Moja kariera w FM 2016 #23: Szczęśliwy w Paris FC
Serce napawało się dumą, gdy widziałem wolę walki swoich podopiecznych na boisku. Długi i obfitujący w niełatwe spotkania sezon dopiero przekroczył półmetek, ale i tak odbijał się już na formie i wytrzymałości poszczególnych graczy. Młode talenty nie najlepiej znosiły regularne występy co trzy dni, a wyjadacze nie dawali rady się regenerować. Mimo to nikt nie narzekał, wszyscy zasuwali.
Jako trener takiego zespołu mogłem tylko próbować odpowiednio modyfikować treningi i starać się jak najlepiej dzielić obowiązki pomiędzy całą kadrę. Czasami zmuszało mnie to do podejmowania ryzykownych decyzji. W obliczu kryzysu kartkowo-zdrowotnego na bokach obrony, zdecydowałem się szukać ratunku w rezerwach Paris FC, gdzie grało kilku zdolnych juniorów. Dwaj z nich, Renault i Gutierrez, wkrótce dostali swoje szanse zaistnienia w poważnej piłce. I nie zawiedli, wykazując się sporą dojrzałością i potrzebnymi umiejętnościami.
Mimo to świetnej serii nie udało się jednak kontynuować. Pierwszy pożegnał nas Puchar Ligi, w którym minimalnie za mocne okazało się Dijon FC. Było mi trochę szkoda, bo był to rywal jak najbardziej w naszym zasięgu, do tego graliśmy u siebie. Kibice jednak przyjęli wpadkę ze zrozumieniem, a ich największa od miesięcy liczba na stadionie, przyniosła rekordowe przychody do budżetu. Nie dało się nie zauważyć, że wokół Paris FC buduje się coś wielkiego.
Musiałem tylko pilnować, by utrzymać dobry kurs i nie zmarnować teraz tej dogodnej okazji na awans do Ligue 1. Otworzyło się zimowe okienko transferowe, a ja zaraz po nowym roku rozpocząłem realizację wcześniej założonego planu. Wypożyczeni Khaloua, Dickmann, Accardi i Petropoulos nie dostali jeszcze ofert kontraktów ze swoich macierzystych klubów, więc mogłem spróbować ich wyciągnąć na zasadzie Prawa Bosmana. Umówiłem się na cztery kluczowe z mojej perspektywy rozmowy. Zakładałem optymistycznie, że połowę z nich uda się zakończyć pomyślnie.
Nieoczekiwanie każdy z nich przyjął proponowane warunki i wyraził chęć dalszej gry w Paryżu. Wizja regularnych występów w Ligue 1, a i dotychczasowa dobra współpraca, zrobiły chyba swoje. Pierwszy, łatwiejszy etap, miałem więc za sobą. Teraz tylko liczyć, żeby żaden z dotychczasowych pracodawców nie przyblokował podpisania kontraktu. Tutaj trudno już było o optymizm, bo jakoś nie wyobrażałem sobie, że Almeria czy Livorno puszczą za darmo graczy dobrze spisujących się na wypożyczeniu. Znowu dałem się zaskoczyć.
Straciliśmy Petropoulosa i Dickmanna, bo Novara i Livorno aktywowały przygotowane wcześniej klauzule dotyczące automatycznego przedłużenia umowy o rok. Almeria tak się nie zabezpieczyła. Khaloua był nasz. A Accardi z Palermo? Cóż, o nim najwyraźniej prezes Zamparini wyraźnie zapomniał…
Na nowy sezon miałem już więc dwa „wzmocnienia”. Chciałem rzucić się w wir transferów, ale najpierw udałem się na konsultację z zespołem skautów.
– Panowie, jak zapatrujecie się na wizję wzmocnień Paris FC przed kolejnym sezonem? Atakujemy rynek teraz, szukając ludzi, którym kończą się umowy, czy czekamy na rozwój sytuacji?
– Ja bym poczekał, nasza pozycja wzmocni się po zaklepaniu miejsca w pierwszej lidze – odpowiedział szef skautów.
– Zgadzam się – dodał jeden ze słynących z własnych opinii podwładnych.
– Ja bym jednak mimo wszystko popatrzył też na rynek, może uda się znaleźć dobrą okazję – dorzucił inny.
– Czyli mamy podobne zdanie, nie szaleć, ale i nie przyglądać się biernie – podsumowałem – świetnie, to do roboty Panowie.
Wracając do domu, nie mogłem przestać się uśmiechać. Po latach mniej lub bardziej trudnej pracy, trafiłem do miejsca, w którym mogę odnieść sukces, mam grono zaufanych współpracowników i gdzie mogę realnie myśleć o podboju Europy. Ten Paryż jednak nie jest przereklamowany, to naprawdę potrafi być raj na Ziemi.
A jeśli Ty dobrze poczułeś się, czytając kolejny odcinek mojej kariery to koniecznie polub profil Gralingradu na Facebooku lub Twitterze, by nie przegapić następnych odcinków.