Assassin’s Creed #8: Spotkanie z de Sable’em
Mistrz Al-Mualim ostrzegł Altaira, że dwaj kolejni templariusze będą na niego wyczekiwać. Opowieści o „białym kapturze”, który pojawia się znikąd i w mgnieniu oka odbiera życie, krążyły już po każdym większym mieście Ziemi Świętej. Asasyn był na to przygotowany.
Nieunikniona kara
Altair miał okazję wiele się nauczyć w ostatnich dniach. Korzystał z nowej wiedzy i umiejętności, by z łatwością radzić sobie z nowymi wyzwaniami. Choć strażnicy z Damaszku i Akki zdawali się być ostrzeżeni, z dziecinną łatwością wyprowadzał ich w pole, unikając schwytania. Nadal też wspierał zwykłych mieszkańców, ratując ich przed gwałtami, rabunkami czy linczem ze strony rzekomych stróżów prawa. Stawał do walki zawsze, kładąc na szali własne życie. I choć pojedynki zdawały się być dłuższe, bo wrogów było więcej, zawsze wychodził z nich bez szwanku.
Dwa dni zajęło mu zrealizowanie obu powierzonych zadań. Palący książki w Damaszku Jubair próbował ukryć się wśród swoich uczniów, ale Altair wytropił go i pozbawił życia. Mężczyzna nie był wojownikiem. Jego orężem było słowo, ale nie był w stanie użyć go przeciwko nasłanemu zabójcy.
Sibrand z Akki upominał swoich podwładnych, by dokładnie strzegli miejskiego portu. Ukrył się na łodzi, licząc, że na niewielkim i trudno dostępnym terenie uniknie czekającej na niego kary. Altair znał już jednak sposoby zdobywania informacji i bez większych kłopotów dowiedział się o ścieżce, która zaprowadziła go wprost pod burty łodzi krzyżowca. Zabójca dopadł go, gdy przechadzał się po pokładzie ze złudnym poczuciem bezpieczeństwa.
Targany wątpliwościami
Zrobił wszystko tak, jak zlecił mu mistrz Al-Mualim. Wymierzył karę ośmiu templariuszom, którzy spiskowali przeciwko mieszkańcom Ziemi Świętej. Zrobił to wszystko dla nich, dla zwykłych ludzi, którzy od lat cierpieli z powodu niepotrzebnych wojen i głupich walk o wpływy. Do twierdzy swojego zakonu w Al-Masyaf nie wracał spokojny i dumny z własnych czynów. Wewnątrz jego umysłu trwał zażarty bój, w którym ścierały się dwie zupełnie odmienne opinie.
A jeśli wcale nie działał w słusznej wierze? A jeśli to on przykłada rękę do dalszych cierpień niewinnych? Jubair przed śmiercią zwrócił uwagę, że to właśnie w palonych księgach i pismach władcy, dowódcy, żołnierze i bogacze znajdowali instrukcje prowadzące ich do walki. Wzywały do sięgania po miecz w imię Boga, w ramach walki o jego dobre imię lub zgodnie z jego poleceniami. Czy pozbycie się ich nie przybliżało świat do pokoju?
Sibrand na sekundy przed śmiercią przyznał, że nie wierzy. Nie spodziewał się nagrody lub kary za doczesne życie. Nie liczył, że czeka go inny świat. Wszystko poświęcił dla tej rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. A jego cel? Altair był głęboko przekonany, że chodzi o podbicie Ziemi Świętej i zawładnięcie nią. Członek krucjaty króla Ryszarda miał jednak zupełnie inny zamiar. Pragnął oswobodzić ją z sideł wiary, w których tkwiła uwięziona od dziesięcioleci.
– Podążałem za rozkazami, wierząc w słuszność mojej sprawy, zupełnie jak ty – ostatnie zdanie wypowiedziane przez rycerza tkwiło w pamięci niczym cierń. Altair usłyszał już któryś raz, że jest podobny do templariuszy. Łączyło ich więcej? Byli tacy sami. Potrzebował usłyszeć rad mistrza. Jak najszybciej.
Dwie drogi do pokoju
– Mistrzu, Robert de Sable i jemu podobni śnią o potędze, która wymyka się naszemu rozumieniu, czyż nie?
– Tak i nie, Altairze.
– Ale przecież oni wszyscy pragną, by wojna pochłonęła Ziemię Świętą!
– Otworzyłeś mi oczy, choć sam nie dostrzegłeś prawdy – odparł ze spokojem przywódca zakonu asasynów.
– Jak to?
– Oni pragną pokoju. Łączy nas wspólna idea, lecz różni sposób, w który chcemy ją ziścić. Pokoju trzeba się nauczyć, zrozumieć go…
– A oni chcą pokój zaprowadzić siłą… – Altair przerwał wypowiedź mistrza, jakby koniecznie pragnął ogłosić odkrycie, którego dokonał.
– Próbowałem przemówić do niego za pomocą ciebie i twoich czynów. Każda z twoich misji była wezwaniem do zaprzestania tego szaleństwa, ale wszystkie zignorował.
