Mizeria FM19 #50: 8-letnia dominacja Slovana
Zostawmy okres przygotowawczy, bo wobec nadchodzącej rywalizacji o mistrzowski tytuł na Słowacji, prezentował się on równie ciekawie, co ramówka TVP Info przy ofercie Netfliksa. Zmagania w rundzie zasadniczej wznawiano, po typowo błotnisto-brzydkiej zimie w kraju, na obiekcie Żyliny.
Dobrze, że nie został kierowcą TIR-a
To właśnie tam Spartak musiał zdać pierwszy test, radząc sobie na niełatwym terenie drużyny, która raczej już tylko teoretycznie liczyła się w walce o czołowe lokaty. Przedziwna strategia a la Mourinho na Barcelonę o dziwo przyniosła efekt i przyjezdni wygrali 1:0. Gol Zemana wystarczył, by autobus zaparkowany przez Kovaca na bramce, Udeha i Bily’ego w obronie oraz defensywnego pomocnika Hrovata wytrzymał napór. Tym samym czołowa trójka w tej kolejce solidarnie odjechała reszcie stawki, mając 42, 41 i 38 punktów wobec 30 kolejnej ekipy w tabeli. Przy tym stoliku do brydża zostawało trzech chętnych na pełną pulę.
Dunajska i Slovan w tym momencie trzymali się mocno sprawdzonych rozwiązań, byle tylko do minimum ograniczyć potencjalne wpadki. Mizeria jednak nigdy nie był takim szkoleniowcem. On rozsądek zostawiał rano pod poduszką i można tylko dziękować Bogu, że wybrał tak spokojny i niegroźny dla innych zawód. Jako kierowca TIR-a, miałby dużo większe możliwości, by narozrabiać. Trener Spartaka wciąż szukał, wciąż mieszał. Na nisko notowaną Skalicę wystawił formację „przekrzywioną”, w której symetria została zburzona przesunięciem jednego środkowego pomocnika na lewe skrzydło. A wszystko po to, by dać też szansę marnującemu się na ławce Hebelowi. Zawodnik odwdzięczył się za to dwoma golami. Z karnych, bo z karnych, ale mniejsza o to. Stach wcale go nie wyznaczył specjalnie, by uniknąć głosów krytyki.
To był jednak ostatni jasny punkt finiszu rundy zasadniczej dla społeczności Trnawy, która w dwóch kolejnych potyczkach widziała drużynę remisującą na wyjeździe ze Senicą i dostającą w plecy od Michalovce 1:3. Slovan nie zmarnował tych prezentów, choć wraz z Dunajską też nie uniknął zgubionych punktów.
Prawie jak Niemcy, ale z Bratysławy
Kibice Spartaka, widząc na szczycie tabeli znienawidzonego rywala, który od lat z dumą nosi mistrzowską koronę, nie mieli zbyt wiele powodów do optymizmu. Kolejny raz wszystko wskazywało na znajomy scenariusz. Ktoś tam próbuje, ktoś tam się stara, ale koniec końców wygrywają ci sami Niemcy. Znaczy piłkarze z Bratysławy.
Stach nie zamierzał jednak pozwalać, by nastroje na trybunach siadły i sprezentował fanom najlepszy możliwy dopalacz. W ćwierćfinale krajowego pucharu osobiście wywalił Slovana za burtę, ogrywając go 1:0 po trafieniu wypożyczonego z Czech Zemana. Nie będzie podwójnej korony, proszę państwa! – wydzierał się komentator, nie mogąc uwierzyć własnym oczom w wydarzenia na murawie. A w sercach kibiców zakwitła nadzieja.
Parę dni później Spartak zdemolował na wyjeździe 3:0 Rużomberok, z którym zresztą za moment znów miał zagrać w półfinale pucharu. Tymczasem Slovan, dziwnie zagubiony, potknął się z Senicą. W tabeli oba kluby zrównały się na poziomie 49 oczek. Po jednej stronie był ambitny kolektyw Mizerii – na to wskazywały zresztą indywidualne statystyki ligowe, w których próżno było na topowych miejscach szukać graczy z Trnawy. Po drugiej były gwiazdy wyceniane na setki tysięcy euro, zaprawione w bojach i przyzwyczajone do dominacji na krajowym podwórku.
Bitwa na szczycie – odcinek kolejny
Slovan czuł presję, ale nie okazywał jej rywalowi. Rużomberok odprawił z kwitkiem, zmuszając do wysiłku Spartaka, który tymczasem musiał wysilać się z Żyliną podwójnie, bo Dvorak w 25 minucie postanowił głupio osłabić własny zespół. Od czego jednak ma się wypożyczonego Korola – jego trafienie w 81 minucie oznaczało komplet punktów wywalczony w dziesiątkę.
Następna miała być szlagierowa potyczka w Trnawie. Spartak mógł ugościć mistrza, który wyraźnie pałał żądzą rewanżu za pucharową krzywdę. Włodarze gości zasiadali na trybunach spokojni. Na razie nie uruchamiali jeszcze swoich kontaktów. Zostawiali wynik w nogach piłkarzy, który pobierali sute wypłaty i prezentowali zdecydowanie największą w lidze jakość. Tej jednak nie wystarczyło na tyle, by wygrać tę potyczkę. Znów za skórę zalazł przyjezdnym Zeman, otwierając wynik w 10 minucie. Labojko wyrównał zaraz po zmianie stron, ale nikt ze Slovana już nie dorzucił bramki numer dwa. Z remisu skrzętnie skorzystała za to cichutka Dunajska, która pokonała 3:2 Rużomberok i doskoczyła do obu konkurentów na odległość trzech oczek.
