Yakuza 4 #5: Saejima wraca do domu
Taiga Saejima trafił do tajnej placówki penitencjarnej, gdzie miał zostać po cichu usunięty z tego świata. Wraz z nim w zapomnienie odejść miała historia zamachu z 1985 roku. Więzień miał jednak inne plany.
Strażnik Yasuo Muroya, numer identyfikacyjny 241250, raport 4/4/2010/YM
Zakład karny numer 2 na Okinawie działa w specjalnym trybie pod okiem zarządu komisarycznego. Wczoraj zanotowaliśmy pierwszą udaną próbę wydostania się poza mury obiektu przez więźniów. Ucieczka została zorganizowana przez Goha Hamazakiego i Taigę Saejimę, którzy w nieznany sposób zdołali wydostać się ze swoich cel, a następnie zaatakowali i brutalnie pobili kilkunastu funkcjonariuszy. Uciekli, wspinając się jedną z wież strażniczych po zaimprowizowanym łańcuchu z hakiem. Na skutek ich działań cała placówka została zamknięta, a do obiektu sprowadzono dodatkowych strażników, którzy mają zastąpić przebywających w szpitalu funkcjonariuszy. Liczba ofiar napaści wynosi w tym momencie 27. Wśród nich jest też naczelnik Saito, który zaginął. Poszukiwania trwają. Pewien trop w sprawie stanowią ślady krwi znalezione na szczycie wieży. Obecnie trwa analiza próbek w celu zidentyfikowania osoby, do której może należeć.
W placówce stwierdzono uszkodzenie kilku bram zabezpieczających. Trwa wewnętrzne śledztwo w celu ustalenia, w jaki sposób więźniowie opuścili cele, a także jak zdołali przedostać się przez aktywowany system awaryjnych grodzi. Szczegółowe informacje zostaną przekazane w osobnych raportach.
Powrót do życia, powrót do Kamurocho
Dwadzieścia pięć lat to szmat czasu. Ludzie się zmieniają, firmy się zmieniają, państwa się zmieniają. Powrót, po ćwierć wieku spędzonym w więzieniu, w strony ostatnio widziane na wolności potrafi człowieka walnąć. Kamurocho w niczym nie przypominało miejsca, które zostawiłem i zapisałem w swojej pamięci.
Tętniło życiem, atakowało krzykliwymi neonami. Kusiło zapachami i widokami, których nie czułem od tylu lat. Nie miałem jednak czasu na zwiedzanie i zachwycanie się tym wszystkim. W Kamurocho z każdym dniem przybywało gliniarzy i tajniaków, którzy starali się mnie namierzyć. Obiecałem sobie, że nie dam się złapać, dopóki nie uzyskam odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania. Nie po to uciekałem z więzienia, przepływałem kilometry morza i pożyczyłem pieniądze od Kazumy Kiryu, by teraz dać się złapać, jak jakiś mały złodziej na ulicy mojego ukochanego Kamurocho. Tak nie skończy się przygoda Tajgi Saejimy.
Nie miałem żadnego tropu, więc w pierwszej chwili uderzyłem na północny-wschód, gdzie niegdyś mieściła się siedziba mojego klanu. Niestety teraz były tam tylko obdarte budynki, zaniedbane mieszkania i alejki śmierdzące moczem i gnijącymi śmieciami. Zagadnąłem przypadkowego bezdomnego, ale był zbyt młody, by pamiętać rok 1985 i znać potrzebne mi odpowiedzi. Ale nakierował mnie na swojego znajomego, który rezyduje najczęściej w podziemnym pasażu handlowym. Podobno na ulicy jest od trzydziestu lat. Może więc wiedzieć coś o losach Sasaia.
Ostrożnie przebiłem się na drugą część miasta i odnalazłem wskazanego mężczyznę. Początkowo nic nie pamiętał, ale butelka sake rozjaśniła mu umysł. Miałem to szczęście, że po drodze zarobiłem 3000 jenów od chłystków, którzy mnie napadli. Gruby błąd. Bezdomny starzec nie miał żadnych konkretów, ale podrzucił mi ciekawy trop. Jeśli ktokolwiek w mieście ma znać potrzebne mi odpowiedzi, musi to być Kwiaciarz Kage. Teraz tylko go odnaleźć.
Na ulicach robiło się coraz mniej bezpiecznie, bo przybywało policjantów. Patrole na głównych arteriach Kamurocho skutecznie hamowały mój progres. Musiałem zejść do podziemi lub szukać alternatywnych przejść, pędząc po dachach budynków. Nie było to takie złe, bo pozwoliło mi napotkać bardzo przydatnych gości. Pod ziemią zaznajomiłem się z tajemniczym mistrzem i jego bojaźliwym kompanem. Uratowałem im skórę przed bandą oprychów, a w zamian zaangażowali mnie w swój projekt tajemniczego wykopu. Zyskałem na tym. Nie tylko mogłem trochę rozruszać zastałe mięśnie, ale też odkrywałem takie skarby, jak fragmenty dawnych broszur wojskowych ukryte w zapomnianych bunkrach. Można się z nich nawet dzisiaj wiele nauczyć. Dostałem też zestaw do rzeźbienia w drewnie. Nie wiedziałem po co i dlaczego, ale wkrótce zacząłem robić z niego użytek, dokumentując ciekawe wydarzenia w Kamurocho. Przydało mi się takie ćwiczenie cierpliwości i precyzji, a przy okazji mogłem popracować nad swoim repertuarem ciosów. Warto mieć asa w rękawie na wypadek gorszych sytuacji.
Na dachach spotkałem z kolei młodziaka Kubo, który należy do klanu Shibata. Ma talent chłopak. Nie tylko sprawnie rozprawił się z bandą napastników, ale jeszcze po wszystkim próbował mi uciec. Gdyby nie przemęczenie pojedynkiem, pewnie byłby w stanie mnie zgubić. Później nie mógł uwierzyć, że ja to naprawdę ten słynny Saejima, o którym krążą legendy. Tsk, że też ludzie nie mają czym się zachwycać i inspirować. W każdym razie, młody udostępnił mi swoją kryjówkę. Może się przydać, by przeczekać chwilowe zainteresowanie glin. Najpierw jednak muszę namierzyć tego przeklętego informatora i dowiedzieć się, czy Sasai żyje. A potem znaleźć Majimę i poznać prawdę na temat jego nieobecności w ‘85.
Yakuza 4 to mój pierwszy kontakt z ukochaną przez wielu serią, którą niektórzy niepotrzebnie próbują porównywać z GTA. Wystarczy jednak kilka chwil, by przekonać się, że to zupełnie inny styl opowieści i zabawy. Na blogu znajdziecie moje regularne relacje z postępów i przemyślenia dotyczące gry, spisane w formie opowiadania.