Suikoden 2 #1: Początek legendy o 108 Gwiazdach
108 Gwiazd Przeznaczenia. Co kilka pokoleń powraca, by w ułamku czasu na tle całej historii świata, odmienić życie milionów. Zawsze towarzyszą im wydarzenia, które później przeradzają się w legendy. Tam, gdzie pojawią się gwiazdy, jest heroizm, odwaga, poświęcenie, honor, ale też cierpienie i śmierć. Nie inaczej jest też w tym przypadku.
Wojenne dzieci
Trwająca od wielu lat wojna zdążyła poważnie osłabić obie strony. Walki kosztowały życie dziesiątek tysięcy żołnierzy i uszczupliły skarbce bijających się o władzę. Dla Królestwa Średniogórza pokój był rozwiązaniem niesatysfakcjonującym. Nie licował zupełnie z ambicjami monarchii, przekonanej o własnej potędze. Spustoszone zasoby i coraz niższe morale żołnierzy nie pozwalały jednak podjąć innej decyzji. Tak w każdym razie mogło się wtedy wydawać.
W górzystym terenie, gdzieś z dala od linii frontu, swój obóz rozbiła Młoda Brygada – duma miasteczka Kyaro. Składająca się z nastoletnich żołnierzy stanowiła do tej pory bardziej logistyczne wsparcie dla walczących, aniżeli była rzeczywistym uczestnikiem jakiejkolwiek batalii. Dla wielu młodych ludzi, z dumą noszących uniformy swojego królestwa, stanowiła jednak coś wielkiego. Budowała ich przynależność z większą grupą i napawała dumą. Dla Riou i Jowy’ego, dwóch znających się od dzieciństwa przyjaciół, uczestnictwo w wojnie miało jeden wymiar. Spełniali swój obowiązek wobec monarchii, która stanowiła ich dom. Może nie wiedzieli zbyt wiele o politycznych rozgrywkach na szczytach władzy i nie rozumieli wszystkich przyczynków trwających od lat walk, ale nie zamierzali bezczynnie czekać aż wróg zapuka do drzwi ich miasteczka i zrobi krzywdę najbliższym. Teraz, gdy w końcu zawarto pokój, z niecierpliwością czekali na szansę powrotu w rodzinne strony.
Nie dla każdego samo uczestnictwo jednak okazywało się wystarczające. Ambicja niektórych wykraczała dużo dalej. Dla dowódcy brygady, Rowda, obecna służba była niczym więcej niż tylko żmudnym i niegodnym jego umiejętności niańczeniem bandy bachorów. Umiejętnie pielęgnował w sobie te odczucia, podsycając pragnienia. Na taki podatny grunt wystarczyło rzucić ziarno, by później zebrać upragniony plon. Okazję tę wyczuł człowiek, dla którego pokój równał się klęsce i porzuceniu wszelkich wyznawanych przez jego ród zasad. Książę Luca Blight w trwających od lat bitwach odnalazł swój dom. W litrach przelewanej krwi wrogów odkrył swoje powołanie, a śmierć i zniszczenie stały się mu potrzebne do egzystencji niczym tlen. Traktat pokojowy z Unią Miast Jowston był więc dla niego niczym wyrok śmierci. A na nią nie zamierzał się zgodzić.
Zaatakowany obóz
Los przewrotnie naprowadził na siebie dwóch ludzi, którzy nie akceptowali obecnej sytuacji. Połączył ich, by mogli rzucić iskrę, która na nowo rozpali cały świat. Rowd nie potrzebował zbyt wielu obietnic, by przyjąć propozycję zmiany stron. Zdrada była dla niego niczym więcej, jak tylko krokiem do realizacji własnych planów i elementem dbania o przyszłość. Materiał, na którym mógł zbudować swój sukces, dostarczyło mu samo życie.
– Jowy, zbudź się! – krzyknął kolejny raz Riou – słyszysz mnie?! Zbudź się!
Za głosem przyjaciela przyszły dźwięki zderzającej się stali i potworne jęki. Jowy błyskawicznie się rozbudził.
– Zostaliśmy zaatakowani! Szybko! – Riou wyglądał na przerażonego sytuacją.
Obaj szybko opuścili swój namiot. Choć był środek nocy, na zewnątrz było bardzo jasno. Płonące stosy drewna i wielkich połaci materiału rozświetlały obóz. Z daleka wyglądały jak próbująca wspiąć się na pobliskie szczyty kula ognia. Młodzi żołnierze ostrożnie rozejrzeli się wokół siebie. W centralnym punkcie obozu dostrzegli dowódcę, który stał z wyciągniętym mieczem i rozglądał się, jakby czegoś szukał. Podbiegli do niego.
– Jowy, Riou, żyjecie! – krzyknął – zostaliśmy zaatakowani przez oddział Średniogórza! Musicie uciekać!
– A traktat pokojowy? – zapytał przerażony Jowy.
– To było oszustwo, zostaliśmy zdradzeni. Uciekajcie, nie ma czasu do stracenia. Droga przez las powinna dać wam szansę zmylenia pościgu – poradził.
Młodzi żołnierze, nie przyzwyczajeni do działania pod taką presją, łatwo poddali się sugestii doświadczonego dowódcy. Biegnąc co sił wąską, kamienistą ścieżką, mijali ciała zamordowanych kolegów z oddziału. U wejścia do lasu zatrzymali się na moment. Łapczywie łapiąc każdy oddech, wpatrywali w mroczne przejście przed sobą.
– Riou, nie możemy tak po prostu uciec i zostawić kapitana. Jesteśmy żołnierzami.
– Masz rację… trenowaliśmy po to, by w takiej sytuacji umieć podjąć walkę.
