Final Fantasy 7 Rebirth #13: Przez kaniony

Final Fantasy 7 Rebirth blog

Tym razem to nie był żaden test. Przyjacielska rozmowa, a może nawet coś więcej. Kto wie, co wydarzyłoby się pomiędzy mną i Tifą w tamtym pokoju domu Cissnei w Gongadze, gdyby nie przerwali nam podsłuchujący Cait Sith i Yuffie. Cieszę się, że wróciła i jest tutaj z nami. To najważniejsze.

Walki szeptaczy

Byliśmy gotowi utracić wszelką nadzieję wtedy w reaktorze. Myśli o tym, że zginęła stawały się coraz głośniejsze i trudniejsze do zignorowania. I wtedy właśnie tajemniczy stwór z wielką kulą na brzuchu wypłynął na brzeg. Oddał nam Tifę całą i zdrową, jak gdyby nigdy nic. Naprawił mój błąd, o ile to słowo w ogóle w tym miejscu może paść. Zmazał moją winę, tak chyba będzie najuczciwiej.

Tifa zobaczyła wiele, kiedy znalazła się pod powierzchnią wody. Dzięki niej dowiedzieliśmy się, że Szeptacze nie pozostały w Midgarze. Nie zniknęły wraz z tamtą bitwą z przeznaczeniem. Teraz są ich dwa rodzaje, które toczą ze sobą najwyraźniej bój. O co? Jeśli dobrze interpretujemy sytuację, walczą o to, która wersja przeznaczenia stanie się tą prawdziwą. Po jednej stronie jest planeta i my. Po drugiej Sephirot. Na razie wszystko wskazuje na to, że wygrywamy.  

Potrzebowaliśmy odpowiedzi. Wskazówek. Czegokolwiek, co pozwoliłoby nam nieco pewniej stanąć na nogach i kontynuować nasz pościg. Na mapie świata znajdowało się jedno miejsce, gdzie moglibyśmy szukać wsparcia w tym zakresie. Cosmo Canyon. Red podpowiedział rozwiązanie i ucieszył się na myśl, że po długim czasie wróci w swoje rodzinne strony.

Labirynty Gongagi

Mogliśmy ruszać, ale postanowiłem, że zabawimy jeszcze chwilę w tropikalnej dżungli Gongagi. Zrobimy trochę rekonesansu dla Chadleya, a przy okazji podszkolimy umiejętności i zdobędziemy nowe materie. Zyskanie sojusznika w postaci bóstwa Kujaty wydawało się warte zachodu.

Nie wziąłem tylko pod uwagę, jak trudne będzie poszukiwanie wskazanych przez naukowca punktów. Górzysty, mocno zalesiony teren Gongagi zmuszał do kluczenia i regularnego korzystania z pomocy chocobosów. Potrafiły one odbijać się od gąbczastych kapeluszy wielkich grzybów i w ten sposób doskakiwać w niedostępne normalnie miejsca. Wiele czasu poświęciliśmy na szukanie właściwych ścieżek. Momentami czułem już irytację wynikającą z niemocy, kiedy mapa kolejny raz wprowadzała nas w błąd i prowadziła w ślepy zaułek z wysoką skalną ścianą.

Ruszając w drogę do prowizorycznego lotniska, a w zasadzie krótkiego pasa startowego pośrodku dżungli i klifów, mieliśmy na koncie wiele kilometrów w nogach. Zbieraliśmy grzyby i inne składniki na lokalny przysmak dla Cissnei, ratowaliśmy kurczaki dla jednej staruszki i ukończyliśmy trening przewidziany dla Turksów w czterech ich bazach. To ostatnie osiągnięcie pozwoliło nam zdobyć kolejny protorelikt. Artefakt znów przeniósł mnie do innego miejsca i postawił naprzeciw dziwnego samuraja. Tym razem jednak nie byłem sam. Moim śladem podążył zaciekawiony Chadley, ale szybko tego pożałował, kiedy stał się celem dumnego wojownika. To tajemnica, która jeszcze czeka na rozwiązanie.

Cid Highwind

Stosując się do instrukcji pozostawionych na pasie startowym, Yuffie wysłała sygnały dymne do pilota, który miał nas zabrać do Cosmo Canyon. Musieliśmy swoje odczekać, ale w końcu na nieboskłonie pojawił się nieduży, różowy samolot. Wylądował gładko, jakby pilot chciał nas uspokoić, że ma umiejętności potrzebne, by zabrać nas bezpiecznie do celu.

Drzwi się otworzyły. Ze środka wyszedł pewny siebie lotnik w charakterystycznej, niebieskiej kurtce i z zawadiackim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Przedstawił się jako Cid Highwind i zażądał 1000 gil za transport. Omiótł wzrokiem całą naszą bandę i podrapał się po brodzie. Nie ukrywał, że liczba pasażerów niezbyt mu pasowała. Ostatecznie potraktował to jako wyzwanie i zgodził się, żebyśmy wszyscy weszli na pokład.