– Nie pozostało więc już nic innego.
– Owszem. Znajdziesz go w Jerozolimie.
– Wyruszam natychmiast.
Co planuje de Sable
Asasyn czuł się przygotowany na tę konfrontację. Dostrzegał też, jak bardzo niegotowy na nią był wcześniej, gdy próbował w świątyni Salomona odebrać życie de Sable’owi. Odczuwał wdzięczność wobec mistrza i braci z zakonu, którzy pozwolili mu zrozumieć własne błędy i naprawić je. Nie zamierzał ich zawieść.
W Jerozolimie błyskawicznie skierował swoje kroki do biura, w którym czekał na niego Malik. Mężczyzna potwierdził obecność templariusza w mieście.
– Jesteś zupełnie innym człowiekiem niż Altair, którego znałem wcześniej – ocenił, dostrzegając przemianę, jaka zaszła w zabójcy.
– Moja praca nauczyła mnie wielu rzeczy i odkryła przede mną tajemnice, których wcześniej nie znałem. Wciąż jednak widzę tak wiele niewiadomych.
– Co masz na myśli?
– Wiem już, że Robert łączy tych wszystkich ludzi, których posłałem na tamten świat. Rozumiem jego zamiary, ale nadal nie wiem, jak zamierza zrealizować swój plan.
– Brzmi to przedziwnie. Aż trudno uwierzyć, że templariusze mogą działać przeciwko królowi Ryszardowi.
– Działają tylko i wyłącznie z myślą o sobie i planie de Sable’a. Powiedz mi, gdzie go szukać.
Pogrzeb Addina
Malik podzielił się instrukcjami z asasynem, który bez zwłoki wyruszył w stronę pierwszego punktu, Bazyliki Grobu Świętego. Choć chciał jak najszybciej zmierzyć się z człowiekiem odpowiedzialnym za tak wiele krzywd mieszkańców regionu, prowadził swoje poszukiwania śladów uważnie i zgodnie z naukami mistrza. Niezmiennie wspinał się na wysokie wieże i punkty obserwacyjne, by stamtąd wyznaczać cele. Wspierał krzywdzonych przez strażników mieszkańców, pomagał współbraciom, którzy sami stali się celami żołnierzy i zdobywał potrzebne informacje. Wkrótce wiedział już wystarczająco wiele, by opracować plan zamachu na Roberta de Sable’a podczas pogrzebu Majd Addina.
Obecność krzyżowców w mieście rządzonym przez zwolenników Saladyna wprowadzała wystarczającą atmosferę nerwowości. Strażnicy miejscy byli bardzo uważni, a towarzysze Roberta skupieni, by nie dać się zaskoczyć niespodziewanemu atakowi. Altair wiedział, że jego ruchy muszą być perfekcyjnie przemyślane, żeby odniósł sukces.
Opowiedział o wszystkim Malikowi, który nie mógł uwierzyć, że templariusze przybyli do miasta w pokoju, starając się w ten sposób uspokoić nastroje i zapobiec dalszej wrogości.
– To by oznaczało, że łączy nas wspólna idea i powinniśmy być sojusznikami!
– Nie pozwól sobie tak myśleć, nic nas z nimi nie łączy. Ich cele brzmią szczytnie, ale metody takie nie są. Mistrz mi to wyjaśnił.
– Rozumiem. Ruszaj więc i zrealizuj swój plan.
– Bracie, zanim wyruszę, chcę ci powiedzieć, że byłem głupcem. Zbyt dumnym, by dostrzec twoje cierpienia i przeprosić za swoje czyny.
– Nie przyjmuję ich.
– Rozumiem.
– Nie rozumiesz. Nie przyjmuję, bo jesteś innym człowiekiem i w niczym nie przypominasz Altaira, z którym udałem się do Świątyni Salomona.
– Maliku…
– Jesteśmy jednością. Braćmi, których muszą łączyć nie tylko zwycięstwa, ale również porażki. To daje nam siłę. Ruszaj już – mężczyzna odprawił zabójcę na misję, która miała zmienić losy całego regionu.
Mistyfikacja
Plan wydawał się idealny. Altair wtopił się w tłum uczestników nabożeństwa i obserwował uważnie templariuszy. Duchowy przywódca zmówił modlitwę, a następnie zwrócił się do tłumu. Jego słowa zaskoczyły asasyna.
– Ten mężczyzna został zamordowany przez człowieka pozostającego nieuchwytnym wobec sprawiedliwości bożej. Dziś jednak przychodzi czas, gdy nie uniknie już sądu. Oto bowiem morderca jest wśród nas! – mówiąc to, wskazał palcem na Altaira.
Chwilę później mieszkańcy rozstąpili się w popłochu, a zabójcę zaczęli otaczać rycerze w zbrojach. Niewielki plac stanowił miejsce, w którym liczyłaby się tylko siła, dając widoczną przewagę templariuszom. Asasyn odskoczył więc w stronę ogrodzenia i pokonał je dwoma sprawnymi ruchami. Bez trudu wytyczył sobie najszybszą drogę ucieczki i już chwilę później był na dachu pobliskiego budynku. Zatrzymał się niewiele dalej, uznając dach domostwa z wieżą za idealny punkt do konfrontacji.
