Anthem #1: Dni minionej chwały

Anthem blog

Świadomość, że coś się kończy rzadko kiedy bywa pokrzepiająca. Optymizmu próżno było szukać pośród garstki freelancerów, którzy w Forcie Tarsis starali się jeszcze nawiązać do dawnych dni chwały. Większość była z każdym kolejnym dniem coraz bardziej pogodzona z faktem, że to, co było, już nigdy nie wróci.

Miniona chwała

Bohater naszej opowieści należał do grona tych, którzy nie zamierzają się łatwo poddawać. Widział i przeżył już wiele, a mimo to wierzył, że freelancerzy w swoich bojowych javelinach są w stanie jeszcze odzyskać minioną świetność. Czuł, że mogą odbudować nadszarpniętą reputację. Mogą znów zacząć cieszyć się powszechnym szacunkiem i zaufaniem. Jak to jednak celnie ujął komandor piastujący swoje stanowisko w forcie, obecnie była ich garstka i za często zawodzili oczekiwania, by taki scenariusz mógł się ziścić.

Dla tego freelancera takie słowa stanowiły dodatkową motywację. Zachętę, by pokazać wszystkim sceptykom, jak bardzo się mylą. Ale nie znaczy to, że ich nie rozumiał. O nie, doskonale wiedział, skąd bierze się ta niechęć i to wycofanie. Dotkliwie raniący dumę brak zaufania mieszkańców, archiwistów czy gwardzistów miał swoje podstawy zapisane w kronikach i przekazywanych z ust do ust relacjach.

Dwa lata temu wszystko wyglądało inaczej. Freelancerzy byli herosami. Symbolem siły i odwagi. Kimś, kto przynosi spokój i bezpieczeństwo. Mieszkańcy Bastionu ufali im i polegali na nich. To nie była nawet wiara, a pełne przekonanie, że wojowników w javelinach nikt i nic nie może powstrzymać. Do czasu aż nadszedł dzień tego kataklizmu.

Serce Furii

Szalona próba okiełznania energii Twórców w pradawnych ruinach zakończyła się niepowodzeniem. Pycha doprowadziła do upadku. W mgnieniu oka zniknęło potężne miasto Freemark, w którego podziemiach skrywały się artefakty i relikt zwany Cenotafem. Przepadła potężna armia Dominionu. Życie straciły niepoliczalne rzesze ludzi.

Wyzwolona, sprowokowana energia rozpoczęła Kataklizm o nieznanej skali i sile. Freelancerzy wyruszyli do Serca Furii, by wyłączyć Cenotaf. Podjęli się desperackiej próby, choć wielu z nich zupełnie jej tak nie traktowało. W tym gronie był również nasz bohater, który dopiero zaczynał swoją służbę. Zaznajamiał się z obsługą javelinu i zyskiwał pierwsze doświadczenia w boju. Jego chrzest przypadł na wyjątkowe okoliczności. Oderwany od oddziału w wyniku starcia z wiwerną, dotarł późno na miejsce bitwy z Tytanem. Pojawił się tam, by wykonać jeden, rozpaczliwy z perspektywy całej misji gest. Ocalił dowódcę swojego oddziału, Haluka, który w tamtym momencie marzył już tylko o tym, by zginąć u boku poległych towarzyszy broni.

Klęska zmieniła postrzeganie freelancerów. Odarła ich z boskiej mocy i sprowadziła znów pomiędzy śmiertelników. A życie w tych nizinach oznaczało niezliczone trudności, które zamierzały się tylko piętrzyć i piętrzyć. Dwa lata po tamtych tragicznych wydarzeniach nasz bohater, wraz z zaufanym cyfrantem Owenem Corleyem, podejmuje się każdego zlecenia, które zapewni mu środki potrzebne do przeżycia. Wysłużony, wielokrotnie przetestowany w boju javelin raz po raz wyrusza na misje. Zlecane z litości, z braku alternatyw, z potrzeby chwili. Takie jest też zadanie zbadania sieci wczesnego ostrzegania, która rejestruje energię Twórców i stanowi pierwszą linię obrony przed potencjalnymi kataklizmami w regionie.

