Dragon Ball: Legenda o Shenlongu – recenzja filmu

Dragon Ball Legenda o Shenlongu film

Dragon Ball to nie tylko popularna manga i słynna na całym świecie seria anime. To również kilkanaście filmów pełnometrażowych, które przedstawiają poboczne historie lub opowiadają alternatywne wersje znanych wydarzeń. Tego rodzaju tytuły zapoczątkowała premiera z 1986 roku. Jak po tych ponad trzydziestu latach wypada Dragon Ball: Legenda o Shenlongu? Czy warto do niej wracać? Zapraszam na krótką recenzję.

Przygoda Goku

Legenda o Shenlongu powstała w innych czasach i widać to po szerokiej gamie elementów, które charakteryzują film. Nim jednak przejdziemy do szczegółów, ustalmy jedno – oryginalny Dragon Ball, w przeciwieństwie do serii Z, kładł mocniejszy nacisk na przygodę, a mniejszy na ciągnące się przez wiele odcinków pojedynki. Tutaj jest podobnie. Starcia stanowią ważny, ale nie najistotniejszy element opowieści, w której poznajemy wojownika Son Goku i kilka innych znajomych twarzy z uniwersum.

Produkcja przedstawia alternatywną wersję spotkania Goku z Bulmą czy Yamchą. Tło fabularne stanowi tutaj historia królestwa ciemiężonego przez Króla Smakosza, który został przeklęty i jest dręczony przez nieustający głód. Postać ta ma w sobie coś przerażająco, a jeśli dodamy do tego obrazki wyniszczonego kraju, to trzeba przyznać, że punkt wyjściowy nie wskazuje na dość swobodną i żartobliwą opowiastkę.

Kiedy jednak już pojawiają się główni bohaterowie historii, klimat zaczyna się zmieniać. Szybko stajemy się świadkami scen i dialogów, które dzisiaj wielu odbiorców może uznać za odważne, nie nadające się dla dzieci czy wręcz obrazoburcze. Sam bym z tym nie przesadzał, taki już urok japońskich produkcji sprzed lat, ale warto mieć na uwadze, że Legenda o Shenlongu swobodnie podchodzi do tematu seksualności, przemocy czy relacji międzypłciowych.

Dragon Ball Legenda o Shenlongu recenzja

Solidny poziom po latach

Wspomniane elementy, nazwijmy je nieco kontrowersyjnie „humorystycznymi”, przeplatają się z wątkami przygodowymi i scenami pojedynków. Te ostatnie, stanowiące dla wielu widzów główny powód do oglądania Dragon Balla, wypadają nieźle. Pomimo ponad trzech dekad na karku choreografia nie jest najgorsza, a animacja ataków potrafi zrobić małe wrażenie. Cieszy obecność słynnych ataków specjalnych i fakt, że film daje okazję na zobaczenie w akcji choćby Yamchy i jego popisowego „Rōga-fū-fū-ken”. Fanów wojownika może tylko zaboleć, jaki efekt miał ten cios specjalny wymierzony w Son Goku.

Jeśli ktoś po Legendzie o Shenlongu oczekuje historii z morałem, powinien szukać gdzie indziej. Próżno wyciągać z tego dobre wzorce dla młodszych odbiorców, bo nawet w finale opowieści niektórzy bohaterowie pokazują wątpliwą moralność, stawiając własne potrzeby wyżej od ważnych kwestii dotyczących innych ludzi. Przyjmijmy jednak uczciwie – raczej nie tego oczekuje się po Dragon Ballu. Zapewne też z taką myślą całość była w 1986 roku pisana, rysowana i projektowana.

Dzisiaj Dragon Ball: Legenda o Shenlongu to raczej ciekawostka niż kultowy klasyk. Osobiście potraktowałem ją jako szansę na nostalgiczny powrót do czasów seansów przed telewizorem odpalonym na RTL7. Kilka wspomnień wróciło i może dlatego dzisiaj ten w gruncie rzeczy przeciętny film oceniam pozytywnie. Siląc się na obiektywizm, daję jednak finalnie 5/10.

Moja ocena: 5/10

Na plus: Ciekawe tło fabularne, humor (choć nie dla każdego), pojedynki, nostalgia

Na minus: Scenariusz nie zachwyca, można narzekać na zbyt dużo podtekstów seksualnych

Zobacz następną recenzję – Dragon Ball: Śpiąca Księżniczka w Zamku Diabła —>

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.