Legendy For Honor #1: Strażnik
Mawiają, że za każdym konfliktem stoi czyjaś ignorancja. Tę średniowieczną krainę krwawe wojny wyniszczały już tak długo, że tylko nieliczni pozostający przy życiu starcy potrafili wskazać ostatni czas względnego pokoju. Dziesięciolecia temu, chcąc położyć kres walkom, powołano więc klany, które miały ustabilizować sytuację i zapobiec niepotrzebnym rozlewom krwi. Nie minęło wiele, nim i one uległy pokusom dostatków, rozpętując pierwsze wojny.
Strażnik strażnikowi nierówny
Strażnicy byli po prawdzie godną reprezentacją ludzkiej cywilizacji. Nie brakowało w ich szeregach wojowników honorowych i dzielnych, którym warto byłoby stawiać pomniki i dedykować poematy. Obok nich egzystowały jednak jednostki słabe. Nie pod względem siły i umiejętności, ale charakteru. Łatwo ulegające pokusom, podatne na wpływy, pozbawione moralnego kompasu i twardego kręgosłupa. W każdym legionie dało się znaleźć tak tych dobrych mistrzów miecza, jak i ich karykaturalnie mroczne odpowiedniki, jakby żywcem wyjęte z kart baśni.
Strażnik, o którym chcę Wam opowiedzieć, zdecydowanie należał do grona tych praworządnych rycerzy. Żył w zgodzie z własnym sumieniem i wpojonym za młodu kodeksem wartości. Choć, odkąd pamiętał, celnymi cięciami dzierżonego w silnej ręce miecza odbierał innym życie, szanował wartość istnienia i stawiał do walki tylko wtedy, gdy musiał. Los jednak lubi sprawdzać takich ludzi i poddawać ich torturom dużo gorszym od tych przewidzianych dla zdrajców i złodziei.
Zdrajca Deubeny
Splot rozmaitych zdarzeń sprawił, że Strażnik trafił pod skrzydła Hervisa Deubeny’ego. Miało to miejsce niedługo po tym, jak ten wypowiedział posłuszeństwo Klanowi Czarnego Kamienia. Mamiony wizją absolutnej władzy i dobrobytu, pociągnął za sobą Żelazny Legion, narażając się na gniew najokrutniejszej przywódczyni, jaką widziała ta ziemia – samej Apollyon. Ignorując zdrowy rozsądek, zabrał jej nie tylko wartościowych wojowników, ale też cenne zapasy i bogactwa. To było aż nadto, by sprowokować kolejny rozlew krwi.
Apollyon wysłała po głowę zdrajcy zaufanego Holdena Crossa, który od miesięcy wiernie wykonywał wszystkie jej rozkazy. Bezbłędny, bezlitosny, opanowany, ale i sprawiedliwy, miał posłuch u rycerzy, którzy byli gotowi za niego ginąć nawet setki kilometrów od rodzinnych stron. Tym razem Cross zapukał do drzwi twierdzy Deubeny’ego, pragnąc tylko ograniczyć liczbę ofiar do niezbędnego minimum. Jego jedynym celem był zdrajca po drugiej stronie murów.
Obrona twierdzy
Deubeny miał jednak kilka asów w rękawie. Stara twierdza zapewniała wystarczającą przewagę broniącym, a on sam miał spore doświadczenie jako strateg, by właściwie zarządzać dostępnymi siłami. Poza tym mógł liczyć na pomoc Strażnika, który w pojedynkę był w stanie zatrzymać nawet spory oddział atakujących. To wszystko sprawiło, że plan Crossa, by sprawnie zakończyć misję, mocno się komplikował.
W końcu jednak atakującym udało się zrobić wyłom w murze i przedrzeć na dziedziniec. To dało Holdenowi wystarczająco wiele czasu i przestrzeni, by wraz z taranem rozbić główną bramę. Brutalna rzeź była na horyzoncie, ale Cross nie zamierzał celebrować zwycięstwa, topiąc twierdzę we krwi. On chciał tylko Deubeny’ego.
Pojedynek o życie
Hervis był jednak zbyt sprytny i za bardzo cenił swoje życie, by stanąć do honorowego pojedynku z podwładnym Apollyon. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest bez szans z silniejszym i bardziej doświadczonym w tego rodzaju starciach przeciwnikiem. Cross zaproponował mu, szukając wszelkich sposobów na powstrzymanie niepotrzebnego rozlewu krwi, walkę ze swoim zastępcą. Do końca nie wiadomo, czy Deubeny bardziej wystraszył się ujmy na honorze w przypadku porażki, czy aż tak bał się o swoje życie, ale odmówił. Wystawił do walki Strażnika – nieznajomego, którego widział może w walce dwa razy. Akt rozpaczy czy przejaw doskonałej inteligencji?
