znakomitą reputacją Dio, który najwyraźniej miał obsesję na punkcie kulturystyki.
Urządziliśmy głosowanie, by zaplanować dalsze działania. Yuffie, Aerith i Tifa bez wahania wybrały zabawę. Przyłączył się do nich Red. Mnie po głowie chodził tylko odpoczynek, więc wraz z Barretem zdecydowaliśmy, by udać się do hotelu i zarezerwować dla wszystkich nas pokoje.
Wróżba
Obiekt ten w Gold Saucer należy raczej do specyficznych miejsc. To w gruncie rzeczy ogromny dom strachów, który oferuje wszystkie niezbędne wygody, a przy okazji umie przyspieszyć bicie serca. Barret był wściekły, widząc, że coś takiego jest napędzane energią mako z reaktorów funkcjonujących na obszarze Corel. Planeta umierała w cieniu rozrywek.
Poddenerwowany omal nie zastrzelił recepcjonisty, który opuścił się do nas z sufitu, wisząc przez cały czas do góry nogami. „Brak wolnych miejsc” – usłyszeliśmy. Mogłem się tego spodziewać. Nagle tuż obok pojawił się przedziwny czarny kot, który mówił ze szkockim akcentem. Dosiadał sporych rozmiarów robota-moogle’a. Poklikał coś na trzymanym w łapkach małym urządzeniu i poprosił recepcjonistę o ponowne sprawdzenie. Nagle dwa apartamenty zwolniły się, bo ktoś anulował rezerwację.
Czyżby to Dio polecił nas śledzić i pilnować? Motywy Cait Sitha, jak przedstawił się kot, były zagadkowe. Wjechaliśmy na piętro, gdzie zaproponował, że nam powróży. Z ust moogle’a wyszły dwie kolejne kartki z bezsensownymi poradami. A potem pojawiła się ta trzecia. Najmniej zabawna. „Stracisz to, co cenisz najbardziej”. Nie groźba, a ostrzeżenie. Poczułem, że muszę się położyć. Chciałem i potrzebowałem tego.
Park rozrywki
Barret zostawił mnie samego i poszedł na spacer. Dwie godziny później obudziło mnie pukanie do drzwi. To była Tifa, która przyszła sprawdzić, jak się miewam. Miło było ją zobaczyć. Po chwili odpoczynku z chęcią zdecydowałem, że dotrzymam jej towarzystwa podczas spaceru po Gold Saucer. Mam wrażenie, że trochę mnie podpuszczała, żebym na chwilę zapomniał o Sephirocie i problemach. Przyjemnie było, to muszę przyznać, postrzelać w kosmicznej strzelance, powalczyć na pięści na wirtualnym ringu czy pojeździć motocyklem w symulacji.
A potem trafiliśmy do sali teatralnej. Kojący motyw muzyczny w tle wprowadzał nostalgiczny nastrój, który pogłębiły obrazy artystów. Na jednym z nich widniała Jessie. Może nie znałem jej długo, ale zdążyła zapisać się w pamięci jako dzielna i wierna ideałom towarzyszka. Nie powinna była zginąć wtedy w Midgarze…
Odwiedziliśmy punkt, gdzie transmitowano wyścigi chocobosów. Znów spotkaliśmy Madame M, która bardzo przeżywała przebieg rywalizacji, obstawiając wyniki. A potem skierowaliśmy kroki do punktu kulminacyjnego naszego długiego spaceru. Przejażdżka diabelskim młynem. Akurat wpuszczano tylko pary, dorabiając romantyczną otoczkę atrakcji.
Przeszedł mnie lekki i przyjemny dreszcz, kiedy Tifa chwyciła moją dłoń. Tyle już razem przeszliśmy. Znaliśmy się od małego, a mimo to dzieliła nas teraz wyimaginowana przepaść, którą nieumiejętnie staraliśmy się zasypać. Może teraz by nam się udało? Nie było nam jednak dane spędzić tych chwil ze sobą. W parku podniesiono alarm. Ktoś zaatakował żołnierzy Shinry stacjonujących w jednej z części obiektu. Przybiegł do nas Cait Sith i oznajmił, że jesteśmy pilnie potrzebni, bo świadkowie mówią o zabójcy z bronią zamiast ręki.