Templariusze popełnili błąd i atakowali pojedynczo. Wielu osłabionych biegiem i wspinaczką po drabinie w ciężkiej zbroi, stanowiła łatwy cel dla umiejętnie władającego mieczem przeciwnika. Robert de Sable dotarł jako piąty i zwarł się z wysłannikiem Al-Mualima. Był szybszy od swoich podwładnych, ale nawet on nie nadążał za zwinnymi ruchami asasyna. Ten posłał go na ścianę budynku, z którą uderzył z impetem, a potem podszedł blisko i wbił sztylet pomiędzy płyty zbroi. Poczuł ciepło krwi na ręce.
– Chcę spojrzeć w twoje oczy, nim umrzesz – powiedział, a następnie ściągnął hełm rannego rycerza.
Wprowadzony w błąd
Ukazał mu się widok kobiety o związanych blond włosach i niebieskich oczach, której podbródek był we krwi.
– Cóż to za czary?! – zapytał, wyraźnie zdumiony.
– Żadne czary. Wiedzieliśmy, że przybędziesz. Musieliśmy upewnić się, że Robert zdąży uciec.
– A więc próbuje zbiec!
– Nie możemy odmówić ci skuteczności. Pokrzyżowałeś nasze plany, mordując wielu zasłużonych członków naszej grupy. Kontrola nad Ziemią Świętą zaczęła się nam wymykać.
– Cokolwiek planuje de Sable, czeka go kolejna klęska.
– Ach, ale tym razem nie będziecie mierzyć się już jedynie z templariuszem, asasynie. Robert właśnie przekonuje króla Ryszarda i Saladyna, by połączyć siły w walce z wami. Z ludźmi, którzy od wielu dni niosą śmierć, likwidując zaufanych współpracowników obu przywódców. Dzięki tobie wszyscy mamy teraz wspólnego wroga. A teraz patrz, jak upada twój zakon.
– Zobaczymy.
Altair był rozgniewany. Czuł się oszukany, ale pomimo emocji nie odebrał życia rannej kobiecie. Zrozumiał już, że kodeks jego zakonu nie jest tylko zbiorem wytycznych dotyczących postępowania, a drogowskazem, który pozwala stworzyć świat lepszym. A w takiej rzeczywistości nie ma miejsca na nieuzasadnione czyny.
Asasyn pospiesznie wrócił do biura zakonu i opowiedział o wszystkim Malikowi. Ten nie mógł uwierzyć, ale słowa Altaira z każdą sekundą zdawały się mieć większy sens i składać w jedną całość.
– Musisz udać się do Al-Masyaf i powiedzieć o wszystkim mistrzowi!
– Nie ma na to czasu, nasi wrogowie nie będą czekać. Jeśli ich nie powstrzymam w Arsuf, nasze bractwo przepadnie.
– Bracie, wiele się zmieniło, ale nie możemy działać bez zgody mistrza. To może narazić naszych współbraci.
– Nie zasłaniaj się znowu naszym kredo, Maliku! Używasz go jak tarczy od wielu tygodni, choć sam dobrze wiesz, że Al-Mualim skrywa przed nami wiele tajemnic. Sam mi mówiłeś, że nic nie jest pewne, a wszystkiego jest możliwe. Podejrzewam, że sprawa templariuszy jest bardziej skomplikowana i zamierzam odkryć prawdę. Ty wyrusz do zakonu i opowiedz o wszystkim.
– Nie mogę opuścić Jerozolimy.
– Więc popytaj tutaj i znajdź coś, co ja mogłem ominąć!
– Muszę się nad tym zastanowić, Altairze – Malik był wyraźnie zagubiony i przytłoczony informacjami.
– Dobrze, ja tymczasem ruszam do Arsuf.
– Bądź ostrożny.
– Będę, obiecuję.
Co stanie się dalej? O tym już w następnym odcinku opowiadania z gry Assassin’s Creed. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube, by nie przegapić dalszej części opowiadania Assassin’s Creed. Możesz też postawić mi kawę, wspierając utrzymanie strony i jej rozwój. Dzięki!
Assassin’s Creed to pierwsza odsłona serii, która dzisiaj jest jedną z najpopularniejszych marek w branży gier. Opowieść o cichych zabójcach rozpoczęła się wraz z przygodą Altaira z 2007 roku. Jak ogrywa się ją po tylu latach? Moją relację w formie opowiadania znajdziesz na blogu. Zapraszam na wspólne wspominki i przeżycie jeszcze raz historii napisanej przez twórców z Ubisoftu.
<—- Siódmy odcinek opowiadania Assassin’s Creed: Fragment Raju
Dziewiąty odcinek historii Assassin’s Creed: Na polach Arsuf —->