Moja kariera w FM 2016 #67: Dla niego piłkarze to śmieci
Byłem jak facet, który właśnie spłacił ostatnią ratę kredytu. Z budżetem w wysokości prawie sześćdziesięciu milionów euro mogłem przestać skąpić i zacząć poważnie myśleć o wzmocnieniu kadry przed kolejnym sezonem.
Nowe twarze były Paris FC wręcz niezbędne, bo okazało się, że zarząd jako jeden z celów na kolejny rok wyznaczył awans do Ligi Mistrzów. Problem w tym, że mimo dużo lepszego współczynnika nadal byliśmy w gronie ekip nierozstawionych, co wiązało się z dużą szansą wylosowania kogoś w rodzaju Milanu. Jakoś nie wierzyłem, że drugi rok z rzędu będziemy farciarzami i o elitarne rozgrywki będziemy mogli bić się z kimś w naszym zasięgu. Musiałem więc zadbać o odpowiednie alibi, gdyby okazało się, że zagramy w fazie grupowej, ale Ligi Europy.
Jestem sentymentalny i przywiązuję się do piłkarzy, ale doświadczenia nauczyły mnie, że czasami trzeba emocje stłumić w sobie i nawet solidnym pracownikom pokazać drzwi. Z ciężkim sercem, ale kamienną twarzą, przyjąłem okoliczności odejścia Boucandjiego Ca, Sebastiana Cantiniego i Fabio Foglii. Trzej weterani nie nadawali się już do gry na tym poziomie, a do łatania dziur wolałem posyłać juniorów niż dziadków. Wszyscy się solidarnie na mnie obrazili i ostentacyjnie pożegnali z każdym w klubie oprócz ich trenera. Mieli mi za złe, że nawet nie starałem się z nimi porozumieć w sprawie nowego kontraktu. Nie mogłem jednak. Nie chciałem kolejnego casusu Zelaznego.
Nasz golkiper od kilkunastu miesięcy kisił się w rezerwach, nie chciał odejść po dobroci i stawiał takie żądania kontraktowe, że żaden niżej notowany klub nie mógłby chociażby myśleć o transferze. Miałem go serdecznie dosyć. Moją jedyną nadzieją był lokalny rywal, Red Star Football Club 93, który od dawna sygnalizował już zainteresowanie zatrudnieniem Zelaznego. On jednak jakby nie dopuszczał do siebie tej myśli, najwyraźniej czerpiąc nielichą satysfakcję z wkurwiania mnie swoim zblazowanym uśmiechem na treningach rezerw. Musiałem zacząć działać. Miałem kilka możliwości. Zastrzelić i zakopać sukinsyna gdzieś na przedmieściach miasta. Zadzwonić do dawnych znajomych z Pena Sports. Skłonić zarząd do dofinansowania transferu Zelaznego z klubu. Wybrałem legalną opcję i dzięki Bogu zdołałem przekonać szefów do jej zaakceptowania.
Brucevsky sprząta w klubie. Ciekawy tytuł artykułu na jednym z portali przykuł moją uwagę. Czyżby ktoś zamierzał przeanalizować moje działania na rynku transferowym i wysunąć kilka hipotez na temat potencjalnych wzmocnień? A gdzie tam! Okazało się, że Zelazny nie zamierzał składać broni i zaraz po podpisaniu kontraktu z Red Star skontaktował się z mediami, by pożalić na byłego menedżera. I nie przebierał w słowach. Trener traktuje piłkarzy jak niewolników, którzy mają przynieść mu chwałę i bogactwa. Przestajesz grać, bo masz problemy ze zdrowiem? Stajesz się śmieciem, z którego trzeba uprzątnąć to zarządzane przez niego mieszkanie – grzmiał na łamach portalu. Kreatywności nie mogę mu odmówić, choć właśnie wydał na siebie piłkarski wyrok śmierci. Spalił mosty i narobił sobie wrogów. Musiałem mocno się powstrzymywać, by stłumić w sobie złość. Teraz opanowanie było niezbędne, by wyjść z tej sytuacji z twarzą i przekonać opinię publiczną, że to tylko plotki. Musiałem to zrobić, bo planowałem jeszcze kilka transferów z klubu…
Jak wybrnę z trudnej sytuacji? Dowiesz się z kolejnego odcinka mojej kariery w Football Manager 16. Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie przegapić nowego odcinka!