Recenzja King Oddball na PS Vita
Od kolorowej i pierzastej manii na punkcie Angry Birds minęło wiele lat. Hitowa seria Rovio doczekała się licznych naśladowców, którzy z różnymi efektami próbowali i nadal próbują powtórzyć jej wyczyn. Dzisiaj tego rodzaju połączenie gry logiczno-zręcznościowej nie stanowi już nic niezwykłego. Czy King Oddball na PlayStation Vita ma więc w sobie coś magnetycznego, co jest w stanie do niego przyciągnąć? Odpowiedź przynoszę w recenzji.
King Oddball – oczekiwania i rzeczywistość
Wyruszając na spotkanie z dziwnym królem, spodziewałem się klona Angry Birds z niewielkimi modyfikacjami w mechanice zabawy. Oczami wyobraźni, bo nie doczytałem wcześniej opisu gry, widziałem połączenie wspomnianych już dwukrotnie ptaszysk z czymś na wzór Katarami Damacy czy Rock of Ages. Gry z pretensjonalną fabułą w tle i dużą dozą humoru. Dostałem z tego niestety niewiele.
King Oddball to bardzo prosta produkcja, której wszystkie sekrety odkrywa się po kilkunastu minutach zabawy. Tytułowy władca to wielka latająca piłka z długim językiem, która z niewiadomych względów wyrusza do walki z wrogą armią złożoną z piechurów, czołgów i śmigłowców. Na każdej z ponad stu plansz obrzuca wszystkie te jednostki kamieniami, próbując zniszczyć wszystkich przeciwników na mapie w trzy wyznaczone rzuty.
Nic się nie dzieje
Sytuację komplikują mu odrobinę przeszkody w rodzaju ceglanych ścian czy skrzynek z materiałami wybuchowymi, które potrafią wyrzucić głaz poza granice ekranu i tym samym danej mapy. Wystarczy jednak trafić przynajmniej trzy maszyny lub przypadkowo samego króla, by zyskać jeden dodatkowy rzut. I tak to się kręci, od planszy do planszy, bez specjalnych urozmaiceń i nowości.
Zafascynowani możliwością niszczenia dziesiątek czołgów głazami znajdą w grze sporo zawartości. Za to akurat twórcom należy się uznanie, bo przygotowali wiele plansz, tryb kampanii, a także dodatkowe moduły, w których dysponujemy tylko jednym kamieniem lub gramy na bardziej wybuchowych zasadach. Problem w tym, że to wciąż niewiele pod względem różnorodności i jeśli ktoś przysiądzie do konsolki na zbyt długo, to łatwo się znudzi. Szkoda, że nie pokuszono się o najprostszą historyjkę, by choćby jakoś umotywować przechodzenie kampanii.
Ubóstwo
King Oddball to nie tylko proste mechaniki, ale również minimalistyczna oprawa audiowizualna. To najbardziej doskwiera podczas zabawy. Design map jest ubogi i przegrywa z kretesem w zestawieniu z nawet starszymi konkurentami. Animacji jest niewiele. Wrogie czołgi czy śmigłowce wyglądają jak obrazki z nałożonym efektem z darmowego programu do montowania wideo i przez to nie stanowią zbyt atrakcyjnego dla oka celu. Najgorzej jednak jest pod względem muzyki. Choć kampanię da się ukończyć w mniej niż trzy godziny to tyle wystarczy, by zapętlony podkład muzyczny z mapy i kolejnych plansz zaczął dawać się we znaki. Jonathan Geer tą pracą raczej nie zdobędzie zbyt wielu fanów.
Czy więc warto sięgnąć po grę King Oddball na PlayStation Vita? Nie jest to zła rozrywka. Ma niezbędne elementy na swoim miejscu i mechaniki, które działają. Brakuje w niej jednak przyciągających oko wyróżników czy choćby miłej dla oka oprawy audiowizualnej, by przy takim zalewie wartościowych produkcji indie i AAA poświęcać czas akurat na King Oddballa. Ujdzie tylko z braku laku.
Zobacz inne recenzje w dziale felietony!