Read Dead Redemption – przygoda z bugami

John Marston - przygoda z bugamiJuż dobre kilkanaście godzin zwiedzam Dziki Zachód w wersji Rockstarowej i odkrywam kolejne szczegóły historii Johna Marstona. Początkowe zachwyty nie minęły, nadal bawię się w Red Dead Redemption znakomicie i czepię mnóstwo radości z kolejnych głównych i pobocznych misji. Wspaniała przygoda co jakiś czas napotyka jednak na różne przeszkody.

Wykreowany przez Rockstar świat jest fascynujący. Może nieco pustawy, na pewno dużo cichszy i spokojniejszy niż te z wielu innych sandboksów, ale nadal intrygujący i zachęcający do długich podróży i wycieczek bez celu. Konna przejażdżka o zachodzie słońca, nocne polowanie na wilki, starcie z bandytami, którzy napadli na powóz – to wszystko rozbudza wyobraźnię i sprawia, że łatwo poczuć się jak samotny kowboj na Dzikim Zachodzie. Jak szukający szansy na normalne życie John Marston.

Nie jest jednak idealnie, o czym wspomniałem we wstępie, a odpowiadają za to głównie sporadyczne, acz dotkliwe bugi. W czasie piętnastu godzin gry kilka takowych się trafiło i za każdym razem popsuły one zabawę dość znacznie. Mieliście problem z lassem? Nie wiedzieć czemu w mojej przygodzie Marston kilku przestępców już przy jego pomocy „wyłączył”. Błąd detekcji kolizji sprawił, że paru oprychów na wieki utknęło w zawieszonej animacji, leżąc na ziemi i powtarzając różne kwestie. Straciłem przez to kilka nagród finansowych za złapanie bandyty żywego, a i musiałem ze trzy razy powtarzać zadanie z kanibalem. Jeszcze bardziej irytujące okazały się błędy podczas pobocznej misji dotyczącej wykupu ziemi od farmera i głównego zadania z Fortem Mercer w tle. W pierwszym przypadku gra z niewiadomych przyczyn zignorowała fakt, że prawo własności kupiłem i przedstawiła w kolejnej rozmowie, że właściciela ziemi zamordowałem. W drugim złożona z kilku etapów misja w pewnym momencie zawiesiła się, gdy grupa oponentów utknęła poza horyzontem i nie raczyła wbiec na mapę.

Przy takim ogromie całego projektu takie wpadki mogą się jednak zdarzyć, więc nie żywię urazy do Rockstar. Inna sprawa, że trochę martwi mnie stosunkowo niewielka liczba side-questów i fakt, że zdecydowana większość zadań w pierwszych kilkunastu godzinach sprowadza głównego bohatera do roli chłopca na posyłki. Trudno pogodzić się z faktem, że zabijaka John Marston na tak wiele pozwala napotkanym osobom i tak często daje się im wykorzystywać. To bolączka wielu produkcji z otwartym światem, której i Red Dead Redemption nie uniknęło.

Mimo wszystko jednak nadal zatapiam się w klimacie Dzikiego Zachodu i próbuję pomóc Johnowi schwytać Billa Williamsona i Javiera Escuellę. Rodzina czeka, nie John?

A jeśli Ty czekasz na kolejne materiały o grach, koniecznie dołącz do społeczności Gralingradu na Facebooku i Twitterze, by być na bieżąco z nowymi tekstami. Miło Cię będzie częściej gościć. 🙂

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.