Moja kariera w FM 2016 #108: Selekcjonerzy z nożyczkami
Puchar Narodów Afryki regularnie daje się we znaki klubom z Europy. Co dwa lata zawodnicy wyjeżdżają reprezentować swoje kraje, a drużyny muszą na przełomie stycznia i lutego szukać sposobów, by w jakiś sposób zakamuflować braki. W 2023 roku żadna nie musiała chyba gimnastykować się tak, jak Paris FC.
Przyznaję, zagapiłem się. To tylko i wyłącznie moje niedopatrzenie. Zupełnie zapomniałem o nadchodzącej edycji Pucharu Narodów Afryki i nie opracowałem żadnego planu działania. Tymczasem okazało się, że mój samolot oberwał od selekcjonerów dotkliwie, bo stracił skrzydła. Dosłownie. Wiadomość w mailu brzmiała, jak wyrok śmierci dla marzeń o Lidze Mistrzów. „Powołani zawodnicy Paris FC na turniej PNA 2023 to: Ousmane Dembele, Hicham Khaloua i Gaston Camara”.
Moja napędzająca grę zespołu trójka wyjedzie na praktycznie miesiąc, tracąc co najmniej cztery potyczki ligowe i w najgorszym przypadku wracając ledwie dni przed konfrontacją z Szachtarem w europejskich pucharach. W kilku bardzo istotnych spotkaniach będę musiał próbować jakoś zakamuflować ich brak, korzystając z nieźle spisującego się Zeravicy, przesuniętego na bok Alexisa Zapaty lub dzieciaka z Rumunii, Dimitru Ventrili. Nie wyglądało to dobrze.
Nie mogłem, nie miałem nawet prawa, liczyć na taryfę ulgową ze strony kibiców, członków zarządu czy dziennikarzy. Oczekiwania wobec Paris FC były bardzo konkretne, tak samo jak wobec mnie. Pracuję w stolicy Francji od dobrych kilku lat i zbieram żniwa tego, co zasiałem sobie wcześniej. Żadna plaga kontuzji i seria wyjazdów na PNA nie uratują mojej posady, jeśli nie dowiozę w sezonie 22/23 wyników. Z tym z rosnącym z każdym dniem ciężarem na plecach próbowałem przygotować swoją drużynę na 9. rundę Pucharu Francji. Kolejne derby, niektórzy mogliby nawet powiedzieć, że przedwczesny finał. Jedna z ekip z czołówki Ligue 1 miała pożegnać się z rozgrywkami w momencie, gdy jeszcze biją się w nich niedobitki z półzawodowym charakterem.
Oczywiście tym przegranym był mój skład. Poległ, choć walczył dzielnie. Diaw rozpoczął strzelanie w 20 minucie, ale już minutę później duet Ongenda i Silva wysłał pierwszy sygnał, że na ten mecz nie dojechał. Bentancur wyrównał. W 50 minucie Horn wpakował samobója. Rzucił nam koło ratunkowe, bo przegrywaliśmy już 1:2. Na nic się to jednak zdało. Znowu lewy obrońca zaspał, kolega go nie zaasekurował i rywale praktycznie wjechali nam do bramki. 2:3 nie przynosiło hańby. Odpadnięcie w 9. rundzie już tak.
Zarządziłem medialną ciszę. Nie, żeby wojować z dziennikarzami czy sygnalizować jakiś konflikt, ale by w spokoju przygotować się z drużyną na zaplanowany już kilka dni później mecz ćwierćfinałowy z Lille w Pucharze Ligi. Cocu i jego podopieczni chcieli rewanżu za porażkę w Ligue 1. A my nie mogliśmy wylecieć z drugich rozgrywek w odstępie kilku dni.
Większość szkoleniowców w takim momencie oddaje swoje losy w ręce weteranów i największych gwiazd, a więc w teorii najpewniejszych powierników. Ja, z konieczności, by wypuścić na boisko najbardziej wypoczętych graczy, oddałem się w ręce takich zawodników, jak 18-letni Feham i równie nieopierzony piłkarsko Wallin. W kościach czułem, że możemy obejrzeć dogrywkę.
Grano jednak tylko 90 minut. Sędzia odgwizdał koniec, bo na tablicy świetlnej widniało 1:0. W 53 minucie piłka zatrzepotała w siatce po eleganckim uderzeniu po ziemi, którego nie zdołał wybić zasłonięty przez swoich kompanów bramkarz. Strzelał Feham. Podał mu chwilę wcześniej, po jednym z wielu dobrych rajdów na lewej stronie boiska, Wallin. Cocu mógł tylko z frustracją ruszać szczęką na lewo i prawo, denerwując się na kolejny przegrany pojedynek taktyczny. A ja wiedziałem, że po prostu uśmiechnęło się do mnie szczęście.
Złe wrażenie po odpadnięciu z Pucharu Francji zatarliśmy też nieco w lidze, pokonując pewnie ostatnią drużynę tabeli, Nimes. Wynik na 2:0 ustalili w pierwszych 16 minutach Hoda i D’Arpino. Oszczędzili mi nerwówki. Kibice byli usatysfakcjonowani, bo pokazaliśmy dojrzały i skuteczny futbol, którego od kandydata do top 3 się oczekuje. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie okazało się, że Paris Saint-Germain wracało dobić rannego. W półfinale Pucharu Ligi mieliśmy obejrzeć kolejne derby.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.