Sześć rzeczy, które Ridge Racer Unbounded robi dobrze
To był dobry, choć ryzykowny pomysł. Porzucić założenia znane z klasycznych odsłon serii Ridge Racer i stworzyć tytuł łączący w sobie elementy typowej zręcznościowej wyścigówki z destrukcją i demolką rodem z Flatouta, Burnouta czy Split/Second. Nie wszyscy byli, a nawet dzisiaj są, w stanie to przełknąć. Unbounded ma jednak mnóstwo atutów, które sprawiają, że można się w nim zakochać. Oto najważniejsze z nich.
Solidne fundamenty
Dobra gra wyścigowa musi charakteryzować się poczuciem pędu. Pompować adrenalinę do krwioobiegu podczas zmagań. I Unbounded robi to równie sprawnie jak dawne Ridge Racery, pozwalając oddać się szalonej rywalizacji fikcyjnych supersamochodów. Wszystko jest tutaj na właściwym miejscu. Czuć szybkość, gdy wskazówka na liczniku podchodzi pod 200 kilometrów na godzinę. Jest moc, gdy po sprawnym drifcie wychodzi się na pełnym gazie z ostrego łuku i objeżdża zaskoczonego rywala. Pojawia się frajda, gdy aktywuje się turbo i zaczyna błyskawicznie pokonywać kolejne metry długiej prostej do mety.
Ridge Racer od BugBear Entertainment nie zapomina o swoich korzeniach i w części wyzwań ignoruje na chwilę wszechobecną demolkę na torze, by pozwolić tylko na klasyczne zmagania na dobre drifty, efektowne manewry wyprzedzania i umiejętne wykorzystywanie slipstreamu. Muzyka dla duszy fanów zręcznościowych ścigałek.
Duch Burnouta
Minęło sporo czasu od momentu, gdy zachwycałem się takedownami w Burnout 3, gdy robiłem demolkę na krzyżówkach w trybie Crash i trenowałem perfekcyjne przejazdy w co trudniejszych wyzwaniach. Brakowało mi tego. Unbounded nie jest może idealnym następcą tego dzieła geniuszu Criterion, ale umiejętnie naśladuje tę jedną z najlepszych wyścigówek wszech czasów. Podobnie zręcznościowe podejście do tematu, podobnie wyglądające i działające takedowny przeciwników na trasie. Szkoda tylko, że pasek turbo jest tutaj dużo krótszy i nie można w oszałamiającym tempie pokonywać całych torów.
„I dokonam srogiej pomsty w zapalczywym gniewie…”
Dawno już żadna produkcja nie dała mi takiego poczucia siły, jak właśnie ta odsłona Ridge Racera. Momentami doprowadzone jest to aż do karykaturalnego poziomu, ale trudno nie przyznać, że wygląda przez to nad wyraz efektownie. Za kierownicą swojego samochodu możemy nie tylko spychać, niszczyć i zgniatać ścigających się z nami rywali, którzy w następstwie tego zmienią się w bezwładnie koziołkujący lub wbijający się w ścianę budynku wrak. Unbounded wyróżnia się tym, że autem możemy niszczyć również arenę zmagań. Wystarczy zapas turbo, by przebić się przed budynek, skasować dworzec czy billboard lub wysadzić bezmyślnie zaparkowaną cysternę. A wszystko w akompaniamencie efektownych ujęć kamery i obowiązkowego slow-motion. Można poczuć się jak niepokonany.
Do tego jeszcze jako jedno z wyzwań występuje demolka za kierownicą ciągnika siodłowego, który wyruszył na polowanie na nieświadomych zagrożenia stróżów prawa. Ty za sterami wielkiej ciężarówy kontra małe radiowozy. Niech ktoś mi powie, że taka zabawa nie sprawia frajdy.
Efektowność rywalizacji
Miałem całkiem długą przerwę od wyścigów, więc to może być bardzo subiektywne odczucie, ale Unbounded jest dla mnie cholernie spektakularne. Pomijając już wspomniane wyżej efekty i opcje zabawy, tutaj nawet najbardziej typowa walka koło w koło z rywalem potrafi wyglądać oszałamiająco. Wystarczy, że na drodze pędzących na złamanie karku samochodów pojawi się szereg niewielkich przeszkód, w rodzaju latarni, drzewek, murków. Wszystko to ulega zniszczeniu pod kołami maszyn, a w stronę ekranu lecą tylko szczątki i pył.
Twórcy zresztą byli chyba doskonale świadomi atutów swojej produkcji, bo na przykład świetnie zrealizowany drift wyróżnili w specjalnych wyzwaniach. Jeśli jesteście fanami Szybcy i wściekli: Tokyo Drift i pamiętacie pojedynek Seana z D.K.’em na podziemnym parkingu to szybko poczujecie przyjemny dreszczyk na plecach, wprowadzając swój samochód w kontrolowany poślizg w dedykowanym temu zadaniu w Unbounded.
Wyzwanie
Unbounded nie jest grą, w której tryb kariery przejeżdża się na spokojnie, bez problemów zwyciężając w kolejnych wyścigach i wyzwaniach. Tutaj poprzeczka jest zawieszona naprawdę wysoko i czasami trzeba się postarać, by zająć miejsce na podium, a i zdobyć odpowiednio dużą ilość punktów. Trzeba więc nie tylko umieć wygrywać, ale jeszcze robić to stylowo, z rozmachem i w akompaniamencie wszechobecnej destrukcji.
Do tego jeszcze jest możliwość maksowania gry, poprzez zbieranie trzech gwiazdek w każdym sektorze fikcyjnego Shatter Bay. Są powody, by szlifować swoje umiejętności i próbować poprawiać swoje wynik w kolejnych wyścigach.
Nagradzanie gracza
Pracownicy BugBear Entertainment znają się rzeczy, bo nie są nowicjuszami w swoim fachu. Nie dziwi więc, że potrafili zadbać m.in. o odpowiednie wynagradzanie gracza za kolejne sukcesy i postępy. Ukryte samochody, dodatkowe elementy do budowy toru, a nawet tak prozaiczna rzecz, jak rozmaite tytuły dla pnącego się w galerii sław niszczycieli Shatter Bay gracza – wszystko to jest w Unbounded obecne i regularnie trafia w ręce gracza. Nie ma chyba lepszego sposobu na zachęcenie posiadacza PC-ta czy konsoli do podjęcia nowych wyzwań.
Możesz odnieść wrażenie, że wspomniane elementy Ridge Racer: Unbounded nie są na pierwszy rzut oka niczym zwykłym. Powinny one, w idealnym świecie, charakteryzować, praktycznie każdą grę wyścigową. Wiemy jednak, że tak nie jest i nie raz już na rynek trafiały produkcje, w których brakowało poczucia pędu, było za łatwo, szybko robiło się nudno lub zawodziła oprawa. Tym bardziej warto więc wyróżnić tytuł, który w kluczowych segmentach sprawdza się dobrze. To naprawdę solidna gra wyścigowa.