Deubeny postawił życie na szali i zagrał najbardziej ryzykownie, jak mógł. Opłaciło się to, bo zachował życie. Strażnik zwyciężył, robiąc wrażenie spokojem i umiejętnościami. Sparował każdy atak swojego przeciwnika, a parokrotnie doskonale skontrował, wykorzystując uderzenie barkiem i opuszczoną gardę oszołomionego wroga. By nie dopuścić do pogłosek o porażce rycerza Legionu Czarnego Kamienia z nieznanym rywalem, Cross pasował Strażnika na rycerza i wcielił w szeregi legionu. Tak rozpoczęła się legenda, która przekazywana jest po dziś dzień.
Wierny sługa
Strażnik szybko zaskarbił sobie sympatię i zaufanie towarzyszy, którzy dostrzegli jego charyzmę i oddanie sprawie. Zawsze gotowy do walki i wierny ideałom, błyskawicznie zyskiwał na znaczeniu w szeregach czarnokamiennych. Samą Apollyon miał okazję poznać po raz pierwszy niedługo po tym, jak rozpoczęła swoją kampanię przeciwko wikingom. Szczytny cel ochrony niewinnych mieszkańców dalekich rubieży przed bezlitosnymi bestiami z północy doskonale współgrał z życiową misją Strażnika, który obiecał dbać o słabszych i bezbronnych. Nie minęło jednak wiele dni, nim w głowie rycerza zaczęły pojawiać się pierwsze wątpliwości.
Apollyon nie ceniła ludzkiego życia w ten sam sposób. Dla niej liczyli się tylko ci, którzy potrafili o siebie zadbać i bronić swojego prawa do wykonania kolejnego oddechu. Jeńców wojennych, którzy pokornie wyczekiwali na gest łaski, potrafiła stracić bez mrugnięcia okiem. Nie było to zgodne z kodeksem Strażnika, ale jeśli miało służyć większemu dobru, był w stanie to zaakceptować.
Po złej stronie barykady
Wszystko zmieniło się jednak po kilkunastu miesiącach, gdy wojska legionu dotarły do portu Svengard. Apollyon misternie zaplanowała atak na ten rzekomo kluczowy punkt wszystkich wypraw wikingów, pragnąc przynajmniej na jakiś czas zapobiec kolejnym grabieżom i mordom na niewinnych mieszkańcach południa.
Rycerze zjawili się u bram wioski doskonale przygotowani. Apollyon wiedziała, jak zarządzać swoim wojskiem, by utrzymać wysokie morale nawet w niesprzyjających warunkach północy. Pomagali jej w tym wydatnie darzeni szacunkiem przez zwykłych wojowników podkomendni, z Holdenem Crossem i Strażnikiem na czele. To było ich ostatnie wspólne wykonywane zadanie.
Stojący na czele obrońców portu jarl Gudmundr zdawał sobie sprawę, że nie ma szans powstrzymać najazdu. O progresie wojsk Apollyon słyszał od dawna, ale nie spodziewał się ataku na spichlerze, gdy tymczasem wokół roiło się od dużo groźniejszych dla rycerzy obozowisk wikingów. Przecenił wroga, zakładając, że nie dopuści się tak haniebnego czynu, niosąc na sztandarach wielkie hasła.
Strażnik zrozumiał plan Apollyon zbyt późno. Młyny wokół stały już w płomieniach, a ciała pracujących w nich na co dzień ludzi wypełniły ulice. To nie był atak na port, a zwyczajna kradzież zapasów, które dla społeczności wikingów stanowią gwarancję przetrwania, gdy nadejdzie zima. Zobowiązany złożoną przysięgą, Strażnik ślepo podążał za przywódczynią, która zaprowadziła go w mroczne odmęty wojny.
Stojąc nad ciałem Gudmundra, otoczony przez zwłoki jego wilków oraz trawione przez ogień domy i spichlerze, Strażnik pojął swój błąd. Po czasie dopiero dostrzegł prawdziwe znaczenie słów, które wypowiedział lata wcześniej, przyłączając się do bractwa. Obiecywał walczyć o pokój, a właśnie przyłożył miecz do wojny, która miała zmienić życie milionów. Wielu rycerzy w takim momencie odtrąciłoby zasady i dało się ponieść nurtowi, ulegając pokusie łatwych bogactw. Inni odebraliby sobie życie, strawieni przez wyrzuty sumienia. Nie Strażnik. On chciał zadośćuczynić i nie dopuścić do zniszczenia krainy przez trwającą dekady wojnę. Był sam przeciw wszystkim, ale wierzył, że nie jest bez szans.
By jednak wypełniło się jego przeznaczenie, musiał jeszcze cierpliwie poczekać na przybycie niespodziewanych towarzyszów broni…
For Honor to trzecioosobowa gra akcji osadzona w realiach historycznych, w której obok trybu fabularnego, z którego relację możecie przeczytać w legendach na blogu, tysiące graczy mogą zmierzyć się na wirtualnych polach bitew w trybach sieciowych. Chcesz poznać kolejne legendy For Honor? Znajdziesz je w Gralingradzie. Informacje o nowych opowiadaniach pojawiają się na Facebooku, Twitterze, Instagramie – zajrzyj też do sekcji audiobooków na YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, jeśli doceniasz włożony trud i lubisz wspominać dawne hity!