Moja kariera w PES2017 #16: Na młodych skrzydłach
CF Madrid zaczyna kolejny sezon przeciętnie i na powierzchni utrzymuje się praktycznie tylko dzięki dwóm młodym skrzydłowym – Pulisiciowi i Kerżakowowi. Brucevsky ma twardy orzech do zgryzienia.
4 września
Minęły trzy kolejki, a na koncie CF Madrid widnieje pięć oczek i tylko jedno dobre spotkanie. Po falstarcie z Pescarą spodziewałem się dużo lepszego występu z Chievo, ale tu też tylko zremisowaliśmy 2:2. To i tak niezłe osiągnięcie, bo dwukrotnie goniliśmy wynik. Gdy więc wybiegaliśmy na boisko z rewelacyjnym na starcie sezonu Lazio, mało kto wskazywał nas na faworytów. Niespodziewanie jednak zdemolowaliśmy rzymian 3:0, tylko mącąc w głowach obserwatorom Serie A, którzy gotowi byli już wskazywać faworytów do scudetto i typować największe rozczarowania rozgrywek.
Motorem napędowym w tych pierwszych tygodniach okazuje się Pulisic, który w trzech kolejnych spotkaniach zanotował po asyście, a do tego dorzucił też gola. O ile po nim się tego spodziewałem, to skuteczność Kerżakowa jest dla mnie fenomenem. Młody Rosjanin na papierze nadal sporo odstaje od konkurentów ze składu, nawet na tle ligowych rywali niczym specjalnym się nie wyróżnia, a mimo to regularnie błyszczy na murawie. Jego niebywały talent do znajdywania się we właściwym miejscu w odpowiednim czasie pozwolił mu nawet posadzić na ławce Ould-Chikha. Trudno trzymać taki talent na ławce, nawet gdy ma tylko 69 OVR.
12 września
Debiutowaliśmy w europejskich pucharach na własnym stadionie w meczu z teoretycznie najtrudniejszym rywalem – Sportingiem Lizbona. Postawiłem na skład ograny i sprawdzony w defensywie oraz ataku. Jedynie w pomocy zdecydowałem się na drobną roszadę – Halilović zagrał na pozycji ofensywnego pomocnika, by zrobić miejsce dobrze dysponowanemu i mającemu wiele atutów przydatnych do twardej walki w środki pola Rotanowi. Zaczęliśmy odważnie, narzucając wysokie tempo i dręcząc Portugalczyków szarżami na skrzydłach. Szczególnie aktywny był Ould-Chikh, na którego wyraźnie dobrze podziałała konkurencja ze strony Kerżakowa. W 27 minucie wykorzystał on perfekcyjną piłkę na dobieg od Rotana i otworzył wynik meczu.
Chwilę później mógł powiększyć naszą przewagę, ale jego techniczna wkrętka po długim słupku tylko musnęła spojenie. Sporting był jedynie tłem dla CF Madrid, a mimo to na przerwę schodził z wynikiem 1:1. Przegrany pojedynek w środku pola, błąd Stankovicha (kolejny już!) i Bas Dost popisał się petardą sprzed pola karnego, która przełamała ręce Speroniego. Musiałem stłumić w sobie wściekłość i zmotywować podopiecznych na drugą odsłonę. Stracony gol mocno zdeprymował jednak moich graczy, którzy dopiero po zmianach w okolicach 70 minuty wrócili do stylu z początku spotkania. Było jednak za późno na drugiego gola, choć Halilović miał jeszcze setkę. Zabrakło mu tym razem szczęścia. Czas pokaże, czy będziemy się z tego jednego punktu na otwarcie cieszyć, czy żałować dwóch straconych oczek.
27 października
Sporo czasu minęło od mojego ostatniego wpisu w tym trenerskim pamiętniku. Nie miałem jednak za bardzo czym się chwalić, nawet mógłbym napisać, że zostałem trochę przygnieciony problemami. Przeciętne wyniki zmusiły mnie do wielu roszad taktycznych w ostatnim czasie, ale nie przyniosły one spodziewanych efektów. Owszem, jesteśmy bardziej agresywni w odbiorze, potrafimy dobrze grać pressingiem, ale nie przekłada się to szczególnie na nasze wyniki. W Serie A znowu zajmujemy miejsce w pobliżu ostatniego zapewniającego awans do Ligi Europy. W Pucharze Włoch zafundowaliśmy kibicom palpitacje serca, ledwo eliminując w pierwszej rundzie Pescarę. 2:2 w dwumeczu i przejście dalej dzięki golom strzelonym na wyjeździe chwały nam nie przynosi. I tak jednak nie mam co narzekać, bo na stadionie Delfinów dwa razy goniliśmy wynik. A w Europie? Jesteśmy na czele naszej grupy po dwóch minimalnych zwycięstwach nad Heerenveen i Rapidem Wiedeń. Z taką grą wylecimy jednak z rozgrywek na pierwszej trudniejszej przeszkodzie…
3 listopada
Niepokonany, rewelacyjnie dysponowany na starcie sezonu Serie A Inter jawił się jako przeszkoda nie do przejścia. Nie tylko pewnie zresztą mi, ale i wszystkim rozczarowanym grą CF Madrid kibicom. Po ostatnich przeciętnych występach moich podopiecznych mogłem teraz tylko liczyć, że na Stadio Giuseppe Meazza przypomną sobie swoje najlepsze występy i postawią odpowiedni opór rozpędzonym Nerazzurrim. Sukces uzależniłem od odważnego, nieco eksperymentalnego ustawienia linii ataku, z wysuniętym Eggesteinem na szpicy i dobrze spisującymi się na bokach w poprzednich tygodniach Pulisiciem i Kerżakowem. Plan wypalił. Niemiec zagrał świetne spotkanie, notując gola i asystę – poprowadził nas do niespodziewanego triumfu 2:0. Na pomeczowej konferencji ze spokojem komentowałem wynik, wiedząc, że takich jednorazowych wyskoków moja drużyna miała już w przeszłości wiele. Zwyżkę formy trzeba potwierdzić w co najmniej dwóch meczach, a nam szykowała się potyczka z Genoą, z którą zawsze jest ciężko.
7 listopada
Budując skład CF Madrid, chciałem mieć po dwóch konkurujących ze sobą graczy na każdej pozycji. Do tej pory nie przekładało się to specjalnie na widoczne efekty. Podstawowi gracze nie mieli specjalnej presji ze strony zmienników, co po pewnym czasie przekładało się na obniżenie przez nich lotów. W tym sezonie widzę pewną poprawę w tej kwestii. Wystrzelił Kerżakow, narzucając wysokie tempo Ould-Chikhowi, Eggestein zaczął straszyć Dzalto – szkoda tylko, że w pomocy brakowało podobnej rywalizacji. Z Genoą błysnęli, odpowiadając na trafienia sprzed kilku dni kolegów, Dzalto i Ould-Chikh. W efekcie wygraliśmy znowu 2:0, umacniając się w czołówce i robiąc solidny krok w kierunku Ligi Mistrzów. Nie łudzę się jednak – bez dłuższej serii triumfów na podium nie mam co liczyć.
Czy dwa zwycięstwa oznaczają początek wspaniałej serii CF Madrid. Czy klub utrzyma się w walce o potrójną koronę? O tym już w kolejnym odcinku. Nie przegap go – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube.