Company of Heroes #3: Pamiętniki z frontu
Na kartach historii pozostaną tylko daty. Pojedyncze nazwiska dowódców i wysokich rangą polityków. Cyfry wskazujące liczbę zabitych i rannych. Wojnę wspominać się będzie pod kątem zaciekłych bitew, przesuwających się po mapie frontów czy zawieranych przy stołach sojuszy. Tylko naoczni świadkowie i uczestnicy zapamiętają być może żołnierzy, którzy w tamtych walkach ryzykowali wszystko w imię wyższych idei. Dzisiaj więc to im oddajemy miejsce, publikując fragmenty listów i pamiętników członków alianckiej armii.
Kto poprowadził czerwony ekspres
Mój dowódca jest idiotą. Wiem doskonale, że jeśli ten list trafi w niewłaściwe ręce, czeka mnie sąd wojskowy. Mam to gdzieś. Ryzykowałem życie i widziałem, jak giną moi kompani, a wszystko przez jakiegoś idiotę o wyższym stopniu, który najwyraźniej pierwszy raz trafił na prawdziwe pole walki. Od nas, szeregowców, wymaga się perfekcyjnego przygotowania. Zmusza się nas do przebiegania dziesiątków kilometrów w pełnym rynsztunku dla treningu i opieprza za każdy gorszy wynik na strzelnicy. Teoretyków, którzy wpatrują się w plany terenu, nikt jednak nie weryfikuje. To robi dopiero pole bitwy.
W Montebourg weryfikacja była szybka i bolesna. Krwawiliśmy jednak my, a nie ci wyżej postawieni teoretycy. Dla nich błędy miały konsekwencje tylko w formie nieprzyjemnych komunikatów otrzymywanych przez radio.
Jestem dobrze przygotowany do walki na froncie. Znam się na tym, jak strzelać i zachowywać się w różnych sytuacjach. Umiem obsłużyć stacjonarny karabin maszynowy, a i pomóc w operowaniu moździerzem. Nie będę udawał, że tak samo znam się na strategii. Wiem jednak, że tego dnia nasze oddziały powinny były działać inaczej. Dlaczego tak późno stworzyliśmy ufortyfikowany punkt obrony? Czemu musieliśmy stracić dziesiątki żołnierzy i dwa czołgi, by ktoś z dowodzących zorientował się, że bez własnej bazy nie mamy szans na dłużej zająć i utrzymać punktów zaopatrzenia?
Dzisiaj czytam o Red Ball Express, który pokonał trudny odcinek z Cherbourga. Widzę świętujących żołnierzy, którzy pękają z dumy, bo ochronili cenny konwój i ograniczyli straty. Nie powstrzymały ich czołgi, karabiny i pułapki. Wiem jednak, że koło mnie nie siedzi już Dixon, który zginął zaraz na początku operacji. Nie słyszę śmiechu Dużego Pete’a, który zarobił kulkę, gdy próbował zająć punkt z paliwem. Mogę tylko pomyśleć, że za moment tragiczne wieści dotrą do ukochanych Billa, George’a i Steve’a. Ekspres dotarł na stację, ale maszynista nie miał w tym za wiele udziału. Idiota.
Betonowy krajobraz Sottevast
Od momentu, gdy wymaszerowaliśmy z plaży Omaha i pozostawiliśmy za sobą żółty piasek oraz słone wody kanału La Manche, Francja witała nas przede wszystkim zielenią. Kwitnące łąki, piękne sady z jabłoniami, z których lokalni mieszkańcy tworzyli w czasach pokoju cydr oraz oczywiście ciche i spokojne lasy. To w takich krajobraz przyszło nam toczyć zacięte i krwawe walki z nazistami, którzy z butami weszli w życie innej nacji. Czasami odwiedzaliśmy większe i mniejsze miasteczka. W większości zrujnowane i w niczym nie przypominające samych siebie z czasów przedwojennych. Wtedy w widoki wkradało się więcej żółci i brązu, tworząc smutną brunatną masę piachu, błota, kamieni i cegieł.
Nigdzie indziej nie było tak jak w Sottevast. Tajna niemiecka placówka testująca prototypy zabójczych rakiet V2 była mieszaniną zimnej stali i niepokojącej czerni. Może to fakt, że przeprowadzaliśmy operację ataku na obiekt w nocy, sprawił, że zapamiętałem ją w ten sposób. Wiem jednak, że czułem się tam, jak w zupełnie innym świecie. Nieprzyjaznym. Niegościnnym. Obcym. Jakbym przyglądał się z bardzo bliska obcej komórce, która zaatakowała zdrowy organizm i zaczęła go zmieniać na swoje podobieństwo. W tamtej chwili zrozumiałem, że ta wojna to coś więcej niż tylko zderzenie poglądów na życie. Ten konflikt wykraczał poza polityczną rozgrywkę o bogactwa, zasoby i tereny. To było zderzenie dwóch różnych światów. Od nas zależało, który zdominuje tę planetę. Mam nadzieję, że wysadzając placówkę testową w Sottevast i tamtejszy bunkier zrobiliśmy krok we właściwym kierunku.
Plac w St. Fromond
W wojskowości niezwykle ważna jest elastyczność. To umiejętność rozpoznawania momentu, gdy z defensywy można przejść do ofensywy, ale również i odwrotnie, staje się podstawą działań dowódców na froncie. Tego też zabrakło kapitanowi Nichollsowi podczas ataku na St. Fromond.
Przed kilkoma minutami nadałem raport, w którym szczegółowo opisałem przyczyny klęski pierwszego ataku na francuskiego miasteczko. Papier przyjmie wszystko, także pozbawione emocji i brutalne w swojej bezpośredniości liczby. Setki poległych, dziesiątki straconych lub zniszczonych przez wroga pojazdów. A wszystko przez proste niedopatrzenie. St. Fromond wydawało się już zdobyte, plac został opanowany. Wystarczyły jednak dwie salwy rakietowego ostrzału wojsk III Rzeszy, by wywołać popłoch w oddziałach Nichollsa. Przerażeni żołnierze bezskutecznie szukali ukrycia, wpadając prosto pod lufy nazistów. Niewielu w tamtym momencie zdążyło skierować swoje kroki w stronę bazy wypadowej po drugiej stronie rzeki. I tak nie miałoby to jednak sensu. Tamten punkt został moment później stracony.
Pozbawiony obrony, dostał się w ręce wroga. Nicholls trafił do niewoli i Bój jeden raczy wiedzieć, czy w ogóle jeszcze żyje. A wszystko przez to, że zatracony w ofensywie, nie przestawił się na defensywę, gdy okazało się to kluczowe.
St. Fromond zdobyliśmy parę dni później. Generalicja ogłosiła kolejny sukces. I tylko na papierze zostaną błędy i ofiary. Tylko on przyjmuje je z otwartymi ramionami…
Company of Heroes to kultowa strategia czasu rzeczywistego wydana na komputery w 2006 roku. Wprowadzająca ciekawe nowinki w utarte schematy gatunku, pozwala poznać historię żołnierzy Able Company od lądowania w Normandii przez kolejne dni walk we Francji. Moje poczynania na stanowisko dowódcy tych sił przeczytacie w kolejnych relacjach z placu boju w Gralingradzie.
Lubisz czytać o grach? Zostań w Gralingradzie, by nie przegapić innych ciekawych materiałów! Możesz też obserwować bloga na Facebooku, Twitterze, Instagramie i YouTube lub wspomóc stronę na Patronite. Dzięki!