Resident Evil 2 #3: Labirynt grozy

Nazywam się Leon S. Kennedy. Jestem policjantem. Pod koniec września 1998 roku trafiłem do Racoon City, miasta trawionego przez tajemniczą zarazę. Oto moja historia.

Nie mogło minąć wiele czasu, bo obudziłem się, gdy na zewnątrz nadal był mrok. Nikt mnie nie znalazł, a drzwi do ciemni okazały się wystarczającą barykadą, by powstrzymać wszystkie potwory. Wstałem. Może to krótka drzemka, może efekt placebo, a może rzeczywiście wpływ tej zielonej rośliny, bo czułem się dużo lepiej.

Jedyna droga prowadziła schodami na pierwsze piętro posterunku policji Racoon City. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę, że zombi, choć mordercze, nie radzą sobie specjalnie z przeszkodami. Na moment uwierzyłem, że może wszyscy ocalali ukryli się na górze. Gdy jednak tylko na korytarzu spotkałem pierwszych przemienionych funkcjonariuszy cała nadzieja prysła. Zastrzeliłem kolejnych nieumarłych.

Wąski korytarz wyłożony szarymi płytkami po kilku metrach rozszerzał się, robiąc miejsce dla pięknej statuy. W ręce uwiecznionego przez twórcę posągu błyszczał sporej wielkości rubinowy kamień szlachetny. Nie spodziewałem się zobaczyć czegoś takiego na komisariacie. Był to kolejny dziwny, nie przystający do tego miejsca element. Tłumaczyłem sobie to wówczas działaniami policjantów, którzy być może próbowali ocalić u siebie eksponaty z pobliskiego muzeum. Ależ się wtedy myliłem. Po bokach statuy stały mniejsze rzeźby. Przy ścianach z kolei wyróżniały się dwie, pasujące do nich kolorystycznie płytki. Coś mnie tknęło, by ustawić je we właściwych miejscach. Z bolącym ciałem i odniesionymi ranami, nie było to łatwe, ale po kilku chwilach wysiłku umieściłem je na polach. Ręka mężczyzny z marmuru drgnęła i kamień wypadł na postument. Zabrałem go ze sobą, zdezorientowany.

Za kolejnymi drzwiami, w następnym korytarzu, znalazłem pokój miejscowego oddziału specjalnego, STARS. Był otwarty. W środku rozgardiasz. Tona papierów na biurkach i wiele przedmiotów prywatnych należących do funkcjonariuszy. Wyglądało to tak, jakby ktoś w pośpiechu czegoś tam szukał. Zabrałem trochę amunicji, spray leczniczy na rany z apteczki na ścianie. Pamiętam, jak duże wrażenie zrobiła na mnie potężna stacja radiowa. W metalowej szafie z kolei znalazłem strzelbę z pełnym magazynkiem.

Zagubiony wędrowiec w komisariacie

Korytarz na zewnątrz okazał się ślepym zaułkiem, bo przejście dalej blokowały zamknięte drzwi. Pamiętam, że w tamtym momencie poczułem się totalnie zagubiony. Wiele wejść za mną było zamkniętych lub zniszczonych, a w dostępnych pokojach nie znalazłem choćby jednej żywej osoby. Postanowiłem wrócić do głównego hallu i sprawdzić, czy może ten spotkany wcześniej policjant wpuści mnie do środka i coś poradzi. Coraz bardziej zażarcie nacierający na barykady z desek zombi na zewnątrz przypomniały mi, że mam niewiele czasu. Być może tylko godziny dzieliły budynek od poddania się nawałnicy morderczych bestii. Bez zawahania wpadłem do pokoju, gdzie znajdował się licker, jak nazwali go w jednej z notatek tutejsi policjanci i trzema strzałami ze strzelby w plecy odebrałem mu życie. Trzy strzały, by zabić potwora, który był mniejszy od psa. Nie wiedziałem wtedy, kto i po co stworzył takie monstrum, ale już uderzyło mnie, że to były wręcz maszyny stworzone do zabijania.

Niestety drzwi w hallu były zamknięte, a policjant w środku nie odpowiadał. Czemu ich nie wyważyłem? Bo bałem się, że próbując, zginę od kul. Funkcjonariusz mógł wziąć mnie za zombi. Ruszyłem więc w stronę wejścia, z którego wcześniej wycofałem się pod naporem żywych trupów. Strzelba łatwo poradziła sobie z podążającymi w zgrai potworami. Pamiętam, że w tamtym momencie uderzyła mnie liczba leżących na ziemi we krwi funkcjonariuszy. Straciłem już rachubę, ilu zostało przemienionych i zabitych.

Pokój obok był miejscem pracy wielu policjantów z Racoon City. Złączone biurka zasypane papierami i przedmiotami biurowymi tworzyły osobliwy widok. Panował bałagan, a nad głową gęste powietrze przecinały i mieliły głośno dwa duże wiatraki. Nawet one nie były jednak w stanie zatuszować stęchlizny i smrodu, który atakował nozdrza. Nigdy wcześniej nie czułem takiego zapachu i modlę się, żebym nigdy już nie miał okazji. W jednym z pokoi znalazłem sejf, o którego przeniesieniu do tego skrzydła mówiła notatka. Wklepałem podany kod i zdobyłem kilka dodatkowych nabojów do strzelby oraz malutki kluczyk do biurka. Ruszyłem dalej i niespodziewanie znalazłem się na zewnątrz, na schodach pożarowych. Wokół panował mrok i przenikliwa cisza. Skrzeczące złowrogo kruki wtapiały się w ciemność. Gdyby ktoś nieświadomy sytuacji na chwilę przystanął, mógłby pomyśleć, że metropolia po prostu śpi. W rzeczywistości dogorywała.

Niemal całe wschodnie skrzydło było pozamykane na klucze. Za drzwiami nikt się nie odzywał, nikt też nie reagował na głos czy szarpanie klamki. Byłem sam i zaczynałem bać się o swoje zmysły. W tamtym momencie naprawdę nie bardzo wiedziałem, co zrobić. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że być może na komisariat dotarła spotkana kilkadziesiąt minut temu Claire. Ruszyłem więc z powrotem do pokoju STARS, gdzie czekała radiostacja. Pozostało mi tylko próbować ją jakoś wywołać.

Resident Evil 2 to kultowy survival-horror, który na stałe zapisały się w pamięci nie tylko fanów gatunku, ale wszystkich miłośników gier. Na początek 2019 roku planowany jest dopracowany remake na nowe konsole i komputery. Chcąc się właściwie przygotować na powrót do Racoon City, postanowiłem raz jeszcze przeżyć historię Leona i Claire, a przy okazji opowiedzieć Wam o niej na blogu.

Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć żadnych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.

<—- Poprzedni odcinek  Następny odcinek —->

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.