Moja kariera w FM 2016 #5: Lehman Sports
Isaac Manjon? Gburowaty i arogancki napastnik, któremu na dodatek nie chce się zbyt mocno starać. Jorge Rodriguez? Jakby miał karabin snajperski w nodze, ale z małą ilością amunicji. Christian Giles? Młody, nieograny i zadowolony z pozycji rezerwowego. Z taką trójką w ofensywie nie mogłem nic zwojować nawet w trzeciej lidze hiszpańskiej, więc nie dziwne, że moja drużyna z trudem wygrywała mecze.
To była gra na przetrzymanie, byle utrzymać się w środku stawki i doczekać do kolejnego lata, by zrobić porządek w kadrze. Mądrzejszy o rok wspólnej pracy z zawodnikami, będę doskonale wiedział wokół kogo budować szkielet swojego wymarzonego zespołu.
Plan miałem z pozoru dobry i nawet wierzyłem, że bez problemu uda mnie się go zrealizować. Pod koniec grudnia wszystko runęło jednak jak domek z kart. To miała być zwykła wizyta w biurze, by podpisać kilka papierów i odebrać jakąś paczkę. Wszedłem do klubowego budynku, ale w środku nikogo nie zastałem. Drzwi do biura prezesa były uchylone, a z wewnątrz nie dochodziły żadne głosy. Nikogo nie było też w pokoju księgowej. Nie mogłem zmarnować takiej okazji. Wszedłem do gabinetu specjalistki od finansów i zacząłem pośpiesznie grzebać w papierach. Miałem szczęście, choć cieszyć się nie było z czego. Raport finansowy za kolejny miesiąc wygląd katastrofalnie. Ponad 400 000 euro straty za sam grudzień. Serce biło mi coraz szybciej, a ja nie zwracając uwagi na otoczenie szperałem w papierach dalej, próbując dorwać się do ogólnego bilansu, choćby małej notki o sytuacji Pena Sports FC. Ponad 1,5 miliona euro na minusie! – zdawały się krzyczeć trzymane w ręku kartki. Szybko schowałem wszystko na miejsce i opuściłem pokój. Piętnaście sekund później do budynku wszedł prezes, jego prawa ręka Arturo i jakaś nieznajoma dwójka. Brucevsky? – szef był wyraźnie zaskoczony moją obecnością. To nasz trener – rzucił do swoich towarzyszy i wprowadził ich do biura. Kiwnął też na Arturo, który podszedł do mnie i delikatnie polecił mi ruszyć tyłek do pracy.
Jest źle, a w każdym razie tak wynika z dokumentacji znalezionej w biurze klubu. Chyba naprawdę Pena Sports FC to przykrywka dla brudnych interesów mafii, która pierze sobie pieniądze, rzekomo inwestując w sport. Może już domyślają się, że zacząłem odkrywać prawdę i teraz najmniejszy błąd sprawi, że zaginę w tajemniczych okolicznościach? Musiałem wzmóc czujność i zrobić wokół siebie szum. Piłkarski szum. Czasu nie było dużo. Bez dobrego napastnika nie mogłem marzyć o dobrych wynikach, a bez nich nikt nie zwróci na mnie uwagi. Złapałem więc raport skauta, który we Włoszech szukał młodych talentów i wybrałem najlepszego dostępnego od zaraz za darmo kandydata. Mam nadzieję Biasi, że potrafisz regularnie trafiać do siatki – rzuciłem w myślach, wybierając numer telefonu asystenta….