Jak & Daxter: The Precursor Legacy #1

Jak & Daxter The Precursor Legacy

To było dobre dwie dekady temu. Pamiętam, jakby to było wczoraj, bo wkładaniu pierwszej płyty do napędu PlayStation 2 towarzyszyły spore emocje. Na ekranie pojawił się logotyp „Jak & Daxter: The Precursor Legacy”, rozpoczynając świeży rozdział growych przeżyć. Wyruszałem w nową przygodę. Za moment ujrzałem ten charakterystyczny duet. Milczący i gotowy do działania Jak oraz wygadany i mający tendencję do wpadania w kłopoty Daxter. Wybuchowa para, której perypetie śledziłem później z taką uwagą i niemałym zachwytem. A teraz stoję koło nich i słucham jak całą naszą trójkę ruga wioskowy mędrzec zielonego eco.

Trzeci do tanga

Jak to się stało, że nagle znalazłem się w tym świecie? Pamiętam, że jakoś na początku lutego przez głowę przeszła mi myśl, by powrócić do ogrywanego przed laty klasyka, ale tym razem na PS Vita. Czy myśl przerodziła się w działanie? Nie mogę odnaleźć na to żadnego potwierdzenia w zakamarkach umysłu. Jakbym zasnął u siebie w domu, a potem nagle ocknął się na łódce, która płynęła na Misty Island. Wybudzony, co gorsza, przez krzyczącego do ucha Daxtera, jeszcze w swojej ludzkiej postaci.

Czułem się, jak dziecko stawiające pierwsze kroki. Jak i Daxter upominali mnie, żebym się ogarnął, bo zaraz wpadniemy w ręce lurkerów, jeśli będę poruszać się jak mucha w smole. Otaczał mnie świat znany z ekranu telewizora, teraz namacalnie realny! Może przez to, że mózg nie był w stanie przeprocesować nowej sytuacji, nie zdołałem zapobiec nieuchronnemu wypadkowi. Daxter wpadł w zbiornik czarnego eco, który za moment wypluł go z powrotem jako ottsela, tutejszą hybrydę wydry i łasicy. Usłyszałem ten przeraźliwy krzyk, który niegdyś mnie parę razy rozbawił. Teraz sam krzyczałem obok niego, potęgując konsternację i przerażenie Jaka.

Jak Daxter Dark Eco Pool

Wróciliśmy pędem do wioski Sandover i znaleźliśmy się właśnie w tym punkcie. Stoimy w chacie mędrca Samosa, który chętnie korzysta z okazji, by zmyć głowy całej naszej trójce. Nie dziwi go moja obecność? Przecież ja nie jestem stąd! Nim jednak zdążyłem cokolwiek zasygnalizować, lecę już teleportem do osobnej części wyspy, gdzie mamy trochę potrenować i przygotować się na nadchodzące wyzwania.

Do roboty

Okay, jestem bohaterem gry Jak & Daxter. Przynajmniej to pierwsza odsłona serii, więc nikt mnie nie rozjedzie, nie rozstrzela i nie zacznie torturować. Co nie znaczy, że mogę sobie pozwolić na opuszczenie gardy.

Zabawnie jest zobaczyć z bliska akrobatycznie poruszającego się Jaka, który młynkami rozbija skrzynki. Jakby zbyt długo ogrywał w przeszłości Crasha Bandicoota i zaczerpnął o jedną inspirację jamrajem zbyt wiele. Moi kompani zbierają trochę potrzebnych informacji o artefaktach tego świata. Udaję zdziwienie, choć większość tych informacji znam, bo z niezrozumiałych względów zachowałem je w pamięci. Wokół walają się jaja ze żłobieniami będące odpowiednikiem tutejszej waluty i kule energii zwane „power cells”. Są też pozamykane w skrzyniach latające pojazdy przypominające muchy, które wynalazczyni Keira wysłała w świat, by szukały pozostałości dawnej cywilizacji. Będzie co zbierać podczas podróży. Jak i Daxter nie zdają sobie jeszcze sprawy, że będziemy musieli poświęcić na to tak wiele uwagi.

Mędrzec uznaje trening za zaliczony i poleca ruszać dalej. Zagadkowa sytuacja wokół czarnego eco nie daje mu spokoju, a też wyraźnie chce mieć z głowy pyskującego Daxtera. Czeka nas sporo roboty, bo z niewiadomych względów teleportery innych mędrców nie działają, więc nie ma mowy o szybkiej podróży na skróty. Starzec przy okazji delikatnie wspomina o małej prośbie – zatkanych głazami ujściach zielonego eco, które moglibyśmy dla niego odblokować. Pierwsza pozycja na szybko wydłużającej się liście wyzwań, co skrzętnie odnotowuję.

Miejscowa waluta

Schodzimy na dół i zaglądamy do Keiry, która majstruje przy swoim antygrawitacyjnym pojeździe, Zoomerze. Muszę powstrzymać się, żeby nie parsknąć śmiechem, kiedy wzrokiem omal nie zabija Daxtera po jego taniej próbie podrywu. Okazuje się, że wynalazczyni może nam udostępnić swoje dzieło do pokonania ognistego kanionu, ale musi jeszcze zamontować w nim tarczę przeciwogniową, do której zasilenia potrzeba aż dwudziestu power cells. Ależ to wszystko dobrze pamiętam! Ten fragment gry chyba ogrywałem kilkukrotnie za czasów PlayStation 2, czekając między innymi na zebranie funduszy na kartę pamięci.

