Dragon Ball: Wielka Mistyczna Przygoda – recenzja filmu
Trzecia pełnometrażowa produkcja w uniwersum Dragon Ball jest jednocześnie kolejną zabawą autorów motywami znanymi z mangi i anime. Jak wypada po latach ta alternatywna wersja spotkania Son Goku z zabójczym Tao Pai Paiem? Zapraszam na recenzję filmu Dragon Ball: Wielka Mistyczna Przygoda.
Alternatywna historia i znani bohaterowie
W cesarstwie Mihan w tajemniczych okolicznościach znika narzeczona władcy, w którego w tej opowieści wciela się Chaotzu. Przebiegły duet Genialny Kruk i Tao Pai Pai proponuje, że poprosi o jej odnalezienie boskiego smoka. W ten sposób namawia władcę do wykorzystania całej potęgi swojej armii do zdobycia za nich smoczych kul, z pomocą których chcą zapanować nad światem. To punkt wyjściowy Wielkiej Mistycznej Przygody, w której autorzy postanowili w niewiele ponad czterdziestu minutach upchnąć bardzo wiele różnych wątków znanych z kart mangi i odcinków anime.
W ramach realizacji swojego karkołomnego pomysłu wpletli oni w tę opowieść motyw turnieju sztuk walki, w którym to chcą wystartować Son Goku i Krilan, dodali historię Indianina Upy, gościnny występ mieszkańców Pingwinkowa z Dr. Slumpa, a także perypetie Bulmy, Yamchy i ich kompanów szukających smoczych kul. Z tego miszmaszu wychodzi niestety potrawa mało strawna. Zbyt duże nagromadzenie postaci i wątków sprawia, że potencjał wielu z nich zostaje zmarnowany, a scenariusz gna na złamanie karku, oferując w wielu miejscach wątpliwej jakości wyjaśnienia.
Cierpi na tym jakość całej animacji, ponieważ zaprezentowane w niej alternatywne wydarzenia zdają się często nie mieć większego sensu. I tak chociażby historia pojedynku Son Goku z Tao Pai Paiem, tak sensownie poprowadzona w mandze, tutaj zostaje uproszczona do stanu, który widzowi może być ciężko zaakceptować. Tym razem chłopiec zwycięża nie po ciężkim treningu, ale biorąc sobie do serca kilka słów porady, by nie dawał się porwać emocjom podczas walki. Niezbyt przekonujące.
Brutalność i specyficzny humor
Mówimy jednak o pełnometrażowym Dragon Ballu z lat osiemdziesiątych, więc mająca swoje słabości fabuła nie powinna nas zaskakiwać. Niestety film nie broni się również zbyt dobrze w aspekcie pojedynków, które stanowią kluczowy magnes produkcji z tego uniwersum. Walk jest niewiele, to trzeba napisać od razu. Kiedy już dochodzi do wymiany ciosów, nie ma się z kolei zbytnio czym zachwycać. Pod względem choreografii starć, zwrotów akcji i efektownych ataków specjalnych jest skromnie i bez zachwytów. Nie można za to zaprzeczyć, że Wielka Mistyczna Przygoda jest całkiem brutalna, o czym przekonują już pierwsze sceny filmu. Na otwarcie produkcji Tao Pai Pai morduje Pilafa, Mai i Shu, a potem likwiduje ciosem językiem w skroń Generała Niebieskiego. Mocne otwarcie, za którym dalej nic nie idzie, poza drastyczną sceną śmierci Upy.
Nie brakuje także tradycyjnych dla animacji z tamtego okresu wątków humorystycznych, które obracają się głównie wokół zboczonego Genialnego Żółwia. To trzeci pełnometrażowy Dragon Ball, przy którym mogę z czystym sumieniem pisać, że niespecjalnie nadaje się dla młodszych odbiorców.
Wielka Mistyczna Przygoda miała ciekawe założenie fabularne, by znanych bohaterów wrzucić w nieco inne realia i opowiedzieć ciekawą poboczną historię. Niestety autorzy wzięli z mangi zbyt wiele jak na wyznaczony krótki czas trwania produkcji. To sprawiło, że wyszedł z intrygującego projektu nieudany eksperyment. Dziś to ciekawostka dla największych fanów Son Goku i spółki, ale nic, co należałoby polecać znajomym i odtwarzać sobie raz po raz, by znów przeżyć niektóre sceny.
Moja ocena: 4/10
Na plus: Sporo wątków i postaci, niezły pomysł, nostalgia
Na minus: Zbyt chaotyczna historia, niewiele pojedynków, mało logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy
<— Zobacz poprzednią recenzję Dragon Ball: Śpiąca Księżniczka w Zamku Diabła