Resident Evil 2 #8: Nieustępliwy łowca

Nazywam się Leon S. Kennedy. W 1998 roku, uciekając z opanowanego przez zombi i mutanty będące efektem badań nad bronią biologiczną natrafiłem na tajne laboratorium korporacji Umbrella. To moja historia.

Gdy obudziłem się wokół nie było nikogo. Opatrzyłem prowizorycznie ranę, która nie wyglądała na szczególnie groźną, choć bolała jak diabli. Ady i tajemniczej kobiety nie było nigdzie widać. Powoli ruszyłem w stronę drzwi, w kierunku którym wcześniej uciekała pracownica laboratorium. Znalazłem się w kanałach. Okropnie śmierdziało, a szum przepływającej wody zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Podszedłem na brzeg kamienistego podestu i spojrzałem wokół. Na suficie nieruchomo przyklejony był kolejny gigantyczny pająk. Postanowiłem sprawdzić drugą stronę korytarza i w ślepym zaułku znalazłem ciała dwóch żołnierzy sił specjalnych. Ich kamizelki były rozerwane, a hełmy rozbite. Nie mieli szans w starciu z przerażającą siłą. Przy jednym z trupów znalazłem dziwny medalion z wygrawerowanym wilkiem, który zabrałem. Jego towarzysz nadal miał przy sobie kilka naboi do strzelby.

Dzisiaj, jak to opowiadam, nadal uważam, że tamta sytuacja była rodem z najgorszego sennego koszmaru. Chcesz szybko uciec, ale biegniesz po kolana w wodzie, która bardzo cię spowalnia. A nad tobą, na suficie i ścianach wielkie tarantule, które plują kwasem i jeszcze w każdej chwili mogą się na ciebie rzucić i przygnieść cię własnym ciężarem. Tamte korytarze pokonałem wtedy kilkukrotnie, bo musiałem wrócić po zawór, by opuścić niewielki most łączący dwie części oczyszczalni. Całość działała na jakimś dziwnym systemie ciśnieniowym, którego pewnie nigdy nie zrozumiem. Dotarłem do długiego i szerokiego korytarza. Gdzieś w oddali słyszałem strzały pistoletu, więc biegiem ruszyłem przed siebie, mijając kolejne zakręty. Znalazłem się przy zbiorniku, a po drugiej stronie stała Ada. Nawet nie pamiętam, czy zdążyła coś krzyknąć. Za moment pomiędzy nami znalazł się wielki krokodyl. Miał spokojnie kilkanaście metrów, a sama jego paszcza byłaby w stanie na raz pochłonąć grupę ludzi. Jego ryk wstrząsał całym budynkiem i wręcz ogłuszał.

Odwróciłem się i rzuciłem biegiem do ucieczki. Każdy krok cielska bestii powodował małe trzęsienie ziemi i wytrącał mnie z równowagi. W pewnym momencie zatoczyłem się i uderzyłem mocno o ścianę. Impet sprawił, że poluzowane zawiasy wypuściły butlę z łatwopalną substancją, która z łoskotem upadła zaraz za moimi plecami. Za moment wiedziałem już, że to moja jedyna i ostatnia szansa na przetrwanie spotkania z monstrualnym krokodylem, bo system bezpieczeństwa zablokował drzwi. Oparłem się plecami o ścianę i patrzyłem, jak bestia powoli idzie w moją stronę. Gdy znalazła się na wysokości butli, wystrzeliłem. Eksplozja rozerwała łeb potwora, który zwalił się na brzuch, ostatni raz wstrząsając korytarzem. Miałem szczęście, że zawartość nie okazała się być bardziej zabójcza. Od truchła dzieliło mnie tylko kilka metrów. Mogłem skończyć równie źle.

Droga do laboratorium

Wróciłem do Ady. Ucieszyła się na mój widok. Okazało się wtedy, że Jack, którego chciała odnaleźć, już nie żyje. Zostałem jej tylko ja. Opatrzyła mi ranę, która nie przestawała dokuczać. Postanowiliśmy, że spróbujemy razem znaleźć drogę ucieczki. To właśnie niedługo później, przy stacji kontrolującej poziom śmieci, znalazłem zapiski lokalnego strażnika. Te same, które dzisiaj stanowią rzekomo zbyt słabe dowody, żeby postawić konkretne zarzuty Umbrelli. Nikogo jakoś nie dziwi specyficzny system zabezpieczeń, wykorzystujący dwa medale z grawerami wilka i lwa. Wtedy przy ciele martwego stróża znalazłem ten drugi. Wraz z Adą przedostaliśmy się przez kanały do wrót i otworzyliśmy je wystarczająco szybko, by umknąć ścigającym nas rozdrażnionym pająkom.