Posadził nas odpowiednio, żebyśmy nie przeciążyli samolotu w jedną stronę, a potem uruchomił silniki. Przez moment myślałem, że wlecimy prosto w skały, ale ostatecznie silniki Tiny Bronco podołały zadaniu i uniosły maszynę wysoko w górę. Dalszy lot minął spokojnie. Yuffie znów walczyła z chorobą lokomocyjną, a Barret dopytywał, czy Cid nie obawia się Shinry, lecąc tak beztrosko. Niebo nie jest jej – spodobała się mi ta odpowiedź.

Tiny Bronco Cosmo Canyon

Trauma dżokejki

Cid wylądował na pasie startowym w sporej odległości od Cosmo Canyon. Choć teren był pusty i pozbawiony roślinności, to liczne kaniony i wzniesienia znacznie ograniczały miejsca do zatrzymania samolotu. Resztę drogi musieliśmy pokonać sami. Pożegnaliśmy pilota i ruszyliśmy za Redem, który wyrywał się do przodu. Szybko natknęliśmy się na pierwszych przeciwników. Bazyliszki, ptaki i człekokształtne stwory doskonale zaadaptowały się do tych warunków i nauczyły radzić sobie bez dostępu do wody. Były silne i wytrzymałe, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że czas poświęcony na wcześniejsze treningi nie był stracony.

W drodze do Cosmo Canyon natknęliśmy się na lokalne ranczo i poznaliśmy historię dżokejki, która po wypadku podczas wyścigu doznała traumy i bała się wrócić na grzbiet ukochanego chocobosa. Odnaleźliśmy wspomnianego ptaka, a potem Yuffie postanowiła w dość pokrętny sposób namówić dziewczynę na przełamanie strachu. Próby wejścia jej na ambicję na kolejnych trasach treningowych, na których kiedyś się szkoliła, nie miały szans powodzenia. Może wyniki nie były najsłabsze, choć mojej towarzyszce długo zajęło zrozumienie zasady pikowania i nabierania prędkości, ale nie chodziło wcale o nią i jej starania. Córka ranczerki bardziej niż o swoje zdrowie bała się narażenia na szwank swojej ptasiej przyjaciółki.

Jakimś sposobem skończyłem w roli tłumacza chocobosów, tworząc na poczekaniu motywacyjną mowę, która wlała w serce dżokejki nieco odwagi i optymizmu. Praktyczną korzyścią całej tej sytuacji było zdobycie ptasiego pomocnika, który pomoże nam nieraz podczas eksploracji Cosmo Canyon.

Road to Cosmo Canyon

Prawda o Nanakim

Położone w sercu pustynnego regionu miasteczko jest stolicą badaczy, planetologów, ale też wyznawców różnych religii i wierzeń. Zbiera ludzi, którym na sercu leży dobro świata i którzy szukają głębszego sensu istnienia. Barret był zachwycony możliwością zatrzymania się w takim miejscu i być może uzyskania odpowiedzi na kilka pytań. Ta jego gadanina o planecie nie była na pokaz i potwierdzał to kolejny już raz.

Kiedy ogromnym, wiszącym mostem dotarliśmy do wejścia do Cosmo Canyon, Red wybił naprzód i przywitał się wylewnie ze strażnikami. Dołączyliśmy do niego i zatrzymaliśmy się wryci w ziemię, kiedy usłyszeliśmy rozentuzjazmowany, niemal dziecięcy głos naszego kompana. Okazało się, że Red, a właściwie Nanaki, jak nazywają go w tych stronach, jest jeszcze bardzo młody, a starego i dojrzałego udawał tylko przed nami, by nie być traktowanym protekcjonalnie.

To był dopiero początek niespodzianek, które szykowało dla nas Cosmo Canyon.

Final Fantasy 7 Rebirth to druga odsłona projektu będącego remake’iem kultowej produkcji jRPG Final Fantasy 7. Gra przynosi nie tylko unowocześnią oprawę audiowizualną i rozbudowę systemu, ale również nowe spojrzenie na znaną historię. Jak wygląda podróż przed świat Rebirth? Co czeka Clouda i jego kompanów? Przeżyj przygodę jeszcze raz w formie opowiadania na bazie wrażeń z gry!

Podoba Ci się to opowiadanie? Nie przegap innych materiałów z Gralingradu, w których podróżuję przez produkcje stare i nowe. Obserwuj profile bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube. Możesz również wspomóc stronę na Patronite, a jeśli doceniasz moje starania w takiej formie gier relacjonowania – postaw mi kawę, która pozwoli mi kontynuować wędrówkę przez świat Final Fantasy 7 Rebirth! Dzięki z góry!

<— Poprzedni odcinek opowiadania z Final Fantasy 7 Rebirth

Następny odcinek bloga Final Fantasy 7 Rebirth —>

<— Początek przygody w Final Fantasy 7 Rebirth

Sprawdź audiobook z Final Fantasy 7 Remake –>

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.