Seks, latające mózgi i trafione pomysły – Killer7 się rozkręca
Im więcej czasu poświęcam Killer7, tym lepiej rozumiem zachwyty nad dziełem studia Grasshopper Manufacture. Nie dość, że gra dobrze funkcjonuje pod względem systemu i mechaniki zabawy, to jeszcze potrafi szokować i zaskakiwać ciekawymi oraz sprawnie zrealizowanymi pomysłami.
Zacznijmy od elementów kontrowersyjnych, które mogą równie dobrze Killer7 sprzedawać, co odstraszać potencjalnych konsumentów. Wypada zacząć od bohaterów, przede wszystkim tytułowej siódemki, a licząc i przykutego do wózka inwalidzkiego Harmana Smitha, ósemki. Zawsze ceniłem japońskich twórców za wyobraźnię i projekty postaci, a tutaj cała plejada głównych herosów wyróżnia się, zapada w pamięć i intryguje. Brakuje im co prawda szerszego tła fabularnego, nie biorą też oni aktywnego udziału w dialogach, ale jest wokół nich taka aura tajemniczości, która przyciąga. Do tego trzeba dorzucić te wszystkie napotykane po drodze zjawy, psychodelicznych oponentów i liczne postacie drugoplanowe, momentami wykręcone, innym razem fascynujące. Na pewno budują one klimat całej gry.
Dziwny, gęsty klimat, co trzeba dodać. W Killer7 zastanawiających i wywołujących konsternację motywów nie brakuje. A to opiekunka znęca się nad starcem, a nawet wykorzystuje go seksualnie, a to ktoś popełnia samobójstwo i potem stawia czoło zabójcom z roztrzaskaną czaszką i mózgiem na wierzchu. W innej części gry ważą się losy całej nacji lub rozpoczyna się polowanie na szaleńca o nienormalnym hobby. Fabuła gry komplikuje się z każdą chwilą, nie jest łatwa do ogarnięcia, choć nie sposób przyczepić się do jej przedstawienia. Dobrze zrealizowane przerywniki, napisane z pomysłem dialogi i przede wszystkim fantastyczne wstawki anime odpowiednio napędzają akcję i dodają grze kolorytu.
Na nic jednak zdałby się ten cały zakręcony i dobrze przedstawiony świat, gdyby w Killer7 nie dało się grać. Mechanika jednak działa sprawnie, choć na pewno trzeba się do niej przyzwyczaić. Gdy już jednak załapie się sterowanie, zaakceptuje określone rozwiązania, można się tylko wkręcić. W utrzymaniu odpowiedniego zaangażowania gracza pomaga wypośrodkowany i rosnący w odpowiednim tempie poziom trudności oraz wnoszące powiew świeżości w regularnych odstępach czasu nowe wyzwania, jak wymagający konkretnego sposobu eliminacji przeciwnicy czy zmuszające do wysiłku intelektualnego zagadki. Nawet przez moment strzelanie, zbieranie krwi i szukanie nabojów nie nudzi się i nie zaczyna być monotonne. Killer7 jest naprawdę dobrze zrealizowane.
Przede mną jeszcze odrobina wyzwań i wielki finał przygody. Jeśli tylko Goichi Suda i jego współpracownicy przygotowali zakończenie przystające poziomem do całej produkcji to Killer7 będzie moim osobistym kandydatem do listy dziesięciu najlepszych tytułów w bibliotece PlayStation 2. Trzymam kciuki, by tak się stało i przyznaję, że się tego nie spodziewałem.