New Yorker #5: Ciepła krew

Max kilka razy znalazł się w sytuacji, gdy rozwścieczony, zapędzony w kozi róg zbir rzucał się na niego niszczym rozszalała bestia. Kilku próbowało go w akcie desperacji nawet udusić. Żaden nie użył w tym celu poduszki. Stojący obok szpitalnego łóżka sprzątacz liczył, że poobijany po upadku ze sporej wysokości Payne nie będzie miał sił, by walczyć o swoje życie.  

I pewnie miałby rację. Jeszcze kilka dni temu glina poddałby mu się bez chwili zastanowienia, pędząc w objęcia tak długo wyczekiwanej śmierci. Teraz jednak jego lodowata ukochana, o której względy zabiegał tak długo, została zepchnięta na drugi plan. Jej miejsce zajęła Mona. W sercu zatliła się iskra motywacji do przeżycia kolejnego dnia.

Max nie kalkulował. Wyciągnął prawą rękę w stronę napastnika i chwycił go dokładnie w tym punkcie, w którym chciał. Mocno ścisnął, czując pod palcami specyficzny materiał lekarskich spodni. Nacisk na poduszkę błyskawicznie odpuścił, a pokój wypełnił donośny skowyt. Przerażający dźwięk męskiego głosu, który w ułamku sekundy tracił na sile. Payne odepchnął poduszkę i narażając się na ból z okolicy pogruchotanych żeber usiadł na łóżku. Moment później siłą pędu runął w stronę trzymającego się za krocze sprzątacza i znokautował go ciosem w twarz.

Obaj z hukiem upadli na szpitalną podłogę. Przytomny był już tylko Max.

Podniosłem się i podpierając ręką o łóżko złapałem równowagę. Nie miałem zbyt wiele czasu. Prawdopodobnie krzyk mojego niedoszłego zabójcy zaalarmował kogoś w szpitalu. To mógł być któryś z jego kompanów, więc musiałem szybko się ewakuować. Skierowałem pierwsze kroki do łazienki, by z jednej z szafek zebrać mały pojemniczek ze środkami przeciwbólowymi. Potem ruszyłem w kierunku wyjścia na korytarz. Było pusto i cicho. To mogło oznaczać tylko jedno. Placówka została już zajęta przez sprzątaczy, którzy spacyfikowali lub w bardziej optymistycznej wersji zamknęli gdzieś lekarzy i pielęgniarki. Musiałem mierzyć każdy swój krok. Nie tylko, by oszczędzać siły i nie nadwyrężać ciała, ale też nie wpaść w złym momencie na jednego z bandytów.

Tymczasem Nico miał już za sobą trudne powitanie z rodziną McReary. Kilkanaście minut temu spojrzał w oczy nie tylko Kate i Patrickowi, ale też Francisowi. Bydlak grał doskonale swoją rolę, pozorując smutek po stracie bliskiej osoby. Bellic nie był dobrym aktorem i nawet siedząc w ławce kościoła zastanawiał się, czy wszyscy wokół już widzą jego splamione krwią ręce. Pogrążony w zamyśleniu nawet nie dostrzegł, że ceremonia już się zakończyła i żałobnicy zaczęli kierować się w stronę wyjścia. Szybko dołączył do Kate, próbując okazać jej wsparcie. Był w tym momencie niewiele bardziej użyteczny od kuli czy drewnianej laski, ale kobieta nie zwracała na to jakby uwagi.

Żałobnicy zdążyli postawić tylko kilka kroków przed wejściem do kaplicy, gdy nagle padły strzały. Przejeżdżająca czarna limuzyna minęła budynek w kilka sekund, ale zostawiła po sobie krwawy ślad. Nico, który odruchowo przykucnął podczas ataku, wyprostował się. W tym samym momencie Kate upadła na niego. Złapał ją i poczuł niespotykane od dawna ciepło. Przez palce zaczęła przeciekać mu krew. Pociski dosięgnęły nie tego celu. Trafiły do złego adresata. Wykonały jednak swoje zadanie, odbierając życie i nie dając nic w zamian. Kate nie żyła.

Co stanie się z Maxem? Co zrobi Nico? Nie możesz przegapić kolejnego odcinka! A jeśli chcesz mieć wpływ na kształt tej opowieści, koniecznie zaglądaj na profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze. Już niedługo kolejna ankieta i ważna decyzja do podjęcia!

<——— Poprzedni odcinek   Następny odcinek ———->

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.