Spoglądam wymownie na moich kompanów, bo dobrze wiem, co to wszystko oznacza. Konieczność podjęcia się całej gamy małych zleceń, za które mieszkańcy wioski wynagrodzą nas artefaktami. Zastanawiam się, jaką rolę będę miał do odegrania, skoro już tu trafiłem. Patrząc na swoją formę, raczej bliżej mi będzie do pełnienia funkcji widza, choć może mniej zrzędliwego niż Daxter.

Po dziewięćdziesiąt Precursor Orbów. O tyle proszą sołtys wioski w ramach niewielkiej dotacji przed kampanią i wujaszek Jaka, który planuje wielką wyprawę. Zebranie ich nie jest trudne, choć trochę czasochłonne. Nasze zapasy kul energii mimo to szybko się powiększają, bo znajdujemy je w rozmaitych miejscach lub otrzymujemy za wykonane przysługi. Jest coś zabawnego w zaganianiu bydła do zagrody, czego nie chciało się robić zaspanemu farmerowi.

Zapomniana dżungla

Droga kieruje nas do „Zapomnianej dżungli”, jak mawiają mieszkańcy. Nie jest ona znowu taka zapomniana, bo znajduje się tam robiąca wrażenie budowla czy odwiedzana przez rybaków rzeka pełna morskich stworzeń. Odnoszę wrażenie, że nazwa wzięła się głównie z faktu, że natura tam dzielnie opiera się człowiekowi, więc trzeba być ostrożnym, by nie wpaść na węże, piranie czy lurkerów.

I tu można dostrzec wpływ czarnego eco. Potężna siła, o której wszyscy trzej wiemy stosunkowo niewiele. To za sprawą tej mocy w strukturze wybudowanej przez przedwiecznych zadomowiła się teraz zmutowana roślina atakująca każde żywe stworzenie, które napatoczy się w zasięg jej obślinionej gęby. Jak przypomina kamikaze, bo nic nie robi sobie z zagrożenia i naciera na monstrum. Trzy dobrze wymierzone kopnięcia prosto w szczękę wystarczą, żeby mięsożerca wyzionął ducha. Brzmi to może prosto, ale wcale takie nie było. Balansowaliśmy na krawędzi, pomiędzy pyskiem bestii, a zbiornikiem pełnym czarnego eco. Trzeba było uważać, co by nie wpaść którąkolwiek z tych dwóch pułapek.

Staram się utrzymać tempo duetu, który gna z miejsca na miejsce bez chwili przystanku na zastanowienie. Moment na złapanie oddechu przychodzi, kiedy zagadujemy rybaka na mostku. Jeśli złowimy mu 200 ryb w podbierak, wynagrodzi nas power cellem. Uczciwy układ, myślę w pierwszej chwili. Jak zabiera się do pracy, ale okazuje się, że jest w tym pewien haczyk. Jeśli przepuścimy dwadzieścia dobrych okazów płynących z nurtem lub złapiemy choćby jedną trującą sztukę, umowa traci ważności. Jak w milczeniu przyjmuje kolejne niepowodzenia. Oferuję swoją pomoc. Rzeka nie wydaje się zbyt szeroka, a nurt przesadnie rwący.

Ponoszę porażkę za porażkę. Nie czuję precyzyjnie swojego ciała, jakby ktoś sterował moimi ruchami za pomocą gałki PS Vity, która niespecjalnie nadaje się do wycyzelowanych do milimetra, szybkich posunięć. Daxter pełni rolę dopingującego motywatora, ale po kilku niepowodzeniach zaczyna mnie tylko irytować. Oddaję podbierak Jakowi i idę przeklinać świat na osobności. Kiedy wracam, akurat nasz kompan w pełnym skupieniu łapie ostatnie wymagane ryby. Reakcja rybaka, łącząca entuzjazm z zaskoczeniem, sugeruje, że nie spodziewał się sukcesu.

Przed powrotem do wioski ustawiamy jeszcze lustra, dzięki którym promień Eco może dotrzeć do celu w domku burmistrza. Przywracamy potrzebną energię i ruszamy zaraz dalej w stronę plaży, a ja nie mogę pozbyć się natrętnego pytania. Czy w Sandover rzeczywiście mieszka tylko osiem osób?

Jak & Daxter: The Precursor Legacy to platformówka 3D opracowana przez studio Naughty Dog, które wcześniej zachwyciło posiadaczy pierwszego PlayStation trylogią Crash Bandicoot. Opowiadająca o przygodzie tytułowej dwójki produkcja pojawiła się na rynku w 2001 roku i pokazała, jak mogą wyglądać trójwymiarowe platformówki na konsolach następnej generacji. Czy przy okazji znalazło się miejsce na nieco bardziej rozbudowaną historię? Jakie wyzwania spotkały Jaka, Daxtera i mnie podczas powrotu do klasyka sprzed lat? O tym opowiem w serii opowiadań publikowanych w Gralingradzie!

Podoba Ci się moja twórczość i ten blog? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Jeśli doceniasz moją twórczość, postaw mi kawę, która da mi energię na dalsze odkrywanie klasyków sprzed lat! Dzięki z góry!

Następny odcinek opowieści z gry Jak & Daxter —>

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.