GRID Autosport #13: Lekcje endurance
Zaproszenie na Pipercross Endurance Challenge było niespodziewanie i trudne do oceny. Młody polski kierowca traktował je jako wyróżnienie, ale jednocześnie obawiał się, czy nie jest za wcześnie, by rzucać się w wir zmagań wytrzymałościowych. Oakley i Razer takich wątpliwości nie miały.
Pierwsza lekcja endurance
Wybór pomiędzy dwoma doskonałymi samochodami, mclarenem i aston martinem, nie ułatwiał zadania. Obie maszyny bez problemu plasowały się w kategorii motoryzacyjnych marzeń każdego pasjonata szybkich aut. Brucevsky był w stanie wyobrazić sobie siebie za kierownicą obu i odczuwać podobną ekscytację na myśl o warkocie silnika. Po rozmowie z Massimo, wybrał Razera, w którym miała czekać na niego większa liczba znajomych twarzy wśród inżynierów i mechaników.
Endurance oznaczało nowy poziom wyzwania. Dochodziła kwestia dbania o opony, które podczas trwających kilkanaście okrążeń zmagań szybko się zużywały. Samochód potrafił zachowywać się zupełnie inaczej na pierwszych kilometrach i po większym dystansie. Każdy uczestnik musiał brać to pod uwagę, dopasowując swoją strategię na wyścig.
Polski kierowca odebrał potrzebną cenną lekcję w tym temacie w debiucie. Startował wysoko, ale zbyt ostrożny początek sprawił, że utracił dwie lokaty. Musiał poświęcić kolejne kółka na pogoń i walkę z Otto Liną z Monster Energy, a później z Sofie Muller z Forge Motorsport. Nim wrócił na trzecią pozycję, opony były już zniszczone, a dwaj konkurenci z Ravenwesta daleko z przodu. Razer był zadowolony. Po części z wyniku, ale przede wszystkim z nauki, którą utalentowany zawodnik zebrał w tak krótkim czasie.
Dwa ciosy na początek
Drugą rundę zaplanowano na Autodromo do Algarve. Polak w Portugalii pojechał znakomite kwalifikacje i wyprzedził o dziesiętne części sekundy obu rywali z Ravenwesta. Wywalczył pierwsze pole-position, które w teorii powinno dać mu kontrolę nad wyścigiem. Nic z tych rzeczy.
Konkurenci wiedzieli, że mają do czynienia z nieopierzonym graczem w endurance’ach i na pierwszych zakrętach przypuścili agresywne ataki. Zaczął McKane, który próbując wepchnąć się na pierwszym kółku, uderzył mocno w bok astona martina, uszkadzając przy tym swój pojazd. Chwilę później poprawił Rodrigo Gomes, urywając drzwi w zielonoczarnym aucie Razera i rujnując jego aerodynamikę. Z chaosu skrzętnie skorzystał Westley, wskakując na prowadzenie.
Kontratak
Brucevsky wziął się w garść i odpowiedział dojrzale na zagrywki konkurentów. Odparł ataki, a później zaczął naciskać na lidera. Kibice z uwagą przyglądali się manewrom ofensywnym i obronom, w których cierpiały opony. W końcu Polak znalazł sposób na konkurenta, kiedy na ostrzejszym nawrocie zawiodły go opony, wyrzucając auto na zewnętrzną.
– Uważaj, twoje są w podobnie złym stanie – zakomunikował inżynier.
– Okay, przyjąłem.
Kilka chwil później przyszedł drugi komunikat, informujący, by podkręcił tempo, bo z tyłu szybko nadrabia dystans McKane, który lepiej zadbał o stan ogumienia, a i znalazł sposób na uszkodzenia z początku wyścigu. Kiedy organizatorzy odliczali sekundy do końca regulaminowego czasu wyścigu, obu rywali dzieliły już zaledwie metry. Ravenwestowi zabrakło może pół minuty, by odzyskać prowadzenie w Portugalii.
[W tym momencie Brucevsky podjął decyzję, że ta kariera jest za prosta, a przez to mało realistyczna. Postanowił podnieść poziom wyzwania. Sztuczna inteligencja miała od tej pory prezentować poziom trudny.]
Dalszy ciąg EBC Brakes Endurance League
Dwa tygodnie przerwy dały kierowcom i zespołom czas na opracowanie modyfikacji i strategii na dalszą część EBC Brakes Endurance League. W Hockenheim publiczność czekała na nowe rozdanie w zawodach GT Group 2.
