Red Steel #1: Bogusław Linda z Wii

Czuję się jak Bogusław Linda w Sarze. Zaczynałem jako bodyguard Miyu, córki wpływowego biznesmena Sato, a teraz jestem z nią na randce. Za pół godziny mam spotkać się z jej ojcem, którego poproszę o rękę córki. Zżera mnie stres i powtarzam przygotowane przemówienie, gapiąc się na te kolorowe ryby w akwarium, którymi zachwyca się Miyu.

Wszystkie są takie piękne. Jeszcze do nich wrócimy, dobrze? A teraz chodźmy do stolika – rzuca podekscytowana całą sytuacją.

Odprowadzam ją wzrokiem, gdy idzie do sali restauracyjnej. Uwielbiam ten jej kanciasty tyłeczek, który w obcisłej czerwonej sukience wygląda szczególnie dobrze. Ruszam za nią. Czas wlecze się niemiłosiernie, gdy siedzimy przy stoliku i wspominamy okoliczności naszego poznania i pierwsze wspólne miesiące. Miyu zaśmiewa się, gdy przypomina, jak zarzekałem się, że łączą nas tylko zawodowe relacje. Teraz już nie byłbyś taki stanowczy, co? – pyta kokieteryjnie.

Dyskusję przerywa nam jeden z ochroniarzy Sato. Stereotypowy do bólu facet w garniturze, czarnych okularach, mocno nażelowanych włosach i z gnatem co chwila wyłaniającym się zza marynarki. Mamy udać się do jego prywatnego apartamentu. Dopiero dociera do mnie, że biznesmen wykupił na wyłączność na ten wieczór praktycznie cały hotel. Jest pusto. Tylko my i obsługa. Ta cisza mnie niepokoi. Wkrótce okazuje się, że mam rację, gdy nagle przez drzwi po lewej stronie korytarza wpada gościu w stroju kelnera z pistoletem w ręku i zaczyna walić na ślepo w kierunku apartamentu z moją narzeczoną i przyszłym teściem. Ochroniarz na szczęście szybko ogarnia temat i sprząta go celnymi trafieniami. Podbiegam do ciała i zabieram broń.

Być może to uderzenie adrenaliny lub stres, ale czuję się dziwnie kołowaty. Próbuję wyczuć pistolet w ręku, ale celowanie wychodzi mi słabo. Miotam się od lewa do prawa na korytarzu, wywołując zdziwienie i wkurzenie u ochroniarza. Nie ma jednak nawet czasu mnie zrugać, bo w następnym pomieszczeniu przyjmuje dwa pociski na klatkę. W szale bitewnym, zostawiając rozsądek przed progiem, wpadam do dużego pokoju i oddaję pierwsze strzały. Perfekcyjnie trafiam w serce i głowę. Aż sam jestem w szoku. Ruszam biegiem dalej, bo nie ma czasu. Po drodze wywracam stolik i zbieram z podłogi magazynek.

Kuchnia. Wszędzie wiszą patelnie i inne przedmioty zazwyczaj używane przez Michela Morana i spółkę. Po drugiej stronie dwóch zbirów każe mi zatrzymać się i zdechnąć. Pociski latają wkoło głowy i dziurawią naczynia. Oddaję trochę na ślepo serię w stronę wrogów. Znowu dwa trupy. Niby miałem trochę przerwy i czuję, że ledwo panuję nad ciałem, ale jestem zajebiście skuteczny. Korytarz na zaplecze jest dziwnie cichy.

Walę w prawo. Przez szybę widzę pracownika hotelu, stojącego przy drzwiach. Przebieraniec? Cholera wie. Profilaktycznie strzelam mu po plecach. Dobry wybór, bo zaraz zlatują się jego kompani i zaczynają strzelać. Wycofuję się, a jeden z psychopatów leci prosto na mnie. Strzelamy do siebie, jak dzieci z psikawkami. W końcu pada. Dociera do mnie informacja, że Sato ucieka w stronę śmigłowca na dachu.

Nienawidzę klatek schodowych. Zgarniam uzi od jednego z kolejnych trupów i wywalam ponad setkę naboi na trzech gości spotkanych podczas wspinaczki na górę. Z niedawnej celności pozostało już niewiele. Na domiar złego sam obrywam parę razy i muszę się wycofać, by nieco zregenerować zdrowie. W ostatniej chwili docieram na dach, by zastrzelić typa, który miał już na muszce Sato. Okazuje się, że osobiści ochroniarze dali mocno ciało i zapędzili swojego szefa w kozi róg. Mam przeprowadzić go do windy, gdzie uciekła też Miyu. Pomiędzy ogromnymi klimatyzatorami nie brakuje wąskich przejść. Idealne miejsce, by załatwić kogoś celnym strzałem z bliska. Przełykam ślinę i idę w prawo. Dotychczasowe życie przebiega mi przed oczami, gdy z zaułku, dwa metry ode mnie, wychodzi facet ze strzelbą. W panice przecinam go praktycznie na pół serią z uzi. Ledwo żywy docieram do drzwi. Chwytam za klamkę i orientuję się, że nie ma koło mnie Sato. Za moment wyłania się zza rogu, człapiąc powoli. Cud, że jeszcze żyje. Ruszamy dalej.

Za moment spotykamy jakiegoś łysego Chińczyka z kataną w ręku. Sato każe mi zebrać miecz leżący pod ścianą i pociachać go na plasterki. Przeciwnik zachowuje się, jak skończony kretyn, bo najpierw klarownie sygnalizuje kolejne próby cięcia, dając mi szanse zrobić unik, a potem sam nic nie blokuje. Dobra robota – rzuca Sato, który nagle znalazł siły, by wydawać mi głośno polecenia podczas pojedynku na broń białą. Jednocześnie zaleca wzięcie złamanej katany pokonanego przeciwnika. Robi się coraz dziwniej.

Red Steel to wydany ekskluzywnie na Nintendo Wii FPS z 2006 roku, który jako jeden z pierwszych z gatunku próbował wykorzystać właściwości kontrolerów ruchowych. Jak wypada w praktyce? Opowiem wam o tym, relacjonując swoje boje w grze. Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć żadnych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.

—–> Następny odcinek

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.