Mario+Rabbids: Donkey Kong Adventure #1
Dawno, dawno temu była sobie pewna pralka. Stała cichutko na uboczu Grzybowego Królestwa, nikomu nie wadząc. Niewielu wiedziało, że skrywa w sobie wielką moc i jest portalem do innych krain. Zmieniło się to pewnego dnia, kiedy zainteresowała się nią grupa wyjątkowo nierozważnych kórlików.
Rola pierwszoplanowa
Chaotycznie naciskane przyciski i potężne grzmotnięcie w wyświetlacz Rabbid Konga wstrząsnęły mechanizmem, ale nie wystarczyły, by uwolnić magiczną siłę. Skumulowały jednak energię, która wybuchła, jak tylko kórlicza księżniczka Peach podłączyła do wtyczki ładowarkę swojego telefonu. Na niebie rozbłysnął portal i niczym potężny morski wir wciągnął pralkę, a także grupę przerażonych kórlików. Zniknęli w mignięciu światła na oczach Mario i innych mieszkańców królestwa.
I choć wąsaty bohater w czerwonym kubraczku bardzo chciał, nie mógł ruszyć im z pomocą. W tej opowieści głównym aktorem był ktoś zupełnie inny. O wiele bardziej włochaty.
Powitanie przez tubylców
Pędząca z ogromną prędkością pralka zbliżała się w kierunku ziemi. Siła pędu rozerwała poszycie i sprawiła, że konstrukcja rozpadała się na wiele elementów nad niebem tropikalnej wyspy. Poszczególne części uderzyły z impetem w piasek, zatrzymały się w pobliżu zielonych palm i z chlupotem trafiły do lazurowej wody.
Beep-O z trudem wygramolił się spod piasku. Ocknął się obok nadal mocno zdezorientowanej kórliczej Peach. Widok oderwanego kawałka pralki przeraził go. – Nigdy nie wrócimy do domu! – krzyknął w panice.
Za moment spostrzegł krzątającą się obok dużą grupę tubylców. Byli tak skupieni na przenoszeniu i układaniu kiści bananów, że do tej pory nie zauważyli przybyszów z innego wymiaru. Kiedy Beep-O ich zawołał, błyskawicznie zwarli szyki, wyciągając swoje podręczne wyrzutnie pocisków.
Należy zebrać drużynę?
Byli otoczeni i bez czegokolwiek, co mogło im pomóc się bronić. Sytuacja wyglądała źle. Wtem ktoś nagle głośno ryknął, a niebo przesłonił duży cień. Na ratunek przybywał im potężny goryl o brązowej sierści w gustownym czerwonym krawacie pod szyją. Rach, ciach uporał się ze sforą tubylców. Za moment do grupy dołączył drugi z nowych kompanów – staruszek kórlik z długą siwą brodą, w której skrywał nawet wyrzutnię dla kórliczej księżniczki. Obaj trafili na tropikalną wyspę za sprawą Megabuga, kiedy ten ożywiał kolejne przedmioty i figurki z pokoju genialnej naukowiec. Teraz wreszcie pojawiała się przed nimi szansa, by powrócić do domu.
Wyruszyli po części pralki z werwą, choć drużynę tworzyli przedziwną. Niepozorna grupa wyglądała na taką, której kuku zrobić może nawet wygłodniały ślimak czy mająca zły humor ważka. Kiedy jednak drogę zastępowały im niezbyt przyjaźnie nastawione kórliki z wyspy, radzili sobie bardzo dobrze. Donkey Kong poruszał się niezwykle szybko po placu boju, skacząc pomiędzy wzniesieniami na lianach i zarzucając przeciwników bananem zachowującym się jak bumerang. Jego siła i zręczność dudniła w uszach złym kórlikom, na które zrzucał beczki z różną zawartością, skrzynki, a czasami nawet ich pochwyconych chwilę wcześniej kompanów.