Tempo tradycyjnie nadawały mocno umotywowane Ravenwesty, za którymi starała się trzymać Muller z Forge Motorsport. Brucevsky w Niemczech potwierdzał spory potencjał, notując czwarty czas w kwalifikacjach. Zapraszani do komentarzy eksperci sugerowali dziennikarzom, że może ich czekać kolejny wyścig pełen ciekawej walki do zrelacjonowania. Nic z tych rzeczy nie miało jednak miejsca. Westley i McKane szybko zbudowali sobie bezpieczną przewagę, a ze względu na polecenia zespołowe nie wdawali się w walkę między sobą. Muller jechała samotny wyścig. Brucevsky z kolei musiał skupić się na obronie pozycji przed bardzo aktywnym Alexem Cote’em z K&N Motorsport. Podium, jak się okazało, ustaliły już kwalifikacje na niemieckim obiekcie.
Kibice w Anglii liczyli na dużo ciekawszy wyścig na legendarnym Brands Hatch. Brucevsky jechał tam z dużymi obawami, pamiętając swoje wcześniejsze kłopoty. Najgorszy scenariusz ziścił się w każdym elemencie, a Polak w kwalifikacjach zanotował dopiero czternasty czas. Tylko w pierwszym sektorze był w stanie utrzymać tempo konkurentów z czołówki, więc w efekcie szybszy na mecie czasówki był jedynie od dwóch reprezentantów Oakleya, których mclareny rozczarowywały zarówno pod względem prędkości maksymalnej jak i sterowności.
Maskowanie problemów
Razer zakładał, że obaj jego kierowcy w tym sezonie Endurance League będą w dziesiątce. Taki wyznaczono cel, a udany początek jeszcze rozbudził apetyty na więcej. Teraz team dopadała rzeczywistość, która brutalnie sprowadzała te aspiracje na ziemię. Szef ekipy postanowił nieco potrząsnąć kierowcami, by na Brands Hatch zminimalizowali straty po słabych kwalifikacjach. Nikt nie chciał jechać do Sepang z nożem na gardle, a już zwłaszcza kierownictwo, które czekała renegocjacja umów sponsorskich.
Brucevsky wycisnął maksimum, na które było go stać na tym obiekcie. Wystarczyło to na awans na jedenastą lokatę, z czego jedno miejsce zyskał kosztem jeszcze mniej widowiskowego kompana z zespołu, Galliego. Wyprzedzenie Isabelli Hall czy Jose Hernandeza nie maskowało kłopotów kierowcy. Na najlepszym kółku nie zszedł poniżej 1,21 sekundy. Zwycięzca Westley był aż o pięć sekund szybszy.
Kilkanaście dni później w Malezji okazało się, dlaczego szefostwu tak zależało na uratowaniu wyniku na Brands Hatch. Układ Sepang odkrywał wszystkie słabe punkty astona martina, który kiepsko trzymał się drogi na długich łukach. Oznaczało to, że konkurencyjny był tylko w pierwszym sektorze, gdzie wolniejsze tempo wymuszały dwa mocne nawroty.
Pociąg Jarno Trullego
W takiej sytuacji dziewiąta pozycja startowa Brucevsky’ego była niezłym osiągnięciem, co inżynierowie przyznawali raczej po cichu, by nie narażać się na gniew pracodawcy. Szybki awans na szóstą pozycję po zamieszaniu na starcie jeszcze bardziej uspokoił nastroje w garażu, choć tylko na krótką chwilę. Rywale szybko odzyskali swoje miejsca i wkrótce Polak musiał znowu odpierać ataki Alexa Cote’a. Niczym Jarno Trulli za najlepszych lat, poprowadził pociąg, wstrzymując resztę stawki do samej linii mety. W ten sposób zakończył zmagania na siódmej pozycji. Cel zespołowy został zrealizowany.
Zdając ten niełatwy egzamin, zawodnik zapewnił sobie zaproszenie na GRID Grand Slam. Prestiżowy cykl, w którym czołowi kierowcy świata motorsportu mogą błyszczeć, wykazując się wszechstronnością.
– To jest twoja szansa. Nie zmarnuj jej – Massimo nie udawał, że jego klient ma jakiekolwiek pole manewru. – Jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć, musisz się tam pokazać.
Czy złożona na barki presja nie przygniotła zawodnika? Czy odnalazł się na GRID Grand Slam? O tym w następnym odcinku.
GRID: Autosport to kolejna odsłona wyścigowego cyklu od ekspertów gatunku ze studia Codemasters. Tytuł jest duchowym spadkobiercą serii TOCA i pozwala wkroczyć w świat motorsportu, by sprawdzić się w szeregu różnych zawodów. Jak wypada gra i na co pozwala w trybie kariery? O tym przeczytasz w fabularyzowanej relacji w Gralingradzie!
Nie chcesz przegapić następnego odcinka? Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli przyjemnie czytało Ci się tę karierę – postaw mi kawę, przyda się przed następnymi zawodami. 🙂
<—- Poprzednia relacja z GRID Autosport: Wygrana nad Intelem
<— Zacznij lekturę od pierwszego odcinka opowieści z GRID: Autosport