Moja kariera w FM 2016 #86: Nie ta twarz
Wystarczyło kilka tygodni, by perspektywa zmieniła się o 180 stopni. Nie ugrałem zbyt wiele z Paris FC w pucharach w tym sezonie, więc liczyłem chociaż na niespodziewanie zdetronizowanie Paris Saint-Germain. Na ostatniej prostej zaczęło jednak jakby brakować nam benzyny.
Po wpadce z Lyonem moi podopieczni szybko pozbierali się i z dużo słabszego na papierze Nimes zrobili sieczkę, demolując rywala aż 4:0. Co rozsądniejsi i bardziej doświadczeni obserwatorzy ligi wiedzieli, że taki triumf znaczy raczej niewiele wobec sytuacji w tabeli, ale to liczne grono gorących głów ze Stade Chariety znowu zaczynało się nakręcać na spektakularny finisz.
Problem w tym, że na skutek napiętego terminarza wielu drużyn z Ligue 1, federacja musiała kombinować i przekładać niektóre konfrontacje na naprawdę dziwne daty. Oberwało się na tym też nam, bo dosłownie 40 godzin po starciu z Nimes musieliśmy już przyjmować na własnym boisku notowane na trzeciej pozycji Lille. Celując w zwycięstwo, nie mogłem puścić na boisko tych samych piłkarzy. Może przez godzinę daliby radę, ale w końcówce brakujące siły przeważyłyby szalę na korzyść naszych oponentów. Swoją szansę dostała więc druga twarz Paris FC. Niestety nie brzmiała ona znajomo.
Nie twierdzę, że PFC ma w tym momencie pierwszy garnitur i coś na wzór drugiego składu. Stawiam, że niemal każdy trener we Francji miałby problem, by wskazać, którzy stoperzy, skrzydłowi czy napastnicy powinni być pierwszym wyborem, a którzy tylko zmiennikami w Paris FC. W dniu ważnej batalii z Lille to „inne” zestawienie graczy jednak nie dało rady. Było naprawdę blisko remisu 1:1, ale gol stracony w 85 minucie pozbawił nas choćby punktu. Dał przewagę psychologiczną PSG. Sprawił, że zamiast przed siebie, musieliśmy zacząć zerkać za plecy, co by na finiszu nie roztrwonić tej solidnej zaliczki, którą żmudnie wypracowaliśmy na wiosnę.
Kolejną przeszkodę, Amiens, przeskoczyliśmy bez najmniejszych trudności. Kolejne pewne zwycięstwo, odniesione różnicą kilku goli. Bardzo ważne, bardzo potrzebne. Teraz tylko taka regularność w punktowaniu mogła nam pomóc i pozwolić ewentualnie zepsuć święto PSG. W tych ostatnich tygodniach sezonu w 2022 roku już tylko my byliśmy jakimkolwiek zagrożeniem dla gigantów ze stolicy. Wielu znudzonych dominacją „klubu szejków” ściskało za nas kciuki, ale chyba tak naprawdę mało kto wierzył, że zdołamy coś ugrać w tym wyścigu. Sam w ciągu ledwie kilku tygodni, zmieniłem swoje patrzenie na obecną sytuację. Przestałem myśleć o tytule, zacząłem skupiać się na pracy i realizacji kolejnego kroku w przód Paris FC. Wicemistrzostwo w gruncie rzeczy nie było takie złe.
Czy to brak ambicji? Nie. Powiedziałbym, że pragmatyzm i realizm. Uzasadniony, co pokazała rzeczywistość. Kilka dni później moja jedenastka gładko przegrała na własnym stadionie z solidnie dysponowanym Rennes 0:2. Sensacja? Tak chcieliby to przedstawiać dziennikarze, mówiąc też o straconej szansie na coś wielkiego. Łatwo było w takim momencie zapomnieć, że perspektywa jest dużo szersza. Rennes wcześniej zatrzymało też dwukrotnie PSG, rozbiło Lille, punktowało z Marsylią. Na mocnych, mobilizuje się zawsze mocniej.
Poza tym, chimeryczna forma PFC była niczym w porównaniu z tym, co ostatnio przeżywali kibice przychodzący regularnie na Parc de Princes… Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.