Yakuza 4 #2: Akiyama i naciągacze
Po leniwym poranku, przedłużającym się przez jeszcze dający się we znaki jet lag, w końcu zebrałem się w sobie i wyszedłem na spacer po najbliższych okolicach mojego apartamentu. Krótka lektura przewodnika rozjaśniła mi nieco sytuację, wskazując, że znajduję się w Kamurocho.
Dzielnica rozrywki, jak informowała publikacja, stanowiła dobrą bazę wypadową do zwiedzania innych części wielkiej metropolii. Sama w sobie też oferowała wiele atrakcji, do których należały bez wątpienia dziesiątki barów i restauracji, klubów z hostessami, salonów gier oraz sklepów. Czułem, że spędzę tutaj przynajmniej kilkanaście godzin i nawet przez moment nie będę się nudzić. Dzielnica tętniła życiem. Alejkami mijały się dziesiątki osób, wokół było gwarno od rozmów. W pewnym momencie przed sobą zobaczyłem niewielki tłumek rozentuzjazmowanych ludzi, którzy zgromadzili się wokół jakiegoś wydarzenia. Podszedłem bliżej i zobaczyłem dobrze znajomą twarz i tę charakterystyczną marynarkę. To Shun Akiyama sprawiał łomot, inaczej nie da się tego określić, grupie napotkanych dresiarzy. Wyglądał niczym mistrz sztuk walki. Jego precyzyjne kopnięcia wybijały wrogów w powietrze, a jednocześnie nie były zagrożeniem dla ich życia. Nawet, gdy sprzedał, wydawało mi się, potężnego kopa w twarz leżącemu oponentowi, a później dobił go z kolana, nie stracił kontroli nad walką i nie ryzykował oskarżeniami o morderstwo. Zrobił na mnie wtedy kolosalne wrażenie. Jak zrozumiałem z rozmów innych widzów, Shun został napadnięty i tylko się bronił. Gdy było już po wszystkim, tłum w mgnieniu oka zniknął, a na ulicy zostali tylko pobici dresiarze.
To była ważna lekcja. Dowiedziałem się, żeby uważać w Kamurocho i nie nosić przy sobie zbyt wielu cennych przedmiotów, bo chętnych do przywłaszczenia sobie cudzej własności tutaj nie brakuje. Postanowiłem, że wieczorem odwiedzę sprawdzony już bar. Po cichu liczyłem, że będę miał okazję spotkać Akiyamę.
Zasłuchany w opowieściach
Nie pomyliłem się. Siedział już przy barze, gdy przyszedłem na miejsce. Miałem to szczęście, że krzesło obok było wolne. Mogłem spokojnie przysłuchać się prowadzonej przez właściciela i jego gościa rozmowie. Temat najwyraźniej dotyczył biznesu. Shun, okazało się, nie tylko udzielał pożyczek, ale też prowadził klub z hostessami, Elise.
– Ręce mi opadają, jak widzę podejście młodego pokolenia. Wyobraź sobie, że dzisiaj musiałem nauczyć jednego ze swoich skautów, jak rozmawiać z kobietami. Nie to jednak jest najgorsze. Młodziak był gotów zrezygnować po ledwie jednej porażce. Zero ambicji i woli walki. Jak tacy goście chcą coś osiągnąć w Kamurocho?
– Dobrze Pan wie, Panie Akiyama, że nie brakuje tutaj ciekawych postaci. Tacy młodzicy muszą jeszcze zebrać trochę doświadczeń, by coś znaczyć.
– Może masz rację, ale mam wrażenie, że za naszych młodych lat byliśmy bardziej zawzięci. Ale takie dzieciaki to pikuś, przy niektórych klientach Sky Finance. Nie mogę wdawać się w szczegóły, ale uwierzysz, że ostatnio pomagałem ogarnąć się jednemu prezesowi? Facet doprowadził do ruiny firmę ojca, bo nie chciał jej zrestrukturyzować. Zaraz po tym postanowił otworzyć nowe przedsiębiorstwo, oczywiście za pożyczone pieniądze. Bez żadnego biznes planu, kontaktów i rozeznania w rynku.
– I pewnie poddał go Pan testowi?
– A jakże. Jedyne, co mogę mu oddać, to że był ambitny. Zawalił trzy kolejne próby, ale wyprosił kolejną. W końcu nauczył się, że czasami jako prezes musi wybrać mniejsze zło i podejmować trudne decyzje. Przy okazji jego przykład może pomoże uratować jedną z lokalnych agencji reklamowych, która miała podobne problemy z płynnością finansową.
– Kolejny sukces Panie Akiyama.
– Dla takich ludzi i przypadków warto prowadzić Sky Finance. Ale musisz mieć głowę na karku, bo nie brakuje też oszustów. Kilka dni temu opowiadałem Ci o tej szajce, która wyłudzała pieniądze na rzekomych inwestycjach w Forex. Pamiętasz, poszedłem tam i gdy odmówiłem, chcieli mnie siłą zmusić do włożenia środków. To mały miki przy tej rodzince, która, nie uwierzysz, zorganizowała porwanie córki, by wyciągnąć ode mnie trzydzieści milionów.
– Udało im się?
– Tak. Ale znasz mnie, zacząłem węszyć, tradycyjnie irytując Hanę. Warto jednak było. Odkryłem, że padłem ofiarą oszustów. Znalazłem ich w jednym z hoteli. Uwierzysz, że potrzebowali takiej kasy, żeby zrealizować swoje chore marzenie o wykąpaniu się w wannie pełnej pieniędzy?
– Co takiego?
– No właśnie. I jeszcze ojciec familii chciał mnie siłą, w samych gaciach, wywalić z pomieszczenia. Nakopałem mu.
W tym momencie Shun zwrócił się do mnie, pytając, jak bawię się w Kamurocho. Nie byłem specjalnie dyskretny w przysłuchiwaniu się jego opowieściom, trzymając jedzenie kilka centymetrów od ust przez dobre dwie minuty. Przeprosiłem, ale Akiyama nie wyglądał na specjalnie wkurzonego. Tego gościa naprawdę trudno nie polubić.
Yakuza 4 to mój pierwszy kontakt z ukochaną przez wielu serią, którą niektórzy niepotrzebnie próbują porównywać z GTA. Wystarczy jednak kilka chwil, by przekonać się, że to zupełnie inny styl opowieści i zabawy. Na blogu znajdziecie moje regularne relacje z postępów i przemyślenia dotyczące gry, spisane w formie opowiadania.