Wymarzone javeliny

Robił to już wielokrotnie. Zna ten otaczający go świat niemal jak własną kieszeń. A jednocześnie ilekroć opuszcza mury fortu, będące niczym cienka zasłona rozdzielająca ludzką nadzieję i nieokiełznaną dzicz, zachwyca się. Stając na krawędzi skalnego klifu i mając pod nogami ciągnącą się niemal poza granice wzroku przestrzeń, bierze głęboki wdech. Powietrze przesycone jest energią Hymnu, który kształtuje życie wedle własnej, niezrozumiałej melodii.

Bohater robi krok naprzód i rzuca się w przepaść. Po chwili aktywuje silniki javelina, które zatrzymują bezwładny lot i z impetem popychają mechaniczny kombinezon naprzód, drwiąc z grawitacji. Rusza ku pierwszemu z wyznaczonych punktów, by wykonać rutynową kontrolę systemu.

Javeliny stały się narzędziem, które ziściło odwieczne marzenie człowieka o lataniu. Wyzwoliły go z ograniczeń, pozwalając na szybkie, swobodne poruszanie się w każdej płaszczyźnie, czy to w powietrzu, czy nawet pod wodą. Ich atuty były nieodzowne w tym rejonie świata, w którym próżno było szukać terenów nizinnych. Nierówny, górzysty teren, pełen wąskich przesmyków, kanionów, skalnych półek i klifów sprzyjał freelancerom, którzy dzięki swoim kombinezonom bojowym mogli z każdym wyzwaniem łatwo sobie poradzić.

Samotny bohater

Bohater aktywuje pierwsze czujniki, a cyfrant potwierdza przez głośnik, że nie wykazują żadnych anomalii. Freelancer rusza do następnego punktu kontrolnego. Tam sytuacja zaczyna się szybko komplikować. Rozsierdzone z nieznanych powodów skorpiony przypuszczają atak, zmuszając do rozgrzania lufy karabinu i zachowania wzmożonej czujności. Na domiar złego Owen dostrzega niepokojące sygnały, które wymagają natychmiastowego zbadania. Freelancer dobrze rozumie powagę sytuacji. Wystarczy odrobina nieuwagi, by z przebudzonego reliktu Twórców narodził się kolejny kataklizm, powodując niewyobrażalne skutki.

Gnając przed siebie we wskazanym kierunku, bohater odkrywa tajemnicze miejsce będące czymś na wzór skarbca Twórców. Dociera wreszcie tam, gdzie śpi nieniepokojony do tej pory przez nikogo artefakt. Znajduje się w wielkiej komnacie, a na jego oczach rodzi się zło. Z reliktu zaczynają wychodzić bestie. Żarłoczne, agresywne, potężne. Wystarczająco groźne, by zmienić układ sił w Bastionie i zaburzyć istniejący ekosystem. Musi szybko ustabilizować przedmiot i zamknąć wrota, z których wydostają się potwory. W słuchawce słyszy popędzający głos Owena, który raportuje z przejęciem, że sytuacja wymyka się spod kontroli.

Nie ma już czasu na wzywanie posiłków. Nikt nie zdąży przybyć w odpowiednim czasie. Jest zdany na siebie. Tylko on może zapobiec koszmarowi rodzącemu się po cichu w podziemiach. Może i w ostatnim czasie nie miał zbyt wielu okazji na wykazanie się w boju, ale umiejętności i doświadczenia teraz wystarczy mu na tyle, by przetrwać tę niezwykle istotną bitwę. Wrota zamykają się w ostatniej chwili, ucinając przechodzącą wielką bestię w pół. U jego nóg upada wielki pysk z ogromnymi kłami. Bohater wypuszcza z płuc oddech ulgi. Wykonał zadanie i pokazał, że freelancerzy są jeszcze zdolni do wielkich rzeczy. Szkoda tylko, że nikt tego nie widział…

Anthem to trzecioosobowa gra akcji i jednocześnie gra-usługa, która powstawała w ogromnych bólach w studiu BioWare. Zapowiadane wyłączenie serwerów na początku 2026 roku zachęciło mnie, by rzucić okiem na projekt nazywany przez wielu „porażką”. Jak się prezentuje z perspektywy osoby, która głównie ogrywa tytuły dla pojedynczego gracza? Co ma do zaoferowania w warstwie gameplayowej i fabularnej? O tym wszystkim opowiem w swoich relacjach z Anthem. Tylko w Gralingradzie!

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.