Przerwać dominację Slovana
Mogła marzyć, wyobrażać sobie piękny filmowy scenariusz, w którym godzi dwie zwaśnione strony, sama wstępując na tron. Walec rozjechał jednak te aspiracje. Stach zamówił jeszcze spychacz, by wepchnął zdemolowane plany rywala do pobliskiego rowu. W bezpośrednim starciu obu kandydatów do mistrzostwa Spartak rozgromił Dunajską na jej obiekcie 5:1! Strzelanie zaczął gospodarz, Tretyakov, już w 4 minucie, ale jak już do głosu doszli goście, to nie było co zbierać. Havelka w 36, a później Zeman w 63, Korol w 72, Zeman ledwie sekundy później i jeszcze Nemec w 78 minucie. Nikt się tego nie spodziewał. W Bratysławie wtedy już zrozumieli, że żarty się skończyły i tytuł może być naprawdę zagrożony.
Rozpoczynała się batalia o przerwanie 8-letniej dominacji Slovana Bratysława na Słowacji.
Przewaga doświadczenia i czysto piłkarskich umiejętności nadal leżała po stronie obrońcy tytułu, ale nawet najbardziej szanowani eksperci ze Słowacji nie byli tym razem pewni, że to mu wystarczy. Na jego korzyść działał nieco fakt, że Spartak rywalizował jeszcze na dwóch frontach, bo akurat w tym sezonie notował również niezłą passę pucharową. Dodatkowe minuty w nogach młodych zawodników mogły im zaciążyć na samym finiszu, dając potrzebne miejsce Slovanowi.
Kusząca podwójna korona
Stach nie zamartwiał się na zapas. Nie miał tego w zwyczaju. Rotował regularnie wyjściowym składem, więc jego zdaniem nikt nie miał prawa czuć się przemęczonym. Wszystkich niosła też euforia, zapach sukcesu, który majaczył na horyzoncie. Nieprzyzwyczajeni do porażek w takich długich wyścigach młodzicy nie dopuszczali do siebie myśli, że sen o mistrzostwie może się nie ziścić.
Nikt nie zamierzał przy tym rezygnować z niepowtarzalnej szansy na podwójną koronę. Ach, co to byłaby za detronizacja Slovana, gdyby Spartak odebrał mu oba trofea. Piłkarze nie odpuszczali więc i w dwumeczu z Rużomberokiem dali z siebie naprawdę wiele. To wystarczyło, choć od odpadnięcia dzieliło ich niewiele. W pierwszym meczu, na wyjeździe, zespół z Trnawy przegrał 1:2, tracąc remis w 81 minucie, kiedy futbolówkę do siatki wpakował Anto Grgic. Cenny gol na wyjeździe i wizja rewanżu przed własną publicznością dawały jednak mocne karty w drugim rozdaniu Mizerii. Trener postawił na sprawdzone nazwiska i tym razem nie kombinował z ustawieniem. Piłkarze musieli tylko zagrać po swojemu, jak niejeden raz w tym sezonie.
Czeski talent Jan Zeman
Dominacja była niezaprzeczalna, ale Rużomberok bronił się mądrze i szczęśliwie. Ostatecznie przegrał tylko 0:1, a kluczowe trafienie znów zanotował gracz wypożyczony do Trnawy – Czech Zeman. Bramka na wyjeździe w pierwszym meczu wystarczyła. Kibice byli zachwyceni, bo w finale czekała ich ukochanego Spartaka potyczka z sensacją rozgrywek – Petrzałką. Miała ona może na koncie kilka robiących wrażenie skalpów, ale półfinał dobitnie pokazał, że nadal jest ekipą z niższej ligi. Dwumecz z drugoligową Nitrą zakończyła wynikiem remisowym – 4:4, w rewanżu spektakularnie trwoniąc trzybramkową zaliczkę z pierwszej konfrontacji. Spartak po prostu musiał to wygrać. Nikt w klubie nie dopuszczał innej możliwości.
Ojcem sukcesu został Zeman. W finale potwierdził niemałe umiejętności hat-trickiem, dając Spartakowi Trnawa pierwsze trofeum od lat. To było zdecydowanie najlepsze wypożyczenie do ligi słowackiej od dekady. Żaden inny piłkarz nie miał takich statystyk, ale przede wszystkim takiego wpływu na drużynę. Jedyne co mogło martwić sceptyków, to fakt, że szanse na jego dołączenie do klubu na stałe były znikome. Nie tylko ze względu na ograniczenia finansowe, ale przede wszystkim na świadomość talentu samego zawodnika. Dobrze wiedział, że może osiągnąć wiele i raczej nie planował zbyt długo gwiazdorzyć w mało renomowanej lidze słowackiej.
Wrócić do Czech chciał jednak z pewnością jako król i wielki bohater całej Trnawy. Czy zapewnił zespołowi mistrzostwo? O tym w następnym odcinku!
Mizeria FM19 to kariera polskiego trenera-obieżyświata. Dorastał na Haiti i tam postanowił zostać nowym Kazimierzem Górskim. Stach Mizeria rozpoczął swoją przygodę w Puszczy Niepołomice, a później trafił do Zagłębia Sosnowiec. Widząc pusty trybuny miejscowego stadionu, zwątpił w szansę powodzenia projektu i wyjechał na Słowację, gdzie trafił do Spartaka Trnawa. Jego kolejne perypetie będziecie mogli śledzić w opowiadaniu w Gralingradzie. Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, żebym mógł zarwać nockę na kolejną partyjkę z Football Managerem. 🙂
<—— Kariera FM 19: Stacha marzenia o mistrzowskim tytule na Słowacji
Kariera FM 19: Stach i mecz sezonu z czerwoną kartką w tle —->
<—– Pierwszy odcinek kariery Stacha Mizerii w Football Manager 2019