Moje 2000 dni z Dragon Ball Z: Dokkan Battle

Dragon Ball Z Dokkan Battle

Pod koniec ubiegłego roku zakończyłem swoją przygodę z Dragon Ball Z: Dokkan Battle po dwóch tysiącach dni. Ładny wynik, jak na tytuł zainstalowany z ciekawości na tablecie, co by przyjemniej spędzić czas w świątyni zadumy. Przez te długie miesiące mobilna produkcja z uwielbianym przez miliony uniwersum towarzyszyła mi po kilkanaście minut każdego dnia. Po tak długiej znajomości wypada napisać kilka słów podsumowania na pożegnanie.

Dobrze pamiętam swoje początki z grą przed pięcioma laty. Sporo tygodni zajęło mi połapanie się w meandrach systemu i zrozumienie, co sprawia, że dana karta jest dobra i rzeczywiście powinna być brana pod uwagę przy ustalaniu sześcioosobowego składu. Zresztą o tym, jak bardzo w tamtym momencie nie ogarniałem zasad Dokkan Battle do dzisiaj świadczą klipy na YouTube, w których opowiadałem o swoich mało imponujących postępach.

Pięć lat później kończę grę usatysfakcjonowany ze swoich osiągnięć. Zebrałem ponad trzydzieści legendarnych kart, zbudowałem mnóstwo drużyn, dzięki którym mogłem radzić sobie z wieloma dodawanymi przez autorów wyzwaniami. Wykonałem Awakening i Extreme Z-Awakening dla kilkuset bohaterów, zaspokajając apetyt kolekcjonera i perfekcjonisty.

Dokkan Battle 2000 Days

Przez cały ten czas zapisałem lepsze i gorsze momenty z grą. Na długie tygodnie wkręcałem się w zbieranie i trenowanie postaci, by w innym momencie wyklinać twórców za wymuszanie grindu i nieszanowanie mojego czasu. Tych pierwszych momentów było o wiele więcej.

Za co polubiłem Dokkan Battle

Oczywistym pierwszym aspektem, który mnie przyciągnął do gry, była licencja. Możliwość zbierania kart z uniwersum Dragon Balla, rozwijania tych wszystkich bohaterów i wystawiania ich w potyczkach z najróżniejszymi przeciwnikami zadziałała na wyobraźnię i nie rozczarowała. Pomógł na pewno fakt, że Dokkan Battle prezentuje się bardzo solidnie pod względem audiowizualnym. Co i rusz poprawiane animacje superataków mogą zachwycić, a przygrywające w tle melodie często wpadają w ucho. Niektórych zapewne zmęczą powtarzalnością, ale sam nawet po tak wielu setkach rozegranych bitew nadal lubiłem zobaczyć potężną kamehamehę czy morderczą kombinację ciosów.

Czy Dokkan Battle jest darmowy? Pobranie go nic nie kosztuje, ale w grze można wydać sporo gotówki. Nie trzeba jednak tego robić, czego jestem najlepszym dowodem. Dwa tysiące dni zabawy bez nawet jednej wydanej złotówki, a mimo to nie brakowało mi niczego. Wystarczył poświęcany czas i regularne logowania, by móc losować nowe postacie z przyjemną regularnością, zawsze mieć zasoby na treningi czy zakupy przedmiotów pomocnych w bataliach.

Dokkan Battle Best Characters
Dokkan Battle Best Characters 2

Pod koniec gry nie miałem już zupełnie potrzeby przejmować się liczbą zeni na koncie, przedmiotów treningowych, medali do awakeningów. Gdy wyłączałem grę po raz ostatni, w rogu ekranu widniało jeszcze ponad 1000 Dragon Stonesów. Aż szkoda, że nie da się ich wymienić w odwrotnej transakcji na prawdziwą walutę. Byłoby z dobrych kilka tysięcy złotych, stosując sklepowy przelicznik.

Przez te pięć lat twórcy dbali, bym się nie nudził. Co i rusz rzucali nowe ciekawe karty do zdobycia i wyzwania do ukończenia. Nie wszystkie pomysły były idealne, o czym za chwilę, ale całościowo dało się zawsze znaleźć coś do zabawy. Pod koniec mojej przygody z pewnością pomagał też dodany tryb automatycznej bitwy, który przy posiadanych mocnych drużynach ułatwiał zbieranie medali. Pod tym względem Dokkan Battle będę wspominać jako produkcję niezwykle przyjazną graczowi, który chce poświęcać jej kilkanaście minut dziennie i dobrze się bawić bez wydawania pieniędzy.

Dokkan Battle Level

Co mi nie grało w Dokkan Battle

Nie jest tak, że ten tytuł w uniwersum Dragon Ball Z jest idealny pod każdym względem. Kończąc swoją przygodę, czuję, że pomimo posiadania w kolekcji kilkuset kart postaci, regularnie używałem może kilku procent z nich. Widać, że twórcy próbują coś z tym robić, projektując wyzwania wymuszające użycie konkretnych grup postaci, ale nie zmienia to faktu, że podczas mojej przygody dominowały rozgrywki z tymi samymi zespołami wojowników. To jeden ze słabszych aspektów Dokkana. Kilka gorzkich słów wypada też dodać, pisząc o momentami irytującym grindzie, gdy okazuje się, że drop danej postaci czy medalu został ustawiony na zatrważająco niskim poziomie. W teorii można szukać na to rozwiązać, jak chociażby przy poziomach, które ułatwiają nabijanie link skills, ale widziałbym tu większy ukłon w stronę graczy, którzy nie mają kilku godzin dziennie na klikanie.

To wszystko są oczywiście rzeczy do wybaczenia. Podobnie jak nieudane próby urozmaicania zabawy przez producentów. Pettan Battle i Chain Battle w teorii powinny być wyczekiwane i ogrywane za każdym razem, gdy się pojawią, a w rzeczywistości okazały się nudne i jakby nieprzemyślane. Dostrzegam w nich trochę zmarnowany potencjał na rozbudowanie Dokkan Battle o nowe elementy.

Z perspektywy dwóch tysięcy dni spędzonych z grą widzę, że jej podstawowym problemem jest właśnie brak pomysłu na rozwój. Wspomniane poboczne tryby to jedno, ale zewsząd krytykowany turniej Tenkaichi Budokai ze swoją męczącą formułą walk z botami i ganianiem się po arenach czy zmierzający jakby do nikąd model aktualizowania wojowników mają prawo budzić niepokój fanów. Co po Extreme Z-Awakeningach? Kolejny poziom? Kolejne grindowanie? Z chęcią rzucę okiem na sytuację w grze za rok, choć już tylko z pozycji emerytowanego-gracza obserwatora.

Dzięki, Dokkan Battle

To była naprawdę fajna przygoda. Rekordowa. Nie przypominam sobie tytułu, który bez przerw uruchamiałbym na kilkanaście minut przez kolejne dwa tysięcy dni. Kolekcjonowanie wojowników sprawiało masę frajdy, podobnie jak „czyszczenie” listy postaci, które czekają jeszcze na awakening. Losowanie nowych kart potrafiło emocjonować, a czasami sprawiać multum radości, gdy trafiło się w jednym rzucie kilka świetnych kart. W rekordowym, jeśli pamięć mnie nie oszukuje, złapałem pięć postaci z poziomem SSR i potencjałem na UR/LR. To był mocny kopniak endorfin i coś, co zostanie w pamięci na lata. Podobnie zresztą jak cały Dokkan Battle. Teraz swój apetyt na kolejne spotkanie z Goku i spółką będę próbował zaspokajać w grach wydawanych na różne konsole. Wyszło tego przecież niemało.

Dokkan Battle My Profile

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.