Morderca z bronią zamiast ręki
Pognaliśmy do strefy bitewnej. Mnóstwo ciał leżało na podłodze przykrytych kawałkami materiału. Zabrano stąd wszystkich gości, by ograniczyć panikę. Dlaczego Barret miałby zrobić coś takiego? Czy byłby w ogóle do tego zdolny? Byliśmy zagubieni i zaniepokojeni, kiedy w pomieszczeniu pojawił się Dio.
Wskazał na zniszczoną kamerę monitoringu w rogu i podkreślił, że napastnik doskonale wiedział, co robi. Powtórzył zeznania świadków. Mężczyzna z bronią zamiast ręki. Niewielu podejrzanych pasowało do tego profilu. Stanęliśmy murem za Barretem. Dio nie zamierzał wydawać pochopnych wyroków i widząc naszą stanowczość, zaproponował układ.
Mieliśmy dwadzieścia cztery godziny, żeby odnaleźć sprawcę i oczyścić z zarzutów naszego przyjaciela. Uczciwa propozycja. Wyciągnął dłoń, a ja uścisnąłem ją, potwierdzając. Wykorzystał sytuację i dla pewności przypiął mi bransoletkę, jeśli zdecydowałbym się nagle uciec. Trop prowadził windą przemysłową na dół, do znajdującego się u podnóża Gold Saucer Corel Prison. Niegdyś był to teren zamieszkiwany przez pracowników parku, ale z czasem zrobił się zbyt niebezpieczny. Teraz rządzą tam bandyci i rabusie. Typy spod ciemnej gwiazdy.
Gus z Corel Prison
Cait Sith trzymał się blisko, choć wcale nie musiał. Kiedy winda docierała do przystanku na dole, przypomniał o niebezpieczeństwach, które na nas czekają. Byliśmy ich świadomi. Zdawałoby się, że dobrze przygotowani. Mimo to daliśmy się zaskoczyć. Nie wiem nawet, skąd nadszedł cios, który mnie znokautował.
Kiedy obudziłem się, powitał mnie nerwowy chichot paru zbirów. Za moment wyszedł do nas szef Corel Prison i samozwańczy lider. Ekscentryczny, ekstrawagancki Gus. Ze swoimi złotymi zębami i jaskrawym garniturem, poruszając się tanecznym krokiem, wyglądał jak wyjęty z innej bajki. Czułem, że to tylko pozory. Gładko przeszedł do rzeczy. Zresztą nic nie musiał wyjaśniać i o nic dopytywać, bo jego siatka informatorów działała prężnie i skutecznie.
Jego plan był prosty. On wskaże nam sprawcę zamachu, którego trzymają pod kluczem, a ja zapewnię mu potrzebną fortunę na małe wydatki, wygrywając w wyścigu chocobosów. Jako zabezpieczenie przetrzyma moich kompanów i jeśli zacząłbym coś kombinować, potraktuje ich jako niewolników na sprzedaż. Niczego innego bym się po nim nie spodziewał.
Witaj, Piko
Jeden z ludzi machnął na mnie ręką i polecił podążać za sobą. Spojrzałem jeszcze na zamkniętych kompanów. Tifa i Aerith życzyły mi powodzenia, jakby w ogóle nie okazując niepokoju. Red z niesmakiem podsumował, że znowu trafił do klatki, a Yuffie rozważała, czy powinna wykorzystać swoje moce ninjutsu. Barwna to była zgraja, gdy tak na nich spojrzeć.
Mężczyzna w dredach poprowadził mnie do boksu, gdzie czekali Billy z rancza w Grasslands i wyczerpany Piko. Chłopak znów wykazał się odwagą i nonszalancją, zapuszczając w tak odległe rejony. Trudno było odmówić mu charyzmy, choć wypadało skrytykować wynikającą z młodego wieku naiwność. Naprawdę wierzył, że w pojedynkę dotrze do Gold Saucer i ot tak wygra wyścig? Plusem całej sytuacji było to, że czekał mnie start w zawodach na grzbiecie ptaka, którego miałem już okazję poznać.
