Recenzja Sicario – gęsty klimat i średni film
Typowe akcyjniaki, przedstawiciele tzw. męskiego kina nie cieszą się szczególnym poważaniem w świecie filmu. Obrywa im się za prostackie historie, drewniane aktorstwo i przeładowanie efekciarstwem. Sicario miało być próbą ugryzienia takiego sensacyjnego kina z innej strony. Chciało być poważniejsze, mroczniejsze, po prostu lepsze. Coś jednak twórcom nie wyszło i ten dramat sensacyjny/thriller okazał się nie do końca strawny.
Nie bawiłem się dobrze na Sicario i nie będę tego ukrywał. To nie brak strzelanin, widowiskowych pościgów i efektownych pojedynków na pięści sprawił, że wynudziłem się przez ekranem telewizora niemożebnie. Dużo dobrego czytałem o produkcji z Emily Blunt w roli głównej, wiedziałem, że to brudne, trudne kino, w którym chodzi o coś więcej niż spektakularną rozwałkę. Podobnie jednak jak w przypadku Spectre, mam wrażenie, że twórcy trochę przekombinowali. Chcąc stworzyć obraz unikalny, charakterystyczny i głęboki namieszali tak bardzo, że ostatecznie ich pracę ogląda się ciężko.
Sicario dłuży się, próbując stopniować napięcie. Nuży i męczy, starając się opowiedzieć tak naprawdę prostą i znaną z kina historię w nieco inny sposób. Młoda, pełna ideałów funkcjonariuszka trafia do świata mężczyzn, w których zasady są tylko pewnymi wskazówkami, a ci strzegący prawa nieraz sami mocno regulamin naginają. I próbuje się w tym wszystkim odnaleźć. Nie jest to zupełnie nowa i świeża opowieść, a na domiar złego, twórcy ją niepotrzebnie skomplikowali. Udało im się momentami wskoczyć na właściwe tory, jak podczas akcji w Juarez czy całej początkowej sekwencji filmu, ale za chwilę z nich zjeżdżali, robiąc sobie jakiś niepotrzebny, długi przestój. Szkoda, bo te pojedyncze fragmenty robiły świetne wrażenie i dawały nadzieję na naprawdę solidny spektakl.
Film Denisa Villeneuve’a wylądował gdzieś po środku, nie oferując ani trzymającej na krawędzi fotela historii, ani też prostackiej rozrywki z wybuchami i strzelaninami. Ma dobrze zbudowany klimat, ciekawe postacie, świetnie nakręcone sceny akcji, ale te poszczególne dobre elementy nie budują dobrej całości. Jest ich zbyt mało, a pomiędzy nimi za wiele jest przeciętności i wątków przypominających rozgotowany makaron. Dlatego dużo bliżej mi do opinii Puśka z Recenzji Malkontentki niż do oceny FSM-a z gameplaya. To niezły film, ale nic ponadto. A liczyłem na równie pozytywne zaskoczenie, co w przypadku Johna Wicka.
Podoba Ci się ten tekst? Daj temu wyraz, komentując i lajkując profil Gralingradu na Facebooku lub Twitterze.
„Sicario” jest podobne do „Wroga” i „Labiryntu”, innych filmów Villeneuve’a, pod względem klimatu i sposobu budowania narracji. Tempo akcji jest ślamazarne – to fakt, ale czuć gęstniejącą atmosferę – ja przynajmniej czułem:), mroczny klimat, dobre aktorstwo, nieszablonowo przedstawiona historia – to wszystko plusy zarówno „Sicario” jak i tych dwóch pozostałych filmów. Ja też oczekiwałem więcej, ale chyba dlatego, że recenzje w internecie były pełne ochów i achów, zbyt wielkich nadziei sobie narobiłem (podobnie było ze „Zjawą”), ale się nie zawiodłem. Dla mnie 6,5/7 – 10.
Coś w tym może być, że po tych wszystkich pochlebnych recenzjach człowiek siada przed ekranem oczekując nie wiadomo czego. Sicario ma swoje plusy, ale trzeba specyficznego podejścia, by się nim zachwycać.