Recenzja książki „Stan Futbolu” – polski Clarkson
Lektura książki Stan Futbolu zaraz po odłożeniu na półkę fatalnej biografii Włodzimierza Smolarka była jak kojący opatrunek położony na bolesną ranę. Napisaną przez sprawnie posługującego się piórem i mającego dużą wiedzę o świecie futbolu publikację Krzysztofa Stanowskiego, połyka się całymi rozdziałami, bo to tak dobrze przygotowana i pełna smakowitych tematów pozycja.
Krzysztof Stanowski wie dużo więcej o kulisach piłki nożnej i znanych z mediów zawodnikach i trenerach niż typowy kibic. Jest przy tym postacią charyzmatyczną, mającą swoje poglądy i nie bojącą się ich odważnie prezentować. Wszystko to widać od pierwszych stron Stanu Futbolu, w którym autor w każdym rozdziale odpowiada na postawione na początku pytanie. Czego się dowiadujemy? Poznajemy bliżej Zbigniewa Bońka i Franciszka Smudę. Odkrywamy uroki i wady pracy w dziennikarstwie sportowym. Zyskujemy szansę, by dowiedzieć się więcej o słynnym polskim „Fryzjerze”. Między innymi, bo na kilkuset stronach pełno jest ciekawostek, anegdot i dających do myślenia uwag. A wszystko to podane w czytelnej, atrakcyjnej i doskonale napisanej formie.
Może to efekt przeskoku – Smolar był chaotycznym transkryptem rozmów ze słynnym reprezentantem, Stan jest przemyślaną, poukładaną i zgrabnie ubraną w słowa opowieścią o świecie piłki. Jeśli pierwsza książka była niczym próba przepłynięcia wzburzonego oceanu na tratwie, tak druga jest rejsem luksusowym jachtem po płaskiej tafli wyimaginowanego morza. Autor od wielu lat dostarcza treści, więc doskonale wie, jak zaciekawić czytelnika, jak wzbudzić emocje, jak wywołać kontrowersje i dobrze zapakować i sprzedać pewne fakty. Jest przy tym w stanie objąć szeroki zakres tematyczny, więc jego książka to coś jak polski odpowiednik zbiorów felietonów Jeremy’ego Clarksona.
Stan Futbolu to ścisła czołówka książek skierowanych do kibiców piłkarskich, a na pewno jedna z najlepiej napisanych. Dziennikarze regularnie pomagają w tworzeniu biografii znanych piłkarzy, sam Stanowski może się podpisać pod kilkoma. Żadna nie ma jednak takiego polotu, jak właśnie autorskiego dzieło założyciela Weszło. Może to efekt braku ram, konieczności trzymania się pewnej chronologii i momentami zapełniania kart na siłę. Tutaj czytelnik nawet przez moment nie czuje znudzony. Wręcz przeciwnie, aż szkoda, że ta wspólna wyprawa z autorem kończy się tak szybko. Oczywiście nie każdy będzie odbierał ją równie entuzjastycznie. Trzeba kochać piłkę, znać kluby, trenerów, zawodników i dziennikarzy sportowych, by wynieść z lektury najwięcej. Ale czy ktoś niespełniający tych warunków w ogóle będzie interesował się Stanem Futbolu? Wątpię. Jako kibic polecam więc ją wszystkim fanom piłki.