GRID Autosport #14: GRID Grand Slam
Zawody pod egidą GRID rządzą się swoimi prawami, które dodają rywalizacji kolorytu. Zespoły mogą zgłosić jedynie kierowców, z którymi w ostatnich tygodniach przynajmniej w jednym pucharze współpracowali. Sam cykl z kolei stanowi maraton przeróżnych typów wyścigów, łączący wszystko, co najlepsze na torach.
Brucevsky dostał propozycje z trzech teamów, których barwy reprezentował w ostatnich miesiącach. Na liście miał Oakleya, gdzie zaczynał swoją profesjonalną przygodę i Razera, z którym spędził najwięcej czasu. Najkorzystniej prezentowała się jednak oferta Team Kicker, który zapewniał najlepiej przygotowane maszyny i dysponował największym budżetem.
– Myśl pragmatycznie, chłopcze – słowa Massimo brzmiały jak przedziwne połączenie rady i ostrzeżenia. – Ten puchar to spotkanie czołowych kierowców ostatnich miesięcy. Nikt tam nie daje dodatkowych punktów za przyjacielską atmosferę w pitlane.
Włoch miał sporo racji. Choć młody kierowca zżył się z inżynierami Razera, to zaakceptował zaproszenie ze strony ich konkurenta. Wybrał niemiecką ekipę, w której jeździł w zawodach streetracingowych. I właśnie w ulicznym golfie w żółtym malowaniu miał zacząć zmagania w Grid Grand Slam. Tym razem jednak nie pośród wieżowców.
GRID Grand Slam zaczyna się na Okutamie
Organizatorzy zaplanowali otwarcie na malowniczym torze Okutama. Wczesnojesienna aura zachwycała na wąskich odcinkach trasy prowadzącej przez gęsty las i u podnóża gór. Łatwo było się rozkojarzyć i zaliczyć kontakt z bandami, które postawione były blisko, nie zostawiając miejsca na błąd.
Brucevsky i startująca z nim w barwach ekipy Jade Martin zaczynali z końca stawki. Czekało ich sporo pracy, by na długich, trwających ponad dwie minuty okrążeniach przebić się wyżej. Początkowo oboje sprawnie zabrali się do pracy i zyskali kilka lokat. W pewnym momencie Polak zgubił jednak swój dobry rytm i stracił dystans do koleżanki po fachu. Utknąwszy na dłużej za plecami Jana Dvoraka z Oakley, który jechał bardzo słabym tempem, stracił swoją szansę na walkę o lepsze lokaty. Linię mety przekroczył dopiero dziewiąty. Jade była tymczasem szósta.
Pierwsze koty za płoty. Młody kierowca chciałby tak myśleć, ale widok McKane’a na najwyższym stopniu podium wybił mu pozytywne spojrzenie z głowy. Czuł, że powinien spisać się lepiej. Dvorak najlepsze kółko na trasie pokonał o siedem sekund wolniej niż najszybszy tego dnia Parker. A on za Czechem wlókł się kilka kilometrów, zawodząc siebie i zespół.
Przetasowania na Brands Hatch
Stawka poleciała następnie na Brands Hatch. Tor dał się już we znaki Brucevsky’emu, ale tym razem miał się z nim zmierzyć za kółkiem dobrze sobie znanego forda focusa. Skorzystał z wiedzy mechaników i dobrych rad inżynierów, którzy tak ustawili mu samochód, że trudne sektory drugi i trzeci mógł wreszcie zacząć pokonywać płynniej. Efekty było widać od razu. Piąte miejsce w kwalifikacjach, za dwoma Ravenwestami, Loganem Parkerem z Intela i Ryanem Thompsonem Jr. z Monster Energy napawało optymizmem. Jade startowała w środku peletonu, notując ósmy czas.
