GRID Autosport #19: Zmagania zespołowe
Zabawa się skończyła. Ktokolwiek pamiętał sezon 2021 Formuły 1 i rywalizację Red Bulla z Mercedesem, ten wiedział, że w tym przypadku na torze nie będzie okazywania litości. Ravenwest i Monster Energy weszły na wojenną ścieżkę i zamierzały stosować wszelkie dozwolone chwyty, by zmagania w Street Circuit World Masters zakończyć przed konkurentem.
Zasłona na Hattan
Można powiedzieć, że rękawice pierwsi zrzucili kierowcy Ravenwest, twardo walcząc o swoje w otwierających rundach pucharu. Brucevsky i Fourie nie pozostali im dłużni i w Dubaju, na torze Hattan, odpłacili pięknym za nadobne. Fourie robił wszystko i nie oszczędzał przy tym swojego samochodu, stanowiąc ruchomą barykadę na pozycji numer pięć. Jego uporczywość pozwoliła Brucevsky’emu pewnie przebić się na pierwszą lokatę i odjechać od głównych konkurentów. Mógł skupić się na odpowiednim przejeżdżaniu trudnego odcinka po promenadzie, gdzie używanie hamulca oznaczało z reguły niekontrolowane poślizgi. Ten fragment wymagał mistrzowskiego operowania gazem i spokoju, który Polak otrzymał od partnera.
W Waszyngtonie kibice liczyli na wiele, ale było tam, na tle dotychczasowych zmagań, bardzo spokojnie. Może to efekt słabszej dyspozycji Brucevsky’ego, który jako jeden z najwolniejszych w stawce dowlókł się na ósmym miejscu. Może też mało udany wyścig w wykonaniu McKane’a, który dotarł piąty. Zabrakło bezpośredniej walki, a cieszył się z tego jedynie Mahmoud, który utrzymał wysoki poziom i sięgnął po cenny triumf.
W tym momencie Brucevsky miał w klasyfikacji generalnej mistrzostw 152 punkty, McKane 134, a Mahmoud 132.
Zniszczenia w Barcelonie
W Barcelonie Ravenwest odpłacił się za zespołową grę rywali z Dubaju. Tym razem to Mahmoud wziął na siebie ciężar wykonywania brudnej roboty, choć niektórzy powiedzieliby, że zrobił to dla czystej satysfakcji. Agresywnie atakując polskiego oponenta na początku zmagań, zdemolował mu samochód na tyle dotkliwie, że ten musiał męczyć się z prowadzeniem hondy przez sześć z ośmiu kółek. W efekcie McKane gładko sięgnął po triumf, a sam Mahmoud i tak swoje wywalczył, bo dojechał siódmy. Dopiero za nim linię mety przekroczył Brucevsky. To oznaczało, że przed ostatnim rozdaniem przewaga Polaka nad McKane’em wynosiła już tylko trzy oczka. Mahmoud z kolei tracił ich aż osiemnaście, co praktycznie eliminowało go z mistrzowskiego rozdania.
Szejkowie z Dubaju właśnie po to wykupili sobie miejsce, wielki finał zawodów na zakończenie sezonu w na ich podwórku. Liczyli, że cały świat będzie podziwiał ich majętność, śledząc ostatnie okrążenia Street Circuit World Masters.
Bitwa umysłów
Monster Energy miało kłopoty na torze nad zatoką. Cokolwiek nie wymyślili inżynierowie i mechanicy, honda odstawała od bmw Ravenwestów. Dwaj reprezentanci stajni musieli wspiąć się na wyżyny, by minimalizować te różnice.
Pierwsze okrążenia pokazały, że ustawiony pod lepszą skrętność samochód będzie wystarczająco konkurencyjny w tej konfiguracji toru. Brucevsky trzymał się mocno, zgrabnie pokonując ostre zakręty i odzyskując na nich czas tracony na prostych, gdzie niemieckie auta były szybsze. Czasy nie pozostawiały wątpliwości – faworyci byli tego dnia najlepsi i wyznaczali tempo dla reszty.
Kwestię mistrzostwa miał więc rozstrzygnąć spryt zawodników. Mahmoud wykorzystał perfekcyjnie każdą szansę i szybko przebił się na pierwsze miejsce. McKane za to sam utrudnił sobie zadanie, bo dał się wyminąć Brucevsky’emu na początku. W ten sposób oddał mu kontrolę nad sytuacją w ich bezpośrednim pojedynku. Polak musiał tylko nie popełnić błędu. Nie dał się ponieść emocjom, które symbolizowały ich rywalizację w ostatnich miesiącach. Wykonał swoją robotę solidnie i zameldował się na trzecim stopniu podium. Męczący się wyraźnie Amerykanin był tymczasem dopiero szósty. W ten sposób reprezentant Monster Energy wygrał tytuł, wyprzedzając dwóch rywali z Ravenwest o 9 i 13 punktów.
Monster Energy Endurance
Sponsorzy byli zachwyceni, a w zespole zapanowały nastroje niespotykane od lat. Euforia była tak duża, że Brucevsky’emu zaproponowano od razu udział w barwach stajni w nadchodzących zmaganiach Endurance Championship GT Group 2. Choć wcześniej prezentował się chimerycznie w tej klasie wyścigowej, a w GRID Grand Slam wręcz skompromitował się za kółkiem mercedesa z napędem na tylne koła, tutaj chciano właśnie na niego postawić.
Agent Massimo nie miał wątpliwości, że to dobra propozycja i nie powinien nawet się nad nią zastanawiać.
– A jeśli znowu będzie kiepsko? – dopytywał niepewny kierowca.
– Jak chcesz coś osiągnąć w motorsporcie, to nie może być kiepsko. Patrz na McKane’a i rób to samo – Włoch bezlitośnie porównywał swojego klienta do głównego rywala.
Choć Polakowi mogło się to nie podobać, musiał się z nim zgodzić. Może i w zawodach długodystansowych nie czuł się zbyt pewnie, ale musiał szybko zbierać takie szlify i poprawiać umiejętności, jeśli myślał o zapisaniu się w annałach motorsportu.
Nadzieja w astonie martinie
Po cichu liczył, że udostępniany przez zespół aston martin zagato okaże się nieco mniej złośliwy i nieposłuszny. Szef teamu wyznaczył rozsądne cele, jak sam mówił, ale też tak trzeba je było odbierać. Miejsce w top 6 kierowców i top 5 zespołów było stosunkowo nisko zawieszoną poprzeczką w porównaniu do oczekiwań, które mieli kibice zespołu i wszyscy nowi kompani Brucevsky’ego z garażu.
Początek na Hockenheim mógł napawać optymizmem. Tempo na treningach było dobre. Co jednak z tego skoro już w kwalifikacjach polski kierowca pojechał o sekundę wolniej, osiągając dopiero dziewiąty wynik. Był pod tą niezbyt wysoko zawieszoną poprzeczką i daleko za plecami McKane’a.
Motywujący kopniak podziałał, bo w wyścigu kółka pokonywał już znacznie lepszym tempem. Zszedł nawet poniżej 1,22, co pozwoliło mu awansować o kilka lokat i ostatecznie uplasować się tuż za podium. Podobnie ambitne plan miał jego partner Otto Lina, ale już na pierwszym okrążeniu przeszarżował, uszkodził wóz i później ledwo dotrwał do wyznaczonego limitu czasowego.
Prezent od Nathana
Na Yas Marina Circuit Polak spisał się już na miarę oczekiwań z garażu. W kwalifikacjach wykręcił trzeci czas, ustępując McKane’owi o zaledwie 0,332 sekundy. Inżynierowie i mechanicy poklepywali go po plecach, widząc już oczami wyobraźni, jak jutro dobiera się Amerykaninowi do skóry podczas wyścigu. Brucevsky starał się tonować te nastroje.
– To było okrążenie zrobione na limitach, nie do powtórzenia z wyścigową regularnością. Będę próbować, ale niczego nie obiecuję – mówił na odprawie.
Nieoczekiwanie McKane dał mu dobrą szansę, popełniając rzadko widywany u niego błąd zaraz na starcie. Tyle wystarczyło, by reprezentant Monster Energy zamienił jego dzień w piekło. Znalazł się przed nim, a później trzymał się wewnętrznych i agresywnie atakował tarki, odcinając możliwości kontrataku. Pomimo lepszego tempa Amerykanina, dotarli na miejsce już w takim układzie.
Kalendarz wskazywał, że dalej będzie tylko trudniej. Nadchodzące zawody na Brands Hatch i Sepang stanowiły ledwie przystawkę przed dwoma ostatnimi rundami, które były dla Polaka zupełną nowością…
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂
<—- Poprzednia relacja z GRID Autosport: Przyjemna jazda fordem focusem
Kolejny odcinek relacji z GRID Autosport: Wizyta na odwróconym Spa —>
<— Zacznij lekturę od pierwszego odcinka opowieści z GRID: Autosport