Moja kariera w FM 2016 #126: Kontratak czy kontrola?

Kariera Football Manager

Kwiecień miesiącem uzyskiwania odpowiedzi. Tych na temat możliwości obecnej kadry Paris FC oraz tych dotyczących moich umiejętności trenerskich. Taka mini sesja na studiach, ale bez możliwości podejścia do poprawek. Każdy uwalony egzamin oznaczał koniec marzeń o jednym trofeum.

Zaczęło się to wszystko od finałowej batalii z AS Monaco w Pucharze Ligi. Bukmacherzy mieli twardy orzech do zgryzienia, bo stosunkowo niewiele dzieliło obie jedenastki i żadna nie wyglądała na choćby lekkiego faworyta. Miały decydować niuanse, ewentualnie wybitne występy pojedynczych piłkarzy.

Osiem minut optymizmu

Pierwsza połowa nie przyniosła obserwatorom żadnych informacji. Nikt nie szalał na boisku i nikt nie popełniał dużych błędów. Kibice na trybunach i ci wszyscy śledzący transmisję w internecie czy telewizji mogli nawet przewidywać dogrywkę i karne, jak nic się nie zmieni. W 60 minucie Elias Delpierre popełnił jednak poważny błąd, źle wymierzył swój atak na piłkę i ściął rywala równo z trawą. Sędzia się nie wahał – wyciągnął i pokazał z całą stanowczością czerwony kartonik. Pojawił się faworyt do zwycięstwa.

Byliśmy nim przez osiem minut. Potem lukę w obronie wykorzystał Rene Tresor i niespodziewanie to Monako otworzyło wynik. Jęk zawodu kibiców Paryża będę słyszał pewnie jeszcze długo, tak charakterystyczny i wwiercający się był w pamięć. Próbowałem zmobilizować chłopaków, ale tego dnia grali najwyżej przyzwoicie. Brakowało polotu, magii w rozegraniu, by zmusić zmobilizowanych do maksimum przeciwników.

Porażka z Monaco

Nie dość, że przegraliśmy finał, grając pół godziny w przewadze, to zakończyliśmy spotkanie z zaledwie jednym celnym strzałem na bramkę. Duet Diaw i Hoda, stanowiący w poprzednich tygodniach tak często postrach defensyw i bramkarzy, zagrał najsłabszy mecz odkąd pamiętam.

Byku nie tylko pokrył

Pierwszy test oblany i to jeszcze w stylu tak kiepskim, że aż dającym pożywkę mediom i powodu do złości co mniej cierpliwym fanom ze Stade Chariety. Lepiej było ich już bardziej nie prowokować. Tymczasem do stolicy Francji już cztery dni później zawitała Fiorentina, by stoczyć pierwszą ćwierćfinałową bitwę Ligi Europy.

Niespodziewana niemoc w ataku niestety nadal nas trzymała. Rozegranie się nie kleiło, napastnicy nie potrafili wyczuć właściwego momentu podania i kończyli regularnie na spalonym. Trzy celne strzały w dziewięćdziesiąt minut były wynikiem niegodnym Paris FC walczącego do niedawna na czterech frontach. Mimo tej chwilowej, trudnej do zidentyfikowania słabości, tego wieczora zrealizowaliśmy mimo wszystko plan minimum. Joe Bull wziął sprawy w swoje ręce i w 93 minucie posłał ostry strzał z 21 metrów, zaskakując zbyt głęboko cofniętą obronę i zasłoniętego bramkarza. Zniechęceni i rozczarowani kibice mogli się rozbudzić, a ci już wyjeżdżający z parkingu pod stadionem, zakląć, że tym razem zabrakło im cierpliwości.

Zwycięstwo z Fiorentiną

Nim udaliśmy się do Włoch na rewanż, ograliśmy jeszcze pewnie Montpellier w Ligue 1 3:1. Hat-trickiem popisał się Khaloua, uspokajając nieco atmosferę wokół zespołu. Sam też odetchnąłem, że może jednak piłkarze nagle nie zostali pozbawieni swojego niedawnego błysku. Pozostało zdecydować, jak zagrać na Artemio Franchi w bajecznej Florencji.

Sytuacja w Ligue 1

Strategia na rewanż

Postawić na solidną defensywę i spróbować dowieźć 1:0?

Zagrać z kontry, licząc na szybkie i sprawne ciosy nokautujące ofensywnie grających gospodarzy?

A może wyjść pewnym swoich umiejętności, z zamiarem kontrolowania sytuacji na boisku?

Każda opcja wydawała się mieć dobre i złe strony. Do tej pory w takich sytuacjach często wybierałem strategie bezpieczniejsze, kalkulując i kombinując. Teraz to też nie był najgorszy pomysł, wszak klubowi napastnicy przechodzili drobny kryzys i mogli nie podołać wyzwaniu strzelenia kilku goli Włochom.

Z tyłu głowy miałem jednak czarny scenariusz, w którym oblewam drugi kwietniowy egzamin, przegrywając mecz do zera i ze wstydliwą liczbą oddanych na bramkę celnych strzałów. Jeśli już mamy wypaść z europejskich pucharów, to pokażmy charakter, który nas do tego ćwierćfinału doprowadził, a w zeszłym roku pozwolił cały turniej wygrać.

Kwadrans nie tylko na kawę

Postawiłem na kontrolę.

Fiorentina zaczęła mocno, ale po kwadransie wyglądała jak amerykański farmer, któremu tornado właśnie porwało chałupę. Diaw trafił w 13, a Khaloua w 15 minucie, dając nam bezpieczną przewagę i pozycję, by naprawdę kontrolować sytuację na boisku. Po takich mocnych ciosach nie tylko piłkarze stracili rezon, ale trybuny też przycichły. Nie taki był plan Włochów na ten wieczór. Do przerwy w dwumeczu 3:0 dla PFC…

Nie przegap nowego epizodu –  obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.

<——- Poprzedni odcinek Następny odcinek —>

<—— Początek serii

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.