Moja kariera w FM 2016 #42: Skarby Sportingu
Dzięki nowym umowom sponsorskim, wpływom z transmisji telewizyjnych, sprzedaży koszulek i karnetów budżet Paris FC szybko i systematycznie rósł. Trochę go naruszałem, przygotowując kadrę na walkę w kolejnych rozgrywkach, ale też nie rozbijałem banku na wielomilionowe zakupy.
Zmieniłem nieco swoją politykę zakupową i teraz już nie jestem aż takim dusigroszem. Nadal jednak z trudem przychodzi mi wydawanie większych kwot. Najdroższymi transferami mojego klubu w letnim okienku 2020 roku okazali się wspomniany wcześniej napastnik Ba i wystawiony przez Inter Mediolan na listę transferową skrzydłowy Gaston Camara. Pięć milionów euro za szybkiego, kreatywnego i uniwersalnego pomocnika – takiej okazji nie mogłem przypuścić. Korzystając już z obecności we Włoszech moich skautów, sprawdziłem jeszcze juniorów czołowych klubów Serie A i znalazłem bocznego pomocnika z Romy, Giaudino, który chętnie przystał na wypożyczenie na Stade Chariety. Przyda nam się w obwodzie, a być może uda się nam go zimą przekonać do podpisania z nami kończącej się za dwanaście miesięcy umowy.
Polowałem na zdolnych młodzików, których za kilka lat mógłbym z zyskiem sprzedać. Obserwowanie pierwszych rund Ligi Mistrzów i Ligi Europy pozwoliło mi też namierzyć 17-letniego defensywnego pomocnika z Molde, Fredrika Langfjella. Nastolatek jest uważany w rodzinnym kraju za wielki talent, moi asystenci też wróżą mu wielką karierę. Gdy więc jego pracodawcy zażądali tylko 400 000 euro, długo się nie zastanawiałem. Może się okazać, że ten przyszłościowy zakup uratuje mi w tym roku skórę, gdy na przykład Ca nie da już rady kondycyjnie, a D’Arpino znowu przyplącze się poważniejszy uraz.
Kibice Paris FC śledzili moje poczynania na rynku transferowym, ale to nie na nowe nazwiska czekali najbardziej. Wszyscy odliczali dni do losowania meczów barażowych eliminacji Ligi Mistrzów. Debiut w europejskich pucharach drużyny, która jeszcze kilka sezonów temu skazywana była na dolne rejony Ligue 2. Sam aż tak na dacie wyjazdu do Nyonu się nie skupiałem. Próbowałem oddalić od siebie myśl, że mój trenerski warsztat przyjdzie sprawdzać na międzynarodowej scenie w batalii z takim Milanem czy Manchesterem United. To mogłoby zakończyć się klęską, która nadszarpnęłaby mój wizerunek i rozwaliła tylko dobrą atmosferę w kadrze.
W końcu nadeszła ta chwila. Zestresowany wysiadłem z samolotu w Szwajcarii i wraz z prezesem pojechałem na miejsce. Czas dłużył się i dłużył, prowadzący zdawali się opowiadać o bzdetach godzinami, a mnie drażniło już to wewnętrzne podenerwowanie. W końcu doczekałem się losowania. Kulki opuszczały pojemnik i odkrywały kolejne nazwy. Pojawił się Manchester United, Milan, Wolfsburg, a Paris FC nie było. Trafiliśmy ostatecznie na Sporting Lizbona i to w roli gospodarza meczu rewanżowego. Lepiej nie mogliśmy? W środku szalałem z radości, ale starałem się tego nie okazywać. Dobrze zrobiłem. Po powrocie do Paryża skaut przedstawił mi wstępny raport na temat rywala. Okazało się, że jego zawodnicy są warci przeciętnie dwa razy więcej niż mój „najdroższy” Calabria…
Czy Paris FC podoła wyzwaniu i wywalczy cenny awans do Ligi Mistrzów? Jak spisywać się będą nowe nabytki, które mają jeszcze poprawić wyniki zespołu? Odpowiedzi padną w kolejnym odcinku. Zachęcam do śledzenia profili Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube.