Moja kariera w FM 2016 #115: Rozstanie z rozumem
Czerwiec 2023 roku. Do otwarcia letniego okna transferowego pozostało jeszcze kilkanaście dni. Od zakończenia rozgrywek w Europie minęło niewiele. Nadal irytowałem się, spoglądając na ligową tabelę, w której Paris FC zajęło dopiero szóste miejsce.
Wina leżała tylko po mojej stronie, ale czułem wewnętrzną gorycz i poczucie niesprawiedliwości, widząc stojące dumnie na czwartym miejscu Stade Rennes. Średniaka, któremu upragniony awans do Ligi Mistrzów zapewnił jeden człowiek, Pierrick Petit, który w 42 spotkaniach strzelił 32 gole. Problem w tym, że za rok na Roazhon Park prawdopodobnie nie będą go już oglądać, bo jest tylko wypożyczony z Paris Saint-Germain. I po wielkim sezonie triumfów przyjdzie bolesny zjazd do szarej rzeczywistości.
To jednak nie był mój problem. Ja musiałem zadbać, by Paris FC było przygotowane na takie osłabione Rennes i gotowe dwukrotnie ograć je w Ligue 1. Przykład Petita dawał mi jednak do myślenia. Czasami warto zaryzykować na rynku transferowym, to jedno. Dwa, że może te moje gwiazdy są trochę przereklamowane, skoro nie potrafiły w podobny sposób, przy dużo większym wsparciu kolegów, ugrać podobnych rezultatów?
Wewnątrz toczyłem walkę, analizując plusy i minusy kolejnych formacji i potencjalnych zmian kadrowych w Paryżu. Tymczasem wielka machina transferowa powoli nabierała tempa. Caen próbowało uwolnić nas od Junga, ale ostatecznie rozmowy zakończyły się fiaskiem przez żądania finansowe napastnika. My tymczasem zaatakowaliśmy znienacka Stuttgart i wykradliśmy mu bardzo cenny skarb. 25-letni ofensywny pomocnik Ferati, znudzony po latach spędzonych w Bundeslidze i skonfliktowany z zarządem, skusił się na wizję podbijania Europy w malowniczej stolicy Francji. Za darmo ściągnąłem do składu piłkarza światowego formatu. Zrobiłem krok w stronę zmian.
A potem się cofnąłem, oferując kontrakt Zeravicy, który w ciągu rocznego wypożyczenia z Celty Vigo rozkochał w sobie wielu kibiców. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ta decyzja będzie mnie ratować przed publicznym linczem ze strony fanów PFC. A frustracja rosła w nich szybko i już w pierwszej połowie lipca przekroczyła dopuszczalne normy.
Niezadowolenie wywoływał już w maju i czerwcu Diaw. Pierwsze od dawna transferowe rozczarowanie, jak komentowali niektórzy lokalni reporterzy. Kibice, nieprzyzwyczajeni do wysokich kwot wydawanych na nowe nabytki, nie mogli przełknąć, że kupiony zimą za ponad 10 milionów euro snajper w piętnastu meczach strzelił tylko pięć goli i nijak nie pomógł drużynie w walce o top 4.
Potem przyszła do klubu oferta z Napoli. Dawali solidne pieniądze za Dembele, ale że był to dopiero początek miesiąca to podbiłem lekko stawkę. Włosi się wystraszyli i zrezygnowali. W mediach huczało tymczasem o zainteresowaniu Chelsea. Agent Malijczyka postanowił wykorzystać moment i zgłosił się po nowy kontrakt. Chciał 250% podwyżki dla swojego klienta i pensji na poziomie 550 000 euro miesięcznie. Tymczasem najlepiej wynagradzany w tym momencie Ferati zarabiał nieco ponad 300 000. Negocjacje? Nie było szans, nie chcieli zejść o więcej niż dwadzieścia tysięcy. Wiedziałem już, że z Dembele pożytku mieć nie będę.
Trzeba było działać szybko, zachowując jednak maksymalną dyskrecję. Ograniczyłem do minimum liczbę osób zaangażowanych w następny krok. Z zaufanymi doradcami zorganizowałem i przeprowadziłem podwójny transfer z Paris Saint-Germain. Dembele odszedł na Parc de Princes za 28 milionów euro. Do nas przybył wszechstronny urugwajski obrońca Juan Benitez za 5,75 mln euro. Gdy następnego dnia media opublikowały informacje, media społecznościowe kipiały z wściekłości. Gdyby w tamtym momencie zmierzono zaufanie do mojej osoby, byłoby na poziomie minimalnym.
Racjonalnie myślący trener zrobiłby w tym momencie wszystko, by udobruchać kibiców. Wyciszyć emocje, uspokoić nastroje. Co zrobiłem ja? Sprzedałem Camarę do Juventusu za 16 mln euro + 4 mln w bonusach. Dla klubu czysty zysk, dla mnie element porządkowania składu, a dla fanów kolejny sygnał, że trener ich ukochanego klubu rozstał się z rozumem.
Gdy więc dwa dni później Lens zaproponowało 11,75 mln euro za Hodę, odmówiłem. Powiedziałbym „tak” i wywieźliby mnie na taczkach. Inna sprawa, że albański snajper w dwóch pierwszych sparingach strzelił trzy gole. Głupio oddawać takiego strzelca do ligowego rywala.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.