Nawet staruszek ze skrzypiącym kręgosłupem dotrzymywał tempa w bitwach. Jak już wystrzelił ze swojej śrutówki, to dziurawił majtki wrogów niczym ser szwajcarski. Do tego potrafił zapomnieć się w opowieściach o czasach minionych, które skutkowały powalającą wrogów sennością.
Zatruty banan
I tak grupa napierała przed siebie aż dotarła do Rabbid Konga. Przerośniętego kórlika, który miał się za goryla. Księżniczka zupełnie zapomniała, że jakiś czas temu potraktowała go wyjątkowo perfidnie, zrzucając z klockowej wieży i uwieczniając cały wstydliwy upadek na słodkich fotkach strzelonych aparatem telefonu. Kong też o tym nie pamiętał. Do czasu aż różowy kolor i zmanierowany uśmiech nie dokonały wielkiego wybuchu w jego czaszce. A w zasadzie to przypomniał sobie, kiedy jedna kuleczka w mózgu uderzyła w drugą, aktywując wspomnienia. Ciało zareagowało błyskawicznie, wgniatając kórliczą Peach w błotniste podłoże.
Zniosła to z godnością, choć w środku gotowało się w niej, jakby była czajnikiem elektrycznym. Ta złość pomogła jej na placu boju, gdy przyszło do wyeliminowania kompanów Rabbid Konga i zniszczeniu pilnowanych przez nich stosów zepsutych wirusem bananów.
Czym były te połyskujące niepokojącą barwą owoce? W toku dalszej wyprawy czworo herosów zorientowało się, że mają one duży i wyjątkowo niedobry wpływ na mieszkańców tropikalnej wyspy. Pod ich wpływem tubylcy zachowują się agresywnie (jak zawsze), są złośliwi (jak na co dzień), nieprzyjemni wobec przybyszów (zdarzało się wcześniej), a przy tym wewnętrznie skłóceni (egoiści). Banany budziły w nich najgorsze cechy, choć może uczciwiej byłoby powiedzieć, że po prostu wyciągały je na wierzch.
Side Eye
Przykładem tego niekorzystnego wpływu był obżartuch Boczne Oko, Side Eye, który wcinał całe półmiski owoców przed obślinioną i wygłodniałą publiką. Z nikim nie chciał się dzielić i nawet potrafił złośliwie sobie z mniejszych pobratymców, niezdolnych stawić mu czoła, żartować. W obliczu zagrożenia ze strony nieznajomych, przypominający rekina młota kórlik chwycił za swój wielki oręż. Zrobił to jednak tylko po to, by bronić przysmaków.
Skrywał się za skrzyniami i groził rzucanym z dużą siłą młotem, który wracał do niego jak bumerang. Tchórzliwa taktyka okazała się całkiem skuteczna i sprawiła trojgu herosów niemałe kłopoty. Gdyby nie uważność staruszka z kuszo-strzelbą, prawdopodobnie zdołałby nawet powalić samego Donkey Konga. Emeryt przebudził się jednak w dobrej chwili, by nafaszerować grubaska śrutem, kiedy ten akurat przymierzał się do kolejnego ataku. Równo z tym ciosem, osiłek zmienił się nagle w małego i niepozornego kórliczka, który grzecznie oddał pierwszy z dwóch kluczy do zamkniętych wrót prowadzących na inną część wyspy.
Pozostało jeszcze odnaleźć drugi…
Donkey Kong Adventure to dodatek do gry Mario+Rabbids: Kingdom Battle, który przenosi graczy na tropikalną wyspę i oddaje do dyspozycji plejadę nowych postaci. Jakie niespodzianki ma dla posiadaczy Nintendo Switch i czy opowiada jakąś historię – o tym przeczytasz w krótkiej relacji w formie opowiadania w Gralingradzie!
Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli wygrać kolejne taktyczne bitwy z kórlikami. Dzięki z góry!