W wyścigu Polak potwierdził, że robi szybkie postępy. Start tradycyjnie zaspał, tracąc dwie lokaty, ale późniejsze równe tempo pozwoliło mu odzyskać pozycje zabrane przez Felipe Santosa i O’Sullivana. Czterej czołowi kierowcy byli już poza zasięgiem. Team Kicker wiedział jednak, że w rewanżu mogą znacząco zminimalizować straty.
– Agresywnie i szybko. Jeśli nie urwiecie się na początku, później możecie wpaść w tryby machiny, która zmieli was i wypluje – sugerował szef teamu na odprawie, motywując niczym coach w NBA.
Kierowcy trochę zbyt mocno wzięli sobie do serca rady. Dla kibiców wyglądało to na bratobójczą walkę, choć w rzeczywistości było wynikiem zwykłego nieporozumienia. Kontakt na pierwszym zakręcie mocno skomplikował sytuację Martin, która osunęła się w klasyfikacji. Uszkodzenia obu samochodów nie były zbyt poważne, choć partnerów ze stajni na pewno lekko wytrąciły z równowagi.
Martin zdołała odzyskać rezon i wrócić do prezentowanego niezłego tempa. Popisała się kilkoma ciekawymi manewrami wyprzedzania i ostatecznie zdołała wskoczyć na pozycję numer osiem. Brucevsky tymczasem sięgnął po triumf. Wygrał o włos, bo jego tempo na poziomi 1,28 z groszami wyraźnie odstawało od tego Ravenwestów. Na metę wpadł z mniej niż pół sekundy przewagi nad szarżującym McKane’em. Miał trochę szczęścia. Wierzył jednak, że tym występem udokumentował robione postępy. Po ostatnich lekcjach na torach, chciał, by zaczęto go stawiać na innej półce niż maruderów.
Różnica klas, której nie ukryjesz
Z odpowiednim wsparciem i zapleczem technicznym, mógł liczyć na nawiązanie walki z faworytami. Jeśli momentami czuł jeszcze wyrzuty sumienia związane z odrzuceniem ofert Oakleya i Razera, to zmagania w Sepang potwierdziły mu słowa Massimo. Nie mógł okazywać słabości, jeśli chciał długiej kariery z szansami na trofea. W Malezji dobrze ustawiony nissan silva umożliwił mu zanotowanie czwartego czasu podczas rywalizacji w czasówce. Może znów stracił nieco dystansu do czołówki, ale wciąż był jednym z kandydatów do tytułu.
Zajmował trzecią pozycję w generalce. Z 51 punktami na koncie wyprzedzał o dwa oczka Ryana Thompsona Jr. i Logana Parkera. Eksperci podkreślali w wywiadach i analizach, że każdy z nich może jeszcze namieszać, ale w gruncie rzeczy karty rozdawać miał zupełnie kto inny. McKane nie pozostawiał wątpliwości, że celuje w pewne zwycięstwo w całym pucharze. Mając na koncie 81 punktów, już po trzech rundach dysponował całkiem solidną zaliczką. Nawet jeżdżący tymi samymi maszynami Westley tracił już dwanaście oczek.
Tymczasem reprezentanci Razera plasowali się w generalce na pozycjach 14 i 15, a Oakleya na miejscach 12 i 16. Brucevsky był w innej galaktyce w tamtej chwili niż kierowcy zespołów, których barwy mógł reprezentować. Nadchodził jednak test w endurance, który mógł szybko sprowadzić go na ziemię. Hockenheimring nie wybaczało błędów i lubiło skarcić nowicjuszy. Na domiar złego Polak miał wystartować tam narowistym mercedesem z tylnym napędem, na którym poległo już wielu zawodników. A on znał go tylko z przeładowanych teorią opisów inżynierów…
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂
<—- Poprzednia relacja z GRID Autosport: Lekcje endurance
Następny odcinek GRID Autosport: Trzeci do tanga podczas GRID Grand Slam —>
<— Zacznij lekturę od pierwszego odcinka opowieści z GRID: Autosport