Red Steel #15: Śmierć pośród wiśniowych drzew
Wiem, że czeka mnie trudna rozmowa. W dojo spotykam zaufanego współpracownika Otoriego, który łamiącym się głosem mówi, że Mariko została raniona zatrutym ostrzem i umiera. A więc przeżyła straszliwy atak tylko po to, bo w ciągu kilku godzin ulec niszczącej jej organy wewnętrznie truciźnie. Mistrz cię szukał – dodaje załamany ochroniarz – znajdziesz go w świątyni.
Przenikliwa cisza wypełnia całe pomieszczenie. Zdaje się, że słychać nawet dyskretnie strzelające ogniki kilku zapalonych świec. Otori klęczy przy ołtarzu, jak się okazuje stworzonym na cześć ojca Tokaia. Był jego wiernym współpracownikiem. Gdy mężczyzna pochopnymi decyzjami zaczął zagrażać przyszłości całej grupy, został skazany na śmierć. Ostatni cios zadał mu właśnie Otori. Pora raz na zawsze zakończyć tę tragiczną historię, która pochłonęła tyle ludzkich żyć – deklaruje. Przygotuj się, niedługo ruszamy – dodaje.
Dwie godziny później jesteśmy już pod drzwiami powalającej swoimi rozmiarami, wkomponowanej w masyw górski, rezydencji Tokaia. On jest mój, pamiętaj o tym – rzuca do mnie mistrz. Za chwilę zrobi się głośno w środku, więc będziesz miał szansę odnaleźć Miyu. Nie wahaj się, jak tylko ją odzyskasz, uciekajcie – radzi. Widzę, jak z łatwością przeskakuje płot i znika za murem. Jest zaskakująco sprawny, jak na swój wiek.
Ja tymczasem ruszam przez rosnący wokół rezydencji bambusowy las, by znaleźć inne wejście. Wkrótce natykam się na niewielką wieżę strażniczą, z której okolicę obserwuje kilku komorich. Niedobitki współczesnych ninja, ostatni z wynajętych przez Tokaia ludzi. Zaskoczeni moją obecnością, padają od kolejnych celnych strzałów z pistoletu. Za moment dysponuję już dużo lepszym uzbrojeniem. Obok mojej ulubionej strzelby M12 mam też karabin, który idealnie sprawdza się w walce na większy dystans. Wąskim strumykiem przedostaję w okolice muru, eliminując zwabionych dźwiękami wcześniejszych wystrzałów wrogów. Do środka dostaję się przez niewielki tunel w ścianie, przez który woda kontynuuje swój bieg także przez teren posiadłości.
Wilk pośród owiec
Przez moment zaczynam obawiać się o zdrowie Otoriego, który uzbrojony tylko w miecz rzucił się na gangsterów z karabinami. Lada moment jednak na moich oczach jeden ze zbirów Tokaia wylatuje przez okno i wypada z balkonu. Najwyraźniej nie doceniłem mojego kompana. Korzystam z zamieszania i eliminuję kolejnych próbujących odnaleźć się w sytuacji przestępców. Zaskoczeni, biegają w panice pomiędzy pokojami, wystawiając się raz po raz na muszkę. Trwa makabryczny festiwal wystrzałów i przepełnionych bólem krzyków.
Z parteru pomagam Otoriemu, który przeskakuje z balkonu na balkon, salwując się ucieczką przed gangsterem z uzi. Biegnę po schodach na górę, w kierunku nauczyciela z dojo i wpadam na niewielki taras. Tam widzę, jak sprawnym cięciem zabija kolejnego z komorich. Drugi zacina go, nim i jego ciało przeszywa ostrze miecza. Rana nie wygląda na groźną, ale Otori odsłania bolesną prawdę. To zatrute ostrze. Wszyscy tutaj je mają. Zostało mi niewiele czasu, ale możesz być pewien, że zginę dopiero po Tokaiu – deklaruje, a z jego głosu bije wręcz paraliżująca pewność siebie. Chcę zaoferować pomoc, ale wojownik stanowczo zasuwa za sobą drzwi prowadzące dalej. Muszę się spieszyć i odnaleźć w jednym z bocznych wejść Miyu.
