Spisani #4: Walkiria Silmeria, Michael Jordan i Son Goku
Jeszcze kilka godzin temu księżniczka Alicia i zakorzeniona głęboko w jej duszy walkiria Silmeria wyruszały same w niebezpieczną wyprawę do królestwa Dipan. Wchodząc jednak do ciemnego lasu, gdzie znajdowała się ukryta, podziemna droga do pałacowych okolic, miały już jednak za sobą kilku żwawych, gotowych do bitki towarzyszy.
Okoliczności powiększenia składu bojowego nie były normalne. Silmeria wykorzystywała znalezione po drodze przydatne przedmioty, by w specjalnym rytuale, który dla ciała Alicii oznaczał przy okazji kolejny atak konwulsji, ożywić poległych przed laty herosów. I tak z zardzewiałego miecza powstał wojownik o muskulaturze dorodnego byka, z porzuconej przez dziecko procy błyskotliwy łucznik, a z wyniesionego z domu i zakopanego przez psa nakrycia głowy mag. Nie wszystkie eksperymenty były jednak udane. Pogrążająca się niechybnie w odmętach szaleństwa Silmeria próbowała też stworzyć coś z napotkanego kwiatu, ale wyrósł z tego tylko Pikmin. Pocieszna mała istotka nie była przydatna walkirii, która kazała jej w ostrych słowach pospiesznie się oddalić.
– Ja już nie chcę tego robić, to boli – poprosiła błagalnym tonem boginię wojny Alicia.
– Nie marudź, to dla Twojego dobra.
– Ale to boli.
– Musi boleć, tak powstają najwięksi wojownicy
– Stop, nie chce tego dalej słuchać – wtrącił się Brucevsky, przerywając znowu Narratorowi – możemy pominąć szczegóły tej rozmowy?
Wspaniałomyślny Narrator zgodził się pozytywnie rozpatrzyć wniosek biednego blogera. Alicia i jej nowa obstawa z łatwością przedzierali się przez zniszczone już przez czas korytarze podziemnego kompleksu. Wtem usłyszeli w jednym pomieszczeń dziwne odgłosy, jakby odbijanej piłki. Ciekawość wzięła górę. Ich oczom ukazał się młody czarnoskóry mężczyzna w krwistoczerwonym stroju z wielgachnym numerem 23 na przodzie. Od razu ich zauważył.
– Ale zaraz cię zadunkuję mała! – rzucił w kierunku Alicii.
– Słucham?
– Już jesteś ciepła, ta piłka zaraz trafi do kosza – kontynuował swój trash-talking nieznajomy.
– Kim Ty w ogóle chłystku jesteś? – wtrąciła się Silmeria.
– Michael Jordan, koleś, który zaraz zmiecie cię z powierzchni parkietu.
– Przegiąłeś pałę chłopaczku – odparła, jakby cytując słaby film, wojowniczka. W tym samym momencie z pochwy wyjęła lśniący miecz.
– Pffffff, khk,khk – Brucesky zachłysnął się herbatą, którą w pocie czoła przygotował kilkadziesiąt sekund wcześniej. Jego zdeprawowany umysł najpierw podsunął mu dziwny obraz, a dopiero później prawdziwe, dawne znaczenie słowa pochwa. Reakcji nie zdążył już jednak zatrzymać, kolejny raz kompromitując się w oczach Narratora i czytelników.
Tymczasem z innej części świata dochodziło rytmiczne stukanie. Utrzymane w idealnym, równym tempie puk, puk, bam. Puk, puk, bam. Brucevsky’ego zaciekawiły dziwne odgłosy i spojrzał w monitor. Właśnie trwał kolejny turniej Tenkaichi Budokai, w którym młody Son Goku próbował zrealizować swoje marzenie o zostaniu najsilniejszym człowiekiem świata. Na razie wszystko zmierzało w dobrym dla młodego bohatera kierunku. Szybko, choć przecież nie grzeszył błyskotliwością, zauważył, że kolejni oponenci stosują tę samą taktykę. Wyprowadzają swoją kombinację ciosów i wystawiają się na kontratak. Puk, puk, bum – Goku posłał kolejne dwa proste i mocny podbródkowy w kierunku Krillina, ostatecznie nokautując go. Kolejne zwycięstwo odniesione w ten sam sposób. Publiczność jednak pozostawała w dziwnym amoku i wiwatowała, podobnie jak nakręcony do granic możliwości spiker. Zbliżał się finał. Goku nawet nie był zmęczony, bo może przyjął jeden lub dwa ciosy, gdy coś nie wyszło mu przy uniku. Czekał więc już na ostatniego oponenta.
Niespodziewanie na arenie pojawiło się grono dziwnych postaci. Wysoki czarnoskóry mężczyzna w kombinezonie, z karabinem w dłoni, dziwnie umalowana blondynka z kijem baseballowym, człowiek-krokodyl, łysy facet z językami ognia tańczącymi na dłoniach, jakaś Azjatka z kataną. Nikt z sędziów nie reagował, bo ktoś zapomniał spisać regulamin turnieju i zaznaczyć, że walki odbywają się tylko 1 na 1 i do tego bez użycia jakichkolwiek przedmiotów. Goku był gotowy na wyzwanie, taki już się urodził.
– Łączy nas przyjaźń i pokonamy cię dla dobra świata – rzucił łysy nieznajomy.
– Musimy uratować ludzkość – dodał jego kolega.
– Pączuszek i nasi przyjaciele mnie potrzebują, dlatego wygram – krzyknęła szurnięta piękność.
Goku stał przez chwilę onieśmielony, zaskoczony słowami, które zupełnie nie pasują do wyglądu napotkanych postaci. Poczuł wewnętrzny smutek i żal. Opuścił zaciśnięte pięści i rzucił tylko – kto wam zrobił taką krzywdę, Legionie Samobójców?!
Scenarzysta – odpowiedział sam do siebie Narrator. Brucevsky tylko przytaknął w milczeniu. To nie pierwszy przypadek, gdy to bydlę zniszczyło komuś wizerunek, karierę, życie. Obaj wiedzieli, że spotkają takich ofiar jeszcze wiele. Kto będzie kolejną? Co u Alicii i Silmerii? O tym wszystkim przekonasz się, śledząc cykl Spisani. A najlepiej robić to poprzez profil Gralingradu na Facebooku i Twitterze.