Moja kariera w FM 2016 #73: Wiatraki w Marsylii
Grupa D Ligi Europy wyglądała, co by tu dużo nie mówić, ciekawie. Eksperci i kibice sporo sobie obiecywali po naszym występie, licząc, że dumnie zaprezentujemy Ligue 1 w pucharze. W gronie Lazio, PAOK i FC Midtjylland byliśmy uznawani za faworytów – ciężko na tę pozycję w minionych kilkunastu miesiącach zapracowaliśmy.
Oczywiście papierowe analizy były na boisku często niewiele warte, więc zdawałem sobie sprawę, że tylko ciężką pracą i pełnym zaangażowaniem jesteśmy w stanie zrealizować nasz cel i pewnie wyjść z grupy. PAOK już w sparingu pokazał nam, że grając na pół gwizdka możemy się przejechać. Musiałem zadbać, by w tych nadchodzących sześciu potyczkach moi zawodnicy byli zawsze maksymalnie skoncentrowani.
W lidze nasza sytuacja wyglądała bardzo dobrze, choć po bramkowym remisie 1:1 z rewelacyjnym na starcie rozgrywek Lorient osunęliśmy się na siódme miejsce w tabeli. Wyniki były na razie akceptowalne, taktyka sprawdzała się nieźle, więc na pewno nie zamierzałem reagować nerwowo na tę kilku punktową stratę do paru rywali. Pocieszający był zwłaszcza fakt, że w czubie usadowiły się „niespodzianki”, Lens i Dijon, które pewnie z czasem stracą rezon i zaczną przegrywać. Kluczowe dla PFC było więc, by kontrolować sytuację w kontekście Paris Saint-Germain i Marsylii. Do tej ostatniej czekał nas wyjazd w najbliższy weekend.
Porażka z mistrzem kraju przed kilkunastoma dniami była do przełknięcia i nie spotkała się z ostrą krytyką fanów. Podobnie mogą już jednak nie zareagować, jeśli równie blado wypadniemy na tle drugiego głównego konkurenta. O ile jednak na Parc de Princes wystawiłem kilku rezerwowych i jechałem z nastawieniem „nie przegraj wysoko”, o tyle na Stade Velodrome zamierzałem zaatakować wszystkimi siłami.
Marsylia albo się tego nie spodziewała, albo po prostu nie miała jak się przeciwstawić naszym gwiazdom. Skrzydłowi Khaloua i Camara zrobili wiatraki z kryjących ich bocznych obrońców i poprowadzili nas do efektownego triumfu 3:1. Swoją szansę na ostatnie kilkanaście minut dostał też Dembele, ale na razie nic specjalnego nie pokazał. Potrzebuje jeszcze czasu.
Terminarz spotkań Ligi Europy został ustalony tak, że zaczynaliśmy od najtrudniejszego wyzwania. Trochę zmęczeni, ale też podbudowani po ostatniej wiktorii, mieliśmy jechać do Rzymu, by stawić czoła aktualnemu liderowi Serie A. Początkowo zakładałem, żeby na Stadio Olimpico pokazać kły i rzucić się Biancocelestim do gardeł. Gdy jednak dostałem raport na ich temat, który zwracał m.in. uwagę na aktualną znakomitą dyspozycję, trochę spokorniałem. Drużyna, która z łatwością rozprawia się z Milanem, wymaga odpowiednio dużego respektu.
Kibice nie mogli być rozczarowani. Może nie był to mecz, który przejdzie do historii, ale ładnych akcji nie zabrakło. Sporo materiału do analiz dostali też pasjonaci taktyki, bo w trakcie spotkania nieustannie prowadziliśmy strategiczny pojedynek z moim vis-a-vis. Co i rusz staraliśmy się wzajemnie zaskoczyć, sprowokować rywala do błędu, ale wszystko w ramach dżentelmeńskiej rywalizacji. 1:1 przyjęliśmy z zadowoleniem. Rewanż na pewno będzie ciekawy.
Paris FC może zaliczyć początek sezonu do udanych, ale kilka przyzwoitych wyników może niewiele znaczyć, jeśli w kolejnych tygodniach przyjdą remisy i porażki. Jak wypadnie moja drużyna. Następny epizod kariery w Football Manager 2016 już wkrótce.
Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie przegapić nowych materiałów!