Dotarliśmy do kolejki linowej, którą na szczęście można było bez problemu uruchomić. W trakcie podróży dziwna bestia próbowała przebić się przez dach, ale odparliśmy ten atak. Pojazd zabrał nas do tajemniczej placówki. Dzięki temu, że byłem z Adą łatwiej było nam bronić się, a także przebijać przez wałęsające się po korytarzach zombi. Doskonale posługiwała się bronią, to trzeba oddać. W jednym z zaułków znalazłem zwłoki nieszczęśnika, który miał przy sobie elementy konstrukcyjne strzelby. Nie przydały mu się do obrony, jak pokazywał fatalny widok jego pogryzionego ciała. Zamontowałem je, kontynuują marsz przez korytarze. Znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni. Na środku stał dziwny wagon, który jak się okazało, stanowił swoistą windę do tajnego laboratorium. Aktywowaliśmy mechanizm i ciężkie stalowe zamki otworzyły się, a cała platforma powolnym jednolitym tempem ruszyła w dół.

Ścigające nas monstrum jednak nie ustawało i przypuściło kolejny atak. Szpony przebiły się z łatwością przez metalową ściankę pojazdu i raniły Adę, która od uderzenia straciła przytomność. Musiałem szybko odciągnąć potwora, więc wybiegłem na zewnątrz. Za moment moim oczom ukazała się dziwna sylwetka. Od pasa w dół był to człowiek, ale wyżej w niczym już nie przypominał ludzi. Mutacje wykręciły jego ręce i zamieniły je w potężną broń. Rozerwaną klatkę piersiową wypełniało zmutowane mięso oraz gigantyczne oko, bezmyślnie łypiące przed siebie. Obok głowy pojawiła się druga, wyższa narośl. Bestia nie namyślała się długo i ruszyła na mnie. Wymierzyłem z magnuma i oddałem trzy strzały. Widziałem tryskającą z ciała po każdym pocisku krew, ale nijak nie zatrzymywało to potwora. Zamaszystym uderzeniem rzucił mnie na barierki. Szybko podniosłem się i odbiegłem kilka metrów. Oddałem kolejne strzały, aż broń wydała charakterystyczny klik, symbolizujący brak pocisków w magazynku. Schowałem ją w kieszeni i sięgnąłem po strzelbę. Oparłem kolbę o bolące ramię i wypaliłem. Powoli zmierzający w moją stronę stwór osunął się na kolana, a później upadł. Wokół niego szybko rozlała się kałuża krwi. Ostrożnie minąłem zwłoki i wróciłem do Ady. Podniosłem ją z podłogi i położyłem na łóżku. Nadal nie reagowała na dotyk i słowa.

Gdy zjechaliśmy na dół, wyszedłem i rozejrzałem się po okolicy. Było cicho i spokojnie. Zabrałem Adę i zaniosłem ją na rękach do pierwszego pokoju, który znalazłem. Szczęśliwie był to gabinet, gdzie mogłem ją położyć. Poczekałem jeszcze kilka minut, aż odzyskała przytomność. Była poważnie ranna i nie mogła wstać. Chciała mnie przekonać, że ratowanie jej nie ma sensu i powinienem uciekać sam. Odmówiłem i obiecałem, że znajdę lekarstwo, które postawi ją na nogi. To był strzał. Byłem w obcym miejscu, nie wiedziałem nic o wirusie, a wokół roiło się od zombi i efektów przerażających mutacji, które mogły w każdej chwili pozbawić mnie życia. Równie dobrze jeden ze stworów mógł znaleźć bezbronną Adę, nim zdołam wrócić z jakąkolwiek pomocą. Innego wyjścia jednak wtedy nie było.

Resident Evil 2 to kultowy survival-horror, który na stałe zapisały się w pamięci nie tylko fanów gatunku, ale wszystkich miłośników gier. Na początek 2019 roku planowany jest dopracowany remake na nowe konsole i komputery. Chcąc się właściwie przygotować na powrót do Racoon City, postanowiłem raz jeszcze przeżyć historię Leona i Claire, a przy okazji opowiedzieć Wam o niej na blogu.

Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć żadnych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.

<—- Poprzedni odcinek  Następny odcinek —>

<—- Początek opowiadania

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.