Niespodziewanie, przez moment błądząc, znajduję wyjście na tył posiadłości. Moim oczom ukazuje się najpiękniejszy widok, jaki widziałem od tygodni. Promienie słońca odbijają się od tworzących horyzont gór, a poniżej ciągnie się siatka wąskich kamiennych przejść i drewnianych mostków, pomiędzy którymi żwawo płynie woda. Wszystko skąpane jest w wiśniowych barwach kwitnących drzew.
I nagle, ten piękny obrazek burzy widok Tokaia, który ciągnie za sobą Miyu. Narzeczona zauważa mnie i błagalnie wykrzykuje moje imię. Oprawca odwraca się i jakby niedowierza, że też tu jestem. Przykłada miecz do krtani zakładniczki i nakazuje mi zejść na niewielki plac na środku. Wyjaśnimy to raz na zawsze, Amerigajinie – krzyczy. Szybko zbiegam na dół. W tym czasie on, z bólem w głosie, retorycznie dopytuje, dlaczego nie chcę pozwolić mu pomścić ojca i odzyskać honoru rodziny. Nie odpowiadam. Chcę tylko odzyskać Miyu, którą widzę pierwszy raz od wielu godzin.
Ostatnie cięcia
Tokai nadal jest tym samym porywczym i słabym technicznie wojownikiem. W starciu na miecze szybko osiągam przewagę i nie oddaję inicjatywy do samego końca. Jest bezradny, a to rozwściecza go jeszcze bardziej i prowokuje do kolejnych błędów. Po kolejnym cięciu w ramię upada, wypuszczając na bruk broń. Zaczekaj! – wykrzykuje, wyciągając dłoń. Wiesz, że Otori został raniony zatrutym ostrzem. Tylko ja mam antidotum. Tylko ja mogę go uratować – mówi. W tym samym momencie za mną słyszę głos mistrza, który dopiero dotarł na miejsce. Za długo to wszystko trwało, pora zakończyć tę tragiczną historię – rzuca i ruszam pędem w naszą stronę. Powstrzymaj go, musisz go powstrzymać – rozpaczliwie łka Tokai. Mistrzu, on ma antidotum – Miyu próbuje uspokoić napastnika. Na darmo. Staram się blokować ataki i zbijać kolejne uderzenia, ale pomimo znacznego upływu sił Otori jest potężny. Niesiony bólem po stracie Mariko, świadomy stojącej już nad nim śmierci, łatwo mnie rozbraja. Za moment zatapia ostrze miecza w sercu Tokaia.
Podbiegam do Miyu i mocno ją przytulam. Razem odwracamy się w stronę Otoriego, który ostatkiem sił łamie katanę-giri na kamieniu, obwiniając ją za wszystko. Następnie odwraca się i upada na kolana, nad ciałem Tokaia. Zamiera w bezruchu, gdy duch opuszcza jego ciało. Uciekajmy stąd – prosi narzeczona, a ja przytakuję. To koniec krwawej, nieudanej vendetty Tokaia, która pochłonęła wiele żyć, a mnie zmusiła do pokonania setek kilometrów i wystrzelania tysięcy pocisków.
Tokai wiedział, że kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością. Próbował naprawić błędy ojca, dopuszczając się jeszcze bardziej haniebnych czynów i budując swoją pozycję na sile i terrorze. Zapomniał jednak, jak ważny jest honor. Zapłacił za to wszystko najwyższą cenę.
Tym odcinkiem kończę opowiadanie Red Steel, w którym mogliście poznać historię z gry i śledzić moje poczynania. Mam nadzieję, że losy Scotta, jego długa pogoń za porwaną ukochaną, dały Wam tyle frajdy podczas lektury, co mnie podczas gry i spisywania kolejnych odcinków fanfika. Dzięki za uwagę. Już dzisiaj zapraszam też na kolejne opowiadania na blogu. Jeśli nie chcesz ich przegapić, obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube. A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.