Metal Gear Solid 4 #1: Solid Snake
Nikt nie może być tak dobry. Wpatrywałem się w ekran monitora w zdumieniu, obserwując starego mężczyznę przemykającego przez pole bitwy gdzieś na Bliskim Wschodzie. Jeszcze godzinę temu widziałem w nim tylko starca w dziwnym stroju, który z jakiegoś powodu towarzyszył rebeliantom. Kilkadziesiąt minut później zrozumiałem, dlaczego nikt nie wymawia obojętnie słów Solid Snake.
Świat zmienił się i trudno powiedzieć, że ewoluował w odpowiednią stronę. Jeszcze kilka wieków temu ludzie mordowali się w imię idei, niesieni dumnymi hasłami wypisanymi na sztandarach patriotyzmu. Teraz zabijają się tak samo, jak białe krwinki eliminują wirusy. Są zaprogramowani, by wykonać powierzone zadania. Zgodnie z procedurami i wolą systemu. Najemnicy. Żołnierze bez poglądów, emocji, sumienia. Pionki na szachownicy napędzanej przez pieniądze.
To musi być wyjątkowo ciężkie do zaakceptowania dla kogoś takiego jak Solid Snake. Wojskowe rzemiosło poznawał w innych czasach. Choć wielokrotnie stawiał czoła sytuacjom wymykającym się zdrowemu rozsądkowi, zawsze gdzieś tam w tle majaczyły pewne zasady, którymi ludzkość kierowała się od lat. Teraz wokół były tylko chciwość i bezmyślna pogoń za bożkiem ze złota, wokół którego zbudowano ekonomię wojny.
Po co Snake zjawił się na Bliskim Wschodzie, gdzie akurat toczyła się wojna domowa? Nie był to konflikt w żadnym razie wyjątkowy. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, a mimo to z jakiegoś powodu przyciągnął na pole walki legendę z Shadow Moses. Obserwując nagrania zarejestrowane przez robota MK2, chciałem poznać odpowiedź na to pytanie.
Weteran wojenny z sumieniem
To był szczególny widok. Przypominał trochę odtwarzany z precyzją układ choreograficzny, który zapisano w pamięci mięśniowej organizmu wielotygodniowymi treningami. Snake przemykał za plecami rebeliantów i walczących przeciwko nim oddziałów PMC z gracją i profesjonalizmem. Może miałby trudniejsze zadanie, ale wyposażony w Octocamo mógł w kilka sekund perfekcyjnie wtopić się w tło. Wrogowie tego nie wiedzieli. Ja obserwowałem to na wyświetlaczu ekranu. 90% kamuflażu – na placu boju oznaczało to, że walczące strony zwyczajnie nie mogły dostrzec niespodziewanego gościa.
Nieco trudniej zrobiło się dopiero, gdy Snake przedostał się do budynku, który rebelianci traktowali jako swoją tymczasową bazę wypadową. Wąskie korytarze utrudniały ukrywanie się, a nieznana topografia budynku sprawiała, że nawet ktoś tak perfekcyjnie wyszkolony w CQC musiał zważać na każdy krok. Być może to wiek robił swoje lub akurat przydarzył się mu błąd, ale raz nawet zdarzyło się Snakowi zaalarmować strażników. Szybko jednak uporał się z zagrożeniem, usypiając napastników strzałkami. Osobiście uważam, że nie miał szans przemknąć tamtego odcinka niezauważonym. W tamtych pokojach leżało wielu rannych i tylko jakieś medium byłoby w stanie przewidzieć, którzy z nich są przytomni i tylko odpoczywają.
Snake wtedy zebrał kolejne z cennych doświadczeń bojowych. Szybka analiza sytuacji, ale też pewnie łut szczęścia, pozwoliły mu wejść w posiadanie stroju rebelianta. Tym samym stał się niewidoczny dla jednej ze stron trwającego konfliktu. I zamierzał z tego skorzystać. Można by pomyśleć, że żołnierz o takiej przeszłości, który tak wiele przeżył, nie ma już sumienia i nie zna litości.
Snake jednak nie mordował. Choć miał mnóstwo okazji, nie zabijał potencjalnych wrogów, którzy w każdej chwili mogli go namierzyć i zagrozić życiu. Jeśli już musiał, usypiał anonimowych dla siebie żołnierzy, a później dyskretnie przemykał obok nich. Znikał w oddali, nim zdążyli na nowo otworzyć oczy. Mając na sobie strój rebelianta, mógł skupić się tylko na jednostkach PMC, co jeszcze przyspieszyło jego marsz do celu.