By jednak w ogóle o tym myśleć, musiałem najpierw postawić go na nogi. A to wymagało sporych ilości jedzenia, które w Corel było towarem deficytowym. Od czego jednak ma się talenty najemnika. Wyruszyłem w towarzystwie Billy’ego szukać ludzi, którym przydałaby się pomoc. Oczywiście z grona tych, którzy gotowi byliby za nią odpowiednio mnie wynagrodzić.
Gotowy do startu
Czekał mnie przekrój rozrywek. Nie zabrakło okazji, by chwycić za miecz, jak podczas zawodów na organizowanym pod ziemią turnieju. Przeciwnicy nie byli może zbyt trudni, ale nie znaczyło to, że mogłem ich zlekceważyć. O dziwo dużo bardziej wymagająca okazała się wizyta w zaniedbanym ogródku barmana z Corel Prison, gdzie zadomowiła się zgraja Cactuarów. Małe stworki wyglądają niepozornie, ale są diabelnie szybkie, a przy tym potrafią zasypać gradem igieł. Chwila nieuwagi i przypominasz jeża, konając z bólu.
Wysiłki fizyczne przeplatałem intelektualnymi. Przyszło mi wziąć udział w pokazie mistrza kłamstwa, który poprosił o wskazanie, który z jego uczniów mówi prawdę. Wysłuchałem wszystkich, a potem zweryfikowałem ich historie podczas spaceru po terenie bandyckiej osady. Nie było zbyt trudno potwierdzić, że jedynie mężczyzna mówiący o drinkach i pubie nie bajdurzy. Trochę zieleniny dla Piko zdobyłem też za wygrane z trzema karciarzami, którzy swoim specyficznym stylem bycia odstraszali klientów gralni. Żywa statua, wiecznie pijana dziewczyna i facet w masce prezentowali niezły poziom, ale na tę okazję przygotowałem nową talię. Wiem, że wymaga jeszcze dopracowania, ale w tamtym momencie wystarczyło posiadanie karty nakładanej na inne, by wywołać zamęt w ich szeregach i popsuć do tego momentu zwycięską taktykę.
Mając już spory zapas pokarmu, wróciłem do opiekującej się chocobo Esther. Piko na szczęście miał apetyt i szybko postawił się na nogi, zajadając roślinami. Billy nie miał wątpliwości, że jest gotowy, by wziąć udział w wyścigu i wygrać. Nie zamierzałem odkładać zbyt długo startu w zmaganiach. Wyruszyliśmy w stronę dużej windy, która zabrała nas do Gold Saucer.
Piko był szykowany do udziału w zawodach, a ja spędziłem chwile czasu w salonie dla dżokejów. Nie tylko miałem okazję na szybki trening na symulatorze, ale mogłem też poznać jednego z głównych konkurentów. Pewny siebie lowelas od dłuższego czasu dominuje, przynosząc chwalę i pieniądze dobrze mi znanemu Chocobo Samowi z Midgaru. Czułem, że będę musiał mieć na niego baczenie, jeśli rzeczywiście chcę wygrać.
Kiedy nas wywołano, skierowałem kroki w odpowiednie miejsce. Piko już na mnie czekał. Przywitaliśmy się i ruszyliśmy na linię startu…
Final Fantasy 7 Rebirth to druga odsłona projektu będącego remake’iem kultowej produkcji jRPG Final Fantasy 7. Gra przynosi nie tylko unowocześnią oprawę audiowizualną i rozbudowę systemu, ale również nowe spojrzenie na znaną historię. Jak wygląda podróż przed świat Rebirth? Co czeka Clouda i jego kompanów? Przeżyj przygodę jeszcze raz w formie opowiadania na bazie wrażeń z gry!
Podoba Ci się to opowiadanie? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli mi kontynuować wędrówkę przez świat Final Fantasy 7 Rebirth! Dzięki z góry!
<— Poprzedni odcinek opowiadania z Final Fantasy 7 Rebirth
Następny odcinek opowieści z Final Fantasy 7 Rebirth —>