Okrutna prawda o zdradzie
Obaj spojrzeli na siebie i przytaknęli własnym słowom. Co sił w nogach wrócili do obozu. Dotarli na miejsce, gdzie ich oczom ukazał się przerażający widok. Rowd swobodnie rozmawiał z grupą żołnierzy Średniogórza. Błagał o życie? Nie, przyjaciele szybko przekonali się, że ich kapitan przeszedł na drugą stronę, a na dowód swojej wierności pozostawił stos trupów podwładnych z własnej brygady. Przerażeni Jowy i Riou postanowili udać się ku górze, szukając jakiegokolwiek schronienia. W końcu dotarli nad brzeg skarpy. U dołu groźnie szumiała rzeka, skrywając się w mroku. Schowany za chmurami księżyc tylko krótkimi chwilami pokazywał się, by oświetlić nieco ziemię.
– To mogło być prostsze – uszu przyjaciół dobiegł znajomy głos. Mogliście posłuchać i zginąć w błogiej nieświadomości, robiąc wszystkim przysługę.
– Rowd?! – krzyknął z niedowierzaniem Jowy – o co tutaj chodzi?
– Wojna się nie zakończy. Nie tak szybko. A ja nie zamierzam przez cały jej czas niańczyć bandy gówniarzy gdzieś kilometry od terenu bitew. Nie komplikujcie sytuacji i pozwólcie się zabić.
– Co?! – Riou nie mógł uwierzyć, że człowiek, który przez te lata ich szkolił i prowadził, mógł teraz zdradzić.
Trudna decyzja na klifie
Gdy jednak towarzyszący mu żołnierze rzucili się na przyjaciół, było jasne, że nie żartuje. Wieloletni trening pod okiem mistrza Genkaku, przyszywanego dziadka Riou, wystarczył jednak, by odeprzeć atak. Rowd przytaknął umiejętnościom podwładnych, chwaląc samego siebie, za udzielone im szkolenie. Tylko niepotrzebnie odwlekacie swoją śmierć – rzucił, po czym cofnął się po posiłki.
Jowy i Riou nie dowierzali własnym oczom. Ich kapitan, człowiek, któremu ufali i który towarzyszył im przez ostatnie kilka lat, dzieląc się cennymi wojskowymi doświadczeniami, był gotowy ich teraz zabić? Faktów nie dało się jednak podważyć. Przyjaciele mogli zostać i podjąć desperacką próbę walki o przetrwanie. Wiedzieli jednak, że nie mają szans z przeważającymi siłami wroga, który dysponował większą liczebnością i doświadczeniem. Zostawała tylko ucieczka. Jedyna droga prowadziła prosto w dół. Skok z klifu w nurt rzeki, z nadzieją, że nie utoną i nie zabijają się na kamieniach.
– Riou, jeśli nie spotkamy się na dole, niech to będzie nasz punkt – zaproponował Jowy. Obiecaj mi, że mnie odnajdziesz.
– Obiecuję – odparł z przekonaniem Riou.
Młodzi mężczyźni oznaczyli pobliski głaz dwoma przecinającymi się liniami, a następnie podeszli do krawędzi klifu. Spojrzeli w dół, a potem na siebie. Księżyc na moment wyłonił się zza chmur, jakby chciał zobaczyć śmiałków lecących prosto w dół.
Najemnicy Viktor i Flik
Riou czuł pod policzkiem zimną, błotnistą ziemię. Do jego uszu dochodził dźwięk szumiącej wody oraz przytłumione głosy kilku osób. Czy słyszał Jowy’ego? Otworzył oczy. Spoglądał na brzeg rzeki. Pamiętał, że wpadł do niej, a woda była zimna. Nurt błyskawicznie porwał go przed siebie, rzucając jak zabawką. Nie pamięta, kiedy stracił przytomność. Co się stało z Jowym?
– Chyba ktoś się ocknął – jeden z nieznajomych rzucił w jego kierunku, dostrzegając ruch ocalałego.
– Ja jestem Viktor, a ten jegomość tutaj to Flik. Jak Ci na imię? – zapytał.
– Riou… – odparł nieśmiało. W głowie plątały się mu dziesiątki różnych myśli.
– Niestety nie zdołaliśmy wyciągnąć z wody drugiego chłopca, którego nurt porwał gdzieś dalej – wtrącił drugi z mężczyzn. Co robiliście w rzece? Kim jesteście?
Riou przez chwilę wahał się, nie wiedząc, czy może zaufać napotkanym osobom, którym prawdopodobnie zawdzięczał życie. Postanowił jednak zaryzykować i powiedzieć im o zdradzieckim ataku.
– To by więc znaczyło, że służymy pod przeciwnymi banderami młodziaku. My jesteśmy najemnikami, którzy walczą dla Jowston. A w zasadzie to walczyli, bo wojna się zakończyła.
– Nie… – przerwał Riou.
– Nie? Heh, sam się przekonasz. A teraz pójdziesz z nami – odparł Viktor.
I tak młody Riou trafił do twierdzy najemników jako jeniec wojenny…
Suikoden II to jRPG wymieniany często w jednym zdaniu z innymi kultowymi reprezentantami gatunku, którzy pojawili się na pierwszym PlayStation. Po ponad dwóch dekadach od premiery, postanowiłem poznać legendę o 108 Gwiazdach Przeznaczenia i sprawdzić, czy rzeczywiście jest dużo lepsza od uwielbianej przeze mnie jedynki. Swoje wrażenia i historię z gry przedstawię Wam w ramach opowiadania publikowanego w odcinkach na łamach Gralingradu.
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.