Potrzebny sojusznik Drebin
Nim jeszcze poznałem cel misji Snake’a z tych nagrań maleńkiego robota, miałem okazji zdobyć sporo interesujących informacji na temat panującej sytuacji. Wydawać by się mogło, że rządząca światem ekonomia wojny, która obecnie leży podstaw funkcjonowania najważniejszych mocarstw i najpotężniejszych organizacji, będzie nieustannym tematem dogłębnych analiz. Nic z tych rzeczy. Wartościowych informacji były strzępki i wszystkie wyglądały na przypadkowo uwolnione do opinii publicznej.
Czułem, że jest z tym coś nie tak, ale dopiero śledząc Snake’a zacząłem rozumieć sytuację. Pełna kontrola nad polem walki, ale również nad informacją. Funkcjonujące w tle systemy zapewniały stabilizację świata, który spływał krwią. Technologia służyła nam, by utrzymać porządek, który ludzkość zna od lat i w którym egzystuje, raniąc się i upadając raz po raz. Bez wyciągania jakichkolwiek wniosków. I pomyśleć, że oczy otwierać na to zaczął mi dopiero element tej doskonale działającej machiny, niejaki Drebin, bystry i nieodgadniony handlarz bronią.
Mogący odblokować, „wyprać”, każdy pistolet. Sojusznik, który zapowiadał się na niezwykle potrzebnego Snake’owi kompana podczas jego misji. Czas miał dopiero pokazać, czy ich drogi jeszcze się skrzyżują.
Tymczasem weteran pola walki dotarł w końcu do czteropiętrowego budynku, który widniał od dłuższego czasu oznaczony na jego radarze czerwonym punktem. Wyglądał na opuszczony, ale jednocześnie był pełen pułapek, które czyhały na nieuważnych gości. Snake szybko dokonał rekonesansu, a później wykorzystał robota MK2, by przeczesać teren bez narażania zdrowia i ryzykownego zbierania uzbrojonych kierunkowych min przeciwpiechotnych Claymore. Gdy dotarł na ostatnie piętro, z łatwością uporał się ze strażnikiem. Chłopak miał go na muszce w jednej chwili, a moment później bezradnie leżał już u stóp swojego przeciwnika. Wystarczyło kilka szybkich i trafionych ruchów ciała. Technika wypracowywana latami. Tego nie nauczysz się w wirtualnym świecie. Z tego brała się przewaga Snake i wszystkich weteranów wojennych nad młokosami wypełniającymi szeregi współczesnych PMC.
Polowanie na Ocelota
Tę twarz łatwo rozpoznałem. Meryl Silverburgh. Córka pułkownika Campbella i jedna z postaci, które przetrwały incydent w Shadow Moses. Od lat na polu walki. Obecnie pełniła wysokie stanowisko w jednostkach ONZ, kontrolując sposób funkcjonowania PMC. Nieustraszona, bez szemrania zgodziła się przylecieć na Bliski Wschód, gdzie dopiero co zagadkowo zginęli podobni jej obserwatorzy. Jej obecność wzbudzała podejrzenia i sprawiała, że wokół misji Snake’a pojawiły się kolejne znaki zapytania.
Tylko na moment. Krótka rozmowa odkryła wszystkie karty. Snake został wynajęty w celu eliminacji Ocelota, a w zasadzie swojego brata bliźniaka Liquida, który przejął ciało Rosjanina. Nie wierzyłem, że zgodził się zostać najemnikiem i mordercą na zlecenie. Pewnie w każdym innym przypadku by odmówił. Tutaj jednak chodziło o coś więcej. O niedokończone sprawy, o intrygę tak głęboko sięgającą do korzeni obu braci, że Snake zgodził się wrócić do walki w roli zupełnie nieprzystającej do jego charakteru.
Stawka była wysoka, a ja czułem, że za moment dowiem się więcej o tej szachownicy, na której rozgrywa się najważniejsza partia ludzkości od zarania dziejów.
Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots to kolejna odsłona kultowej serii Hideo Kojimy. Lata po premierze zdecydowałem się w końcu nadrobić zaległości i poznać dalsze losy bohatera, którego uwielbiam od czasu pierwszego spotkania w Metal Gear Solid na pierwszym PlayStation. Moje obserwacje jego przygody, w formie opowiadania, poznasz w kolejnych odcinkach w Gralingradzie.
Jeśli nie chcesz przegapić innych opowiadań na bazie gier, odwiedzaj bloga Gralingrad. Możesz też obserwować go na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube lub wspomóc stronę na Patronite. Dzięki!