Moja kariera w FM 2016 #129: Le Grande Finale
Przegrywając z kretesem z Liverpoolem w półfinale Ligi Europy, straciliśmy szansę na trzecie potencjalne trofeum. Zostawał tylko Puchar Francji. Z uwagą obserwowałem swoich podopiecznych w pierwszych dniach po klęsce na Anfield Road, próbując odczytać ich nastroje. Szukałem potwierdzenia, że nie poddali się i nadal mają w sobie siłę, by dowieźć ten sezon do końca w dobrym stylu. A było o co walczyć, bo w Ligue 1 układ tabeli w czołówce nadal nie był jasny i klarowny.
Wygrywając 2:0 z siódmym Ajaccio, po trafieniach Bulla i Diawa, przedłużyliśmy swoje szanse na wicemistrzostwo. Mecz dał okazję na rehabilitację Accardiemu, który w Liverpoolu totalnie się pogubił. Kilka dni później pokazał dojrzałość i odporność psychiczną, grając mądrze w obronie i dwukrotnie asystując przy golach kolegów.
Walka o top 3
Niestety chwilę później przyszedł brzydki, pełen brutalnych zagrań mecz Lens – Paris FC. Owoc frustracji mojej ekipy po ostatnich ciężkich tygodniach. Gospodarze mieli powody, by czuć wobec nas niechęć po niedawnych porażkach w bezpośrednich starciach. W moich podopiecznych kipiały tłumione do tej pory emocje po ostatnich meczach. Zrobiła się kopanina, sędzia pokazał dziewięć żółtych kartek, a PFC przegrało w słabym stylu 0:1. Monaco odjechało na cztery punkty i było już tylko o krok od zapewnienia sobie drugiej lokaty na finiszu.
Dziewiętnaste w tabeli Angers nie było żadną przeszkodą. Fautario otworzył wynik, później po golu dołożyli Gaston Silva i wpuszczony na pożegnanie z kibicami Alexis Zapata. 3:1 nie wystarczyło na tytuł wicemistrza, bo Monaco pokonało 2:1 Guingamp. Zapewniało jednak podium, bo powiększyło przewagę nad Marsylią, która tylko zremisowała na wyjeździe z Saint-Etienne. Wykonaliśmy plan, a wygrywając na koniec z Bordeaux potwierdziliśmy, że po letniej przebudowie kadrowej znowu jesteśmy wśród ekip, które mogą myśleć o odebraniu mistrzowskiego tytułu Paris Saint-Germain. Kiedyś tam, w przyszłości.
Po raz trzeci w historii Paris FC zakończyło rozgrywki ligowe na trzecim miejscu. Spory postęp, gdy porównać to z możliwościami klubu jeszcze kilka lat temu. W sezonie 2023/2024 wygraliśmy 23 z 38 rozegranych spotkań i zdobyliśmy w sumie 76 punktów. Nie byliśmy bezbłędni, ale na pewno dużo groźniejsi i skuteczniejsi niż kilkanaście miesięcy wcześniej, gdy okazało się, że wieloletnia taktyka gry skrzydłami przestawała się sprawdzać. Swoje zrobiły nowe gwiazdy. W końcu mieliśmy napastnika z europejskiego topu, Moussę Diawa, który 22 razy wpisał się na listę strzelców, a także regularnego asystenta, Sokola Hodę, który zamknął rok z dwunastoma ostatnimi podaniami. Gdyby nie kontuzja, pewnie byłoby ich nawet więcej.
Historyczny sukces?
Szykując tę swoją kadrę na ostatni mecz sezonu, z Montpellier w finale Pucharu Francji, obejrzałem jeszcze decydującą potyczkę Ligi Europy. Derby Liverpoolu wygrali The Reds 2:1, co stanowiło drobne pocieszenie, bo zrobiło z nas skład, który przegrał tylko z późniejszym triumfatorem. Dawno już przestałem jednak czerpać satysfakcję z takich małych powodów do dumy. Musiałem zmienić mentalność, by nadążyć za szybkim rozwojem Paris FC. Na Stade Chariety pojawiły się większe możliwości i aspiracje.
Teraz celem był pierwszy w historii triumf w Pucharze Francji. Tradycyjnie nie mogłem mieć prostego zadania. Nigdy w Paryżu nie było łatwo i teraz też pojawiły się komplikacje. Z urazami wypadli Gaston Silva, Martinez, Le Permentier i Hoda. Kilku ważnych graczy było przemęczonych. Musiałem z konieczności przesunąć Accardiego na lewą stronę. W środku pola zaufałem trójce Gomelt-Mbodji-Balić, a przed nimi wystawiłem wracającego po krótkiej przerwie Feratiego. W ataku duet Fautario-Khaloua, a więc dwóch graczy, którzy w teorii słabo czują się jako kompletni napastnicy, ale na murawie jakoś w ogóle tego nie pokazują. Atmosfera podniosła, bo dla obu klubów to niespotykana od lat szansa. Po raz pierwszy od trzech lat w finale nie ma faworyzowanego PSG, które z reguły szybko zamykało temat.
Finał Pucharu Francji
Wynik otwiera w siedemnastej minucie nasz marokański kapitan, Khaloua, dostawiając tylko nogę do dobrze zagranej w poprzez boiska piłki. Nie dyktujemy może warunków na boisku i nie przejmujemy całkowitej kontroli, ale liczy się wynik. W 58 minucie rezultat robi się trochę gorszy, gdy Lassana Toure, widząc szczelnie zamkniętą drogę do bramki, odpuszcza rajd i uderza mocno z dwudziestu metrów. Piłka znajduje drogę w gąszczu ludzkich postaci i wpada przy słupku. Zaczynamy od nowa.
Ostatnie pół godziny nie przynosi zmian. Nikt nie myśli o wybieganych w ciągu minionego roku setkach godzin i miesiącach walki na najwyższych obrotach. Wszyscy skoncentrowani na zadaniu. W obu obozach krzątanina, ostatnie poprawki i uwagi do ustawienia. Kibice pogrążeni w dyskusjach, oglądają skróty dotychczasowych akcji i zastanawiają się, czy któryś trener ma asa w rękawie.
W dogrywce obie strony mają już ołowiane nogi, dają o sobie znać trudy miesięcy walki na najwyższym poziomie. Natury nie oszukasz. Doping z trybun niesie co bardziej ambitnych, ale żaden z nich nie jest w stanie zmienić losów tej rywalizacji w pojedynkę. Kończy się remisem 1:1. Mamy rzuty karne. Orientuję się, że przez ostatni miesiąc nawet ich specjalnie nie trenowaliśmy. Idziemy na żywioł. Mogę tylko wierzyć, że przewaga talentu i doświadczenia będzie widoczna przy tych strzałach z jedenastu metrów.
Marciano i Balić trafiają w pierwszej kolejce.
Baston przegrywa wojnę nerwów z Alexandru, a Khaloua nie daje się presji.
Pech i Mbodji trafiają.
Alende i Ferati trafiają.
Mendy i Muller… trafiają.
Stojący przy środkowej linii koledzy wyrywają do swojego młodego kompana, jak najlepsi sprinterzy świata. Tonę w uściskasz kompanów z trenerskiej ławki, którzy na moment zapominają, że wypadałoby zachować dojrzałość przy świętowaniu. A co mi tam, też daję się ponieść.
Paris FC wygrywa Puchar Francji 2023/2024!
Gablot(k)a z trofeami
Zamykamy sezon z trofeum. Dla jednych to puchar na otarcie łez, dla innych potwierdzenie rosnących możliwości klubu. Po przegranym Superpucharze Europy z Barceloną, przegranym Pucharze Ligi, tylko brązowym medalu w wyścigu po mistrzostwo kraju i nieudanej obronie tytułu w Lidze Europy, osładzamy sobie rok pracy Pucharem Francji.
Gdzieś podczas fety prezes zarządu łapie mnie na chwilę na rozmowę w cztery oczy i przypomina, że wierzy w nadchodzące lata sukcesów mojego Paris FC. Może chce pochwalić, może ostrzec przed wodą sodową, a może zapewnić, że mogę być spokojnym pracy. Nie jest zbyt wylewny i nie mówi otwarcie, zostawiając wiele w sferze domysłów.
Następnego dnia wraz z kapitanem i prezesem uroczyście umieszczamy w klubowej gablocie czwarte trofeum za mojej kadencji. Puchar Francji, mistrzostwo Ligue 2, Trophee de Champions i puchar za triumf w Lidze Europy. Niepozorna kolekcja na tle tej dowolnego giganta, ale dla mnie i osób związanych z klubem niesamowity powód do dumy. Na wieczornej gali pada wiele ciepłych słów pod adresem zespołu i zostają wręczone klubowe wyróżnienia od kibiców. Ponownie graczem roku Accardi, który w tym roku grał na poziomie 7,58 średniej ocen, zanotował 17 asyst i zdobył uznanie 68% fanów. Skromny dowódca i żmudnie pracujący na swój status legendy Paris FC chłopak.
Z optymizmem w przyszłość
Półtora tygodnia później
Wychodzę z klubowego budynku. Słońce przyjemnie ogrzewa ciało i rozświetla majestatycznie górujący nad okolicą Stade Chariety. Idę do zaparkowanego samochodu. W połowie drogi zatrzymuję się i jeszcze na chwilę odwracam, by rzucić okiem na znane już na pamięć budynki. Rozrosła się przez te lata ta klubowa infrastruktura Paris FC. Wypiękniała, jak cały klub. Dla takiej drużyny chce się przychodzić na stadion i kibice to potwierdzili w sezonie 2023/2024, zapełniając go statystycznie w 97%.
Wsiadam do auta i odpalam silnik. W radiu akurat Joe Dassin śpiewa „Champs Elysées”. Prędzej czy później autokar PFC też zrobi rundę honorową po Polach Elizejskich, dając powody do świętowania tysiącom fanów. Głęboko w to wierzę. Młoda i robiąca ogromne postępy kadra, zaplecze finansowe stawiające Paris FC nad Romą, Evertonem czy Wolfsburgiem, rozsądnie stawiający cele zarząd. To musi się udać. Chłopaki na pewno dadzą radę. O wszystkim powiem im jednak dopiero za kilka tygodni. Niech Balić, Gomelt, Wallin i Alexandru skupią się na grze dla swojego kraju na Euro 2024, a reszta odpocznie fizycznie i psychicznie na wakacjach. Przed nimi kolejny sezon walki o najwyższe cele. Na pewno sobie poradzą. A ja na pewno z chęcią obejrzę ich w Lidze Mistrzów. W tym sezonie i w każdym kolejnym. To była naprawdę fantastyczna przygoda.
Zdecydowałem, że sezon 2023/2024 będzie ostatnim, w którym prowadziłem Paris FC w Football Manager 2016. Pora na nowe wyzwania, już w najnowszej edycji FM-a. Niedługo jeszcze na blogu znajdziecie krótkie podsumowanie tej długiej kariery, którą zacząłem w Hiszpanii, ale przez większość czasu spędziłem we Francji. Zapraszam jeszcze na profile Gralingradu na Facebooku, Twitterze, Instagramie iYouTube! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.