Moja kariera w FM 2016 #52: Podjazdówka Dijon
Zmiana założeń treningów nie była łatwą decyzją. Paris FC świetnie wyglądało pod względem kreowania akcji, tworzenia sytuacji pod bramką rywala i strzelaniu goli. Ostatnie rezultaty wskazywały jednak wyraźnie, że nawet taka świetnie funkcjonująca ofensywa nic nie da, jeśli obrona będzie co mecz popełniać po kilkanaście błędów.
Tym razem terminarz bardzo mi sprzyjał, bo akurat wypadła przerwa na mecze reprezentacji. Miałem więc kilkanaście dni, by właściwie przygotować drużynę na ważną potyczkę z czwartym w tabeli Ligue 1 Dijon. Rewelacja rozgrywek planowała w starciu z nami oficjalnie zgłosić chęć wywalczenia miejsca na podium, a moim zadaniem było pokrzyżować jej plany. Piłkarze i asystent płynnie wprowadzili nowe założenia i skupili się na trenowaniu gry obronnej. Musiałem w krótkim czasie wbić im do głowy, jak ważna jest asekuracja i nauczyć właściwie ustawiać się w okolicach własnej bramki. Tego brakowało nam w konfrontacjach z Marsylią i Zenitem, z którymi straciliśmy dziesięć goli.
Tymczasem Dijon wytoczyło działa i rozpoczęło wojnę psychologiczną. W wywiadach co chwila przypominało o kryzysie Paris FC, dorzucało do tego nasze podobnież duże zmęczenie na skutek rywalizacji w Lidze Mistrzów. Oczywiście wychwalało też swoją formę i przypominało kilka wcześniejszych sukcesów w tym sezonie. Przyjmowałem te wszystkie kuksańce i prowokacje ze spokojem. Słyszycie doskonale, co robią wasi rywale z Dijon. To normalne zachowanie drużyn, które wiedzą, że są słabsze i muszą liczyć na błędy przeciwnika, by mieć szanse na dobry wynik – tłumaczyłem piłkarzom na jednym ze spotkań poświęconych analizie gry oponentów – to oni się nas boją, nie my ich – dodałem, próbując umocnić pewność siebie zawodników.
Solidnie przepracowany okres przerwy musiał zaprocentować. Poświęciłem wiele godzin na przygotowanie ekipy psychicznie, taktycznie i fizycznie. To był pierwszy od dłuższego czasu taki moment w mojej trenerskiej pracy, gdy dokonywałem zmian i korekt w swojej maszynie na dużą skalę. Operacja się udała, pacjent przeżył. 3:0 z Dijon zamykało usta krytykom, a nas umacniało w wyścigu po czołowe lokaty. Wynik ten był tym ważniejszy, że powoli odjeżdżające konkurencji PSG potknęło się akurat z Rennes, z którym przegrało 0:1. Nagle ta wielka strata robiła się już tylko symboliczna.
PR-owcy Dijon mieli jednak trochę racji. PFC musiało mądrze rozkładać siły, by walczyć skutecznie z elitą kontynentu w Champions League i jednocześnie trzymać odpowiednie tempo w Ligue 1. Na Bayern posłałem znowu optymalny skład, ze wszystkimi gwiazdami. Nie miałem wiele pracy nad motywowaniem podopiecznych, bo doskonale pamiętali oni 0:3 z Monachium i chcieli się za tamtą klęskę zrewanżować. Zadanie było o tyle ułatwione, że Bawarczycy potrzebowali tylko punktu do przyklepania awansu. Remis 1:1 ucieszył więc obie strony. Mnie potwierdził, że ostatnie zmiany przynoszą pozytywne efekty. Teraz mogłem skupić się na odpowiednim rozłożeniem sił graczy, by podołali walce o różne trofea.
Sytuacja w grupie Ligi Mistrzów po 5. kolejce była jasna. Bayern miał awans z pierwszego miejsca, z rywalizacji odpadł już Zenit. Paris FC miał dwa oczka przewagi nad Porto, ale to Portugalczycy grali ostatni mecz na własnym boisku. Wystarczało z nimi zremisować, ale każdy trener dobrze wie, że przed takimi potyczkami piłkarzy ustawić i zmotywować jest najtrudniej…
Czy podołam wyzwaniu i wywiozę z Portugalii cenny wynik? O tym już w następnym odcinku mojej kariery w FM16. Ciekawostki z moich karier i informacje o nowych odcinkach znajdziesz na Facebooku/